Londyński pokaz Sekiro: Shadows Die Twice. Pot, łzy, długie kije i umieranie
Przybyłem, zobaczyłem i umarłem – te słowa najlepiej opisują moje wrażenia z Sekiro: Shadows Die Twice. From Software zmienia, dłużej nie trzyma się utartych schematów i oferuje zupełnie nową markę.
Demon’s Souls, Dark Souls czy też Bloodborne opierają się na jednym schemacie. Choć gry w mniejszym lub większym stopniu różnią się od siebie stylistyką, to w ostateczności fani „Soulsów” bezproblemowo potrafili odnaleźć się w kolejnych grach From Software. Właśnie z takim przeświadczeniem przyleciałem do Londynu na specjalny pokaz Sekiro: Shadows Die Twice, choć pierwsze trzy minuty z tytułem potwierdziły moje przypuszczenia – Japończycy rozpoczynają nowy rozdział, który trafi w gust wielu graczy.
Zanim jednak otrzymałem w swoje łapy kontroler do PlayStation 4 i mogłem zacząć umierać, wydawca postanowił sprawdzić umiejętności dziennikarzy zapraszając nas na mały kurs sztuki walki. Dwóch mistrzów na początku opowiedziało o sztuce walki kataną, by w następnym kroku wymachiwać mieczami. Nie wyglądało to specjalnie zachęcająco, ale na szczęście już po chwili mogłem nałożyć „strój bojowy” i chwycić w łapy kawałek drewna. Pierwsze polecenia były bardzo proste, ale z kolejnymi wydarzenia nabierały rozmachu i w ostateczności zgromadzeni wyraźnie nie potrafili opanować skomplikowanych technik… A miałem wciąż świadomość, że są to podstawy przekazywane na pierwszych treningach.
Organizatorom udało się jednak najważniejsze – dzięki tym ćwiczeniom z łatwością poczułem kluczową zmianę Sekiro: Shadows Die Twice względem poprzednich produkcji From Software. Teraz najważniejszy nie jest atak czy też wykonywanie uników – kluczem do sukcesu jest parowanie ciosów rywala i wyprowadzanie solidnych kontr. Z tego powodu na prezentacji nie zachęcali nas do prostych ataków, a każde ćwiczenie rozpoczynało się od pozycji „otwartej”, która miała sprowokować oponenta do nierozmyślnego ciosu. Gdy przeciwnik zaczynał swój ruch, naszym zadaniem była odpowiedź – i właśnie tak gra się w Sekiro: Shadows Die Twice. Ta krótka przeprawa na sali treningowej tylko i wyłącznie podgrzała mój apetyt i sprawiła, że z większym zainteresowaniem siadłem do konsoli, by zapoznać się z najnowszą pozycją From Software.
Nauka umierania
Sekiro: Shadows Die Twice to zupełnie nowa produkcja. From Software delikatnie korzysta z elementów ze swoich znanych serii, ale w zasadzie jest to zupełnie nowa marka, która oferuje ogromny powiew świeżości. Przyjeżdżając na imprezę prasową byłem pewny swego, a już pierwsze starcie utwierdziło mnie w przekonaniu, że w tym wypadku trzeba nauczyć się wszystkiego od początku. Główny bohater to oszpecony i zhańbiony wojownik, który korzysta ze zmodyfikowanej łapy i stara się odnaleźć w bardzo trudnej sytuacji. Akcja rozgrywa się w okresie Sengoku, ale deweloperzy nie przedstawiają historii Japonii – studio odświeża znane wydarzenia i choć pokazuje zniszczony Kraj Kwitnącej Wiśni, to jednak jest to pełna interpretacja scenarzystów.
Gameplay przeszedł mocne zmiany, ponieważ tym razem całość skupia się na dwóch elementach – walce na miecze oraz wspomnianej ręce-protezie. Po pierwsze, we wszystkich pojedynkach z uzbrojonymi rywalami musimy na początku przełamać jego gardę, a nie jest to łatwa sprawa, ponieważ wojownicy potrafią dobrze blokować, w odpowiednim momencie odskoczyć i często w tym wypadku najlepszą taktyką jest wyczekiwanie oraz atakowanie w idealnym momencie. Gdy uda nam się „zbić” pasek odpowiedzialny za postawę rywala, prędko wyprowadzamy śmiertelny, a zarazem niezwykle efektowny atak. Cios kończący wygląda świetnie i dosłownie ubarwia wszystkie starcia.
Tytuł został również znacząco odświeżony w kwestii taktyki – koniec z prostym atakowaniem w plecy. Teraz możemy zdecydowanie łatwiej ukryć się w krzakach, wyczekiwać na oponenta i w idealnym momencie wsadzić mu kosę w żebro. Dzięki wspomnianej protezie mamy możliwość dynamicznego przeskoczenia przykładowo na dach i choć opcja działa wyłącznie w wyznaczonych miejscach, to również daje nam ogromną swobodę w wykonywaniu akcji. W Sekiro: Shadows Die Twice nie jesteśmy znudzonym życiem rycerzem, a dynamicznym shinobim, który wbiega w przeciwników, używa linki, skacze do łucznika, by zadać mu śmiertelny cios, a następnie kolejny raz korzysta z gadżetu i znika za okolicznym domem. To wszystko jest nowe i każdy fan Dark Souls będzie zmuszony do nauki.
Jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywki ze skwaszoną miną podchodziłem do tematu umierania, ponieważ teraz bez najmniejszego problemu możemy raz wrócić do walki. Gdy już padniemy pojawiają się dwie opcje: wskrzeszenie do pobliskiego ołtarza lub próba rewanżu na zranionym przeciwniku… Przed pokazem bałem się, że ten pomysł totalnie zmniejszy poziom trudności, jednak From Software doskonale poradziło sobie z koncepcją, bo wstanie z ziemi nie jest gwarancją sukcesu. W tej sytuacji mamy skromny pasek zdrowia, a rywal czyha na zadanie ostatecznego ciosu – opcja oczywiście sprawdzi się w momencie, gdy zagapimy się i padniemy na szeregowym rywalu, ale już potężniejsza bestia bez najmniejszego problemu dokończy zabawę.
Japońskie wymagania
Pokaz zorganizowano w małym, brytyjskim klubie, który został odpowiednio ozdobiony – nie zabrakło tutaj ołtarza z Sekiro: Shadows Die Twice, japońskiej wiśni i przesadzonej liczby aromatycznych zapachów. Organizatorzy starali się jak tylko mogli, by zapewnić odpowiednią atmosferę, ale trudno w tym wypadku przebić działania From Software. Deweloperzy zapraszają nas do zniszczonej Japonii, która urzeka – tytuł na PlayStation 4 Pro wygląda fantastycznie, a podczas rozgrywki nie natrafiłem na najmniejsze spadki animacji… Nawet w chwili, gdy mój bohater biegł po zniszczonym drzewie, skoczył w przepaść, by w kolejnym momencie chwycić się linką o oddalony punkt, a w ostatnim kroku wskoczył w trójkę rywali i poczęstował ich swoim długim mieczem. Fantastycznie wyglądają wszystkie lokacje, które są dosłownie przesiąknięte atmosferą upadającego państwa. Deweloperzy odrobili zadanie domowe, bohater porusza się z imponującą gracją – szczególnie dobrze wygląda w momencie, gdy korzysta z linki, by doskoczyć do przeciwnika i dynamicznie, jednym ruchem karci go za nierozwagę.
Na podobnych pokazach nigdy nie ma za dużo czasu, ale akurat tym razem udało mi się na jednej z map trochę pogrzebać i zostałem pozytywnie zaskoczony rozpiętością lokacji – deweloperzy ponownie wrzucają na arenę najróżniejsze przejścia, pozwalają szukać tajnych dróg, a od czasu do czasu w ukrytych miejscach można napotkać potężnych rywali, którzy chronią skarby… Szczerze mówiąc, w Londynie nie dałem rady i gdy już udało mi się dostać do tajemnego pudełka, zostałem skarcony przez ukrytego wroga. Było blisko!
Muszę przy tym zaznaczyć, że bardzo przypadł mi do gustu poziom trudności, ponieważ w prostych słowach: Sekiro: Shadows Die Twice jest trudne. Gra wymaga od nas świeżego podejścia do rozgrywki, dosłownie każde starcie jest inne. Nie można tutaj opierać się na zasadach znanych z poprzednich tytułów From Software, i szczerze? To jest genialne. Pozycja pozwala bawić się taktykami, a zarazem jest naprawdę trudna. Jeden zły ruch, źle obliczona odległość lub zawahanie może się równać z serią szybkich ataków, a w takiej sytuacji nawet najbardziej doświadczony shinobi będzie musiał uznać wyższość przeciwnika.
Tak chcę umierać
Londyńska prezentacja tytułu była oczywiście za krótka, by móc wydać ostateczny werdykt, ale jestem przekonany, że Sekiro: Shadows Die Twice będzie dla wielu jedną z najważniejszych propozycji na 2019 rok. From Software nie odświeża koncepcji, a po prostu serwuje zupełnie nową, która jednak wymęczy śmiałków i pozwoli uczestniczyć w wielu niezapomnianych bitwach. Czy będzie to początek nowej serii? Czas pokaże, ale Japończycy mogą ponownie oczarować świat i zachęcić graczy do umierania.
Jesteście zainteresowani tytułem? Zerknijcie na świeżą rozgrywkę (powyżej) oraz wpadnijcie do galerii!
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Sekiro: Shadows Die Twice.
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (38)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych