The Walking Dead, 2 połowa 9 sezonu – recenzja serialu. Zmartwychwstanie (spoilery!)
Nie sądziłem, że ten moment jeszcze kiedykolwiek nastąpi. Byłem raczej pewien, że prędzej rzucę The Walking Dead w cholerę (czego byłem już kilka razy bardzo blisko), nim poziom tego serialu się podniesie. Tymczasem już pierwsza połowa 9 sezonu zwiastowała, że opowieść o ludziach zmagających się z żywymi trupami i – zwłaszcza – z samymi sobą, wciąż może być angażująca i emocjonująca. Z pewnym zaskoczeniem, ale i przyjemnością, przyznaję, że druga połowa jest jeszcze lepsza. W recenzji będą spoilery, lojalnie uprzedzam.
Zaczynamy tam, gdzie skończyliśmy. Minęło sześć lat od zniknięcia Ricka, kolejne osady poszły swoimi drogami (zwłaszcza Aleksandria odseparowała się od reszty). Król Ezekiel walczy jednak o to, by na nowo zjednoczyć rozproszone grupy ocalałych, a pretekstem do tego ma być organizacja wielkiego festynu. Tymczasem na horyzoncie pojawia się nowy przeciwnik, czyli Szeptacze, którzy przebierają się za zombie i w ten sposób kontrolują hordy umarlaków.
The Walking Dead – w końcu angażująca i sensowniejsza historia
To naprawdę niesamowite, ile może dać zmiana showrunnera. Nową osobą odpowiedzialną za koncepcję The Walking Dead i kierunek, w którym serial podąża została Angela Kang. I praktycznie od razu przyniosło to efekt. Zaproponowana przez twórców w 9 sezonie historia, zwłaszcza w drugiej połowie, gdy do gry na dobre wchodzą Szeptacze, jest przemyślana i bardzo konsekwentnie prowadzona. Wśród najnowszych ośmiu odcinków w zasadzie żaden nie schodzi poniżej dobrego poziomu, a są takie, w których emocje sięgają zenitu. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio jakaś scena w The Walking Dead potrafiła trzymać mnie w napięciu lub też zwyczajnie wywołać we mnie większe emocje związane z losami bohaterów. Dobra jest też mieszanka epizodów, w których pierwszeństwo ma akcja i tych dających wyciszenie i okazję do zastanowienia się nad różnymi kwestiami. Głównym motywem 9 serii jest moim zdaniem – momentami dość desperacka – próba zachowania resztek człowieczeństwa. Oczywiście temat ten zawsze był obecny w The Walking Dead, jednak w zestawieniu z Szeptaczami, którzy twierdzą, że świat należy obecnie do umarlaków oraz tym, w jaki sposób funkcjonuje ta grupa, bronienie się przez zezwierzęceniem jest widoczne bardziej niż kiedykolwiek. Z tego względu nie przeszkadza mi na przykład za bardzo wątek ryzykownego starcia z zombie, by zdobyć działający sprzęt do wyświetlania filmów. Z pozoru drobnostka, jednak w sytuacji, w której każdy żyje w nieustannym poczuciu zagrożenia, możliwość chwilowego relaksu w kinie może zdziałać cuda. The Walking Dead w końcu ma też fabułę, w której jest znacznie mniej absurdalnych, czy wręcz idiotycznych sytuacji, które dominowały zwłaszcza w ostatnich sezonach. Oczywiście, wciąż zdarza się, że pewne rzeczy przynajmniej budzą zdziwienie i rodzą pytania. Na przykład kwestia tego, w jaki dokładnie sposób Szeptacze żyją wraz z umarlakami: kiedy śpią, jedzą i generalnie robią to, co ludzie zwykle chcąc nie chcąc muszą robić? Albo pory roku. W końcu pojawia się bowiem zima, co jest ważnym motywem ostatniego odcinka. Wyraźnie pokazane jest, że zimo źle działa na żywe trupy: czy to znaczy, że Szeptacze mogli stracić większość swojej armii? Podobnych rzeczy jest oczywiście więcej, można się doszukiwać tu i ówdzie braku logiki, jednak po pierwsze, absurdów jest znacznie mniej niż wcześniej, po drugie, odcinki są zwykle tak sprawnie zrealizowane, że spokojnie można na to przymknąć oko. Co jest wielkim osiągnięciem, biorąc pod uwagę, że wyśmiewanie idiotyzmów jeszcze niedawno było jedną z największych przyjemności, jakie można było czerpać z oglądania The Walking Dead.
The Walking Dead – dobry rozwój większości bohaterów (z wyjątkami)
Dobrze przemyślana i porządnie poprowadzona fabuła ma też w tym sezonie ogromny (pozytywny!) wpływ również na bohaterów. Najbardziej odżył chyba Daryl, który dostał więcej kwestii dialogowych niż miał w trzech ostatnich sezonach razem wziętych. W końcu zamiast snuć się po ekranie i coś tam mamrotać pod nosem jest postacią, która działa i która się rozwija, twórcy dodają coś do jego charakteru: jak choćby fakt, że pomaga Lydii, córce przywódczyni Szeptaczy, dlatego, iż sam prawdopodobnie kiedyś był ofiarą przemocy domowej. Dobrze pokazana jest też przemiana Negana, w którego jak zwykle wspaniale wciela się Jeffrey Dean Morgan – gdy tylko pojawia się na ekranie, kradnie dla siebie każdą scenę. Tym bardziej, że nie jest to zmiana całkowita, Negan wciąż bywa dupkiem, wesołkiem i z pewnością potrafi być brutalny. Przez pewien czas strasznie irytująca była Michonne, jednak odcinek, w którym twórcy pokazali w retrospekcjach, dlaczego tak bardzo się zmieniła i przestała ufać ludziom, sprawił, że widz może zrozumieć jej zachowanie. Prawdziwą jednak perełką 9 sezonu jest bez wątpienia Alpha, przywódczyni Szeptaczy. Jest to doskonale budowana postać, bardzo niejednoznaczna, bardzo niepokojąca i nieprzewidywalna. Do tego znakomicie grana przez Samanthę Morton. To bez dwóch zdań jeden z ciekawszych czarnych charakterów serialu, co jest tym bardziej imponujące, że w komiksach postać ta była zdecydowanie bardziej nijaka. Reszta postaci znajduje się na swoim normalnym poziomie, chociaż wydaje mi się, że w pewnym momencie jest ich zwyczajnie za dużo. Niektórzy dostają więc mało czasu ekranowego, innym twórcy dają zupełnie bezsensowne i pozbawione znaczenia wątki, na czele z czworokątem miłosnym między Rositą, Gabrielem, Eugenem i Siddiqiem. Z bohaterami jest tylko jeden problem, a imię jego Henry. Jest to postać niesamowicie irytująca, głupia i naiwna. Swoim zachowaniem tylko sprowadza na wszystkich kłopoty. Niby można uznać, że jest on nośnikiem motywu walki o człowieczeństwo, bo chce pomóc wrogowi, ale jednak często zachowuje się tak, jakby urodził się wczoraj i dopiero od niedawna żył w świecie opanowanym przez zombie. Dlatego też jego śmierć jest tak satysfakcjonująca i – przyznać trzeba – dość niespodziewana. Zresztą chwila, gdy nasi bohaterowie znajdują nabite na pale głowy swoich przyjaciół z pewnością stanowi jeden z najmocniejszych motywów 9 sezonu. Tutaj też widać wyraźnie, że w końcu ktoś czuwa nad całością serialu, bo w scenie tej jest bardzo ładne nawiązanie do podobnego momentu w finale pierwszej połowy 2 serii (i tam i tu Carol straciła dziecko, a osobą, która ją pocieszała był Daryl). Niby drobiazg, a cieszy.
Tak więc The Walking Dead dość nieoczekiwanie wrócił do naprawdę wysokiej formy i stał się serialem, który chce mi się oglądać. Dawno już nie było tak, że po odcinku koniecznie chciałem obejrzeć kolejny. Druga połowa 9 sezonu przypomniała mi, jakie to uczucie. Jestem pod dużym wrażeniem i mam nadzieję, że 10 sezon będzie jeszcze lepszy.
Atuty
- Wciągająca i emocjonująca fabuła;
- Ciekawy rozwój bohaterów;
- Pojawia się napięcie;
- Zombie jak zwykle wyglądają świetnie
Wady
- Postać Henry’ego;
- Wciąż jest trochę głupich wątków oraz absurdów
Druga połowa 9 sezonu The Walking Dead potwierdziła, że serial ten jest na fali wznoszącej, a tym samym znów warto go oglądać.
Przeczytaj również
Komentarze (23)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych