Temat tygodnia. Nintendo Switch pod każdą strzechą
Na początku tygodnia ukazały się nowe doniesienia na temat planów Nintendo. Japońska firma, jak pisze The Wall Street Journal, ma zamiar wypuścić w tym roku na rynek dwa nowe modele Switcha: jeden będący wersją "premium" i drugi, tańszy projektowany z myślą o graczach raczej niedzielnych. Sporo. Czy ma to sens?
O sprawie poinformował na początku tygodnia The Wall Street Journal, konkretnie Takashi Mochizuki, japoński korespondent gazety. Powołując się na anonimowe źródła, napisał on, że Nintendo planuje wydanie dwóch nowych modeli Switcha i może do tego dojść już latem tego roku. Jak wspomnieliśmy wyżej, jeden to droższa opcja przygotowana z myślą o core'owych graczach, coś w typie PS4 Pro czy Xbox One X (przy czym możliwości sprzętu nie będą na tym samym poziomie), drugi to natomiast opcja tańsza (tańsza też niż standardowy Switch), następca 3DS-a, od którego premiery minęło już osiem lat.
Źródło informacji jest wiarygodne, więc załóżmy, że to wszystko prawda. W pierwszej chwili można mieć pewne wątpliwości: ok, Nintendo nie osiągnie zakładanych wyników sprzedaży Switcha w tym roku fiskalnym (miało być 20 mln, ma być 17 mln), ale konsola wciąż sprzedaje się bardzo dobrze. Czy wrzucenie na rynek dwóch dodatkowych modeli nie wprowadzi niepotrzebnego zamieszania? Czy jest to krok aby na pewno dobrze przemyślany przez decydentów firmy?
Kluczowe znaczenie w tym kontekście mają słowa Shuntaro Furukawy, obecnego prezesa Nintendo, który na jednym z ostatnich spotkań z akcjonariuszami powiedział: - Pytając w naszych ankietach o to, ilu członków rodziny korzysta z Nintendo Switch, dowiedzieliśmy się, że choć w niektórych gospodarstwach domowych kilka osób korzysta z jednej konsoli, w innych zakupiono ich kilka. Furukawa dodał też: - W przyszłości chcielibyśmy wygenerować taki popyt, aby każda osoba w rodzinie poczuła: >>chcę mieć własnego Switcha!<<.
W świetle tych słów ostatnie doniesienia medialne nabierają nieco innego znaczenia.
Dwóch ostatnich prezesów Nintendo: Tatsumi Kimishima i Shuntaro Furukawa
Według mnie ciekawszy jest przypadek tańszego, mniejszego modelu, który w zamyśle Nintendo ma przejąć pałeczkę po 3DS-ie – zasłużonym przenośniaku, który niósł całą firmę w burzliwych latach Wii U. Wszyscy chyba zdajemy sobie sprawę, że 3DS już dawno przekroczył smugę cienia (najważniejsza nadchodząca premiera to bodaj Persona Q2, dungeon crawler z widokiem FPP i dość wysokim stopniem trudności, co mówi wiele), ale Nintendo nie chce wprost powiedzieć, jakie ma plany związane ze swoją platformą w dłuższej perspektywie, czy szerzej – jakie ma plany związane z rynkiem konsol przenośnych tak w ogóle. Czy zamierza w przyszłości działać w tym kierunku na podobnych zasadach jak dotąd, a może zupełnie zmienić strategię? Wiemy tylko, że 3DS ma być na razie osobnym filarem, niskim progiem wejścia dla osób chcących zapoznać się z grami Nintendo i, jeśli dobrze pójdzie, przyczynić się do uformowania nowych fanów, którzy pognają do sklepów po coś nowszego (te same cele mają też zresztą tytuły wydawane na urządzeniach mobilnych).
Wadą tej strategii jest to, że ośmioletni sprzęt swoją atrakcyjność stracił już pewien czas temu, nawet w Japonii, najważniejszym rynku dla 3DS-a. Z drugiej jednak strony istotnie posiada on cechy, których na próżno szukać na razie w przypadku Switcha: niższą cenę i mniejsze gabaryty, przez co łatwiej go ze sobą zabrać, gdy wychodzimy z domu. Wbrew pozorom mogą mieć one znaczenie wykraczające poza zwykły wzrost sprzedaży. Kieszonkowe rozmiary, przystępniejsza cena i właściwe gry tworzyły też w przeszłości pewną synergię, przyczyniając się do powstawania czegoś, co można by z powodzeniem nazwać zjawiskami społecznymi: tych chociażby wspólnych polowań w Monster Hunterze czy poszukiwania skarbów w Dragon Quest IX (głównie w Japonii, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by powtórzyć je na Zachodzie, zwłaszcza w większych ośrodkach). Niektóre były wręcz fenomenami, a samo ich istnienie wydłużało żywotność konsol (cykle NDS-a i 3DS-a były w końcu bardzo długie)
Nawiązanie jakoś do tych czasów byłoby w jak najlepiej pojętym interesie Nintendo. Z danych, jakie firma opublikowała jakiś czas temu, wynika, że 3DS mógł pochwalić się naprawdę zróżnicowaną bazą użytkowników. Pracowały na to gry w rodzaju Animal Crossing, które przyciągały do siebie osoby różniące się płcią, wiekiem itd., a społeczny wymiar grania potwierdzał np. przekrój fanów Pokemonów. Byli to najczęściej uczniowie szkół podstawowych i studenci, czyli grupy ludzi, dla których wspólna rozgrywka bywa atrakcyjnym wabikiem, ale które dysponują też ograniczonymi środkami. Standardowy Switch może być często poza ich zasięgiem, a jego cena w najbliższej przyszłości znacząco nie spadnie (bo wciąż sprzedaje się dobrze), tymczasem nowe odsłony wspomnianych serii mają ukazać się już w tym roku. Próg wejścia dla nowych odbiorców, niekoniecznie graczy w ścisłym tego słowa znaczeniu, warto więc obniżyć innym sposobem.
Nie powinno dziwić, że Nintendo szuka najbardziej optymalnego rozwiązania, próbując stopniowo łączyć dwa światy konsol stacjonarnych i przenośnych. Nikt stamtąd nie wykluczył, że zupełnie nowy handheld kiedyś powstanie, ale nie należy się na to nastawiać, co – niestety – z biznesowego punktu widzenia jest całkowicie zrozumiałe (i piszę to jako ktoś, kto uważa NDS-a za jedną z najlepszych konsol w historii).
Wspieranie dwóch różnych sprzętów byłoby nie lada wyzwaniem. Widzieliśmy to już w czasach 3DS-a i Wii U, a teraz przecież wcale nie byłoby łatwiej (wręcz przeciwnie, większe koszty i bardziej złożone procesy produkcji poprzeczkę ustawiłby jeszcze wyżej). Klimat dla przenośniaków też nie jest już ten sam, gdyż niemal wszyscy w dobie smartfonów uznali, że nie mają one racji bytu. Można dyskutować, czy tak rzeczywiście zmieniły się zapatrywania konsumentów, czy jest to prędzej efekt działania samospełniającej się przepowiedni (wydawcy nagle tak uznali, więc nawet nie próbowali działać na poważniej), ale fakt pozostaje faktem.
W tym sensie nowy model, czy właśnie modele, wydają się być dobrym wyjściem, by tchnąć w Switcha nową energię oraz podtrzymać dotychczasowe tempo sprzedaży i zainteresowanie potencjalnych odbiorców. Casus Wii powinien Nintendo nauczyć, że każdy sukces, zwłaszcza w branży rozrywkowej, zbudowany jest na kruchych podstawach. Jednego dnia możesz być na szczycie, drugiego walczyć o przetrwanie. Dobrej passie trzeba stale dopomagać.
Przeczytaj również
Komentarze (76)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych