World War Z – walczyłem z setkami zombiaków i chcę więcej
W życiu możemy mieć pewność kilku świętych prawd – każdy z nas się narodził, każdy kiedyś umrze, a gry o biegających truposzach nigdy się nie znudzą. Z takim przeświadczeniem chwyciłem pada do Xboksa One i sprawdziłem najnowszą produkcję Saber Interactive. Tytuł może okazać się jedną z niespodzianek pierwszych miesięcy 2019 roku.
Od początku roku jesteśmy zasypywani obłędnymi produkcjami, które nie tylko wyrywają z naszych portfeli złotówki, ale pozwalają przeżyć niezapomniane historie. Przez największe hity nie tylko cierpią nasze budżety, dzieciaki chodzą głodne, a życiowi partnerzy marzą o powrotach ukochanych, którzy wyruszyli w długie, growe przygody. Gdzieś tam w cieniu tych największych killerów pojawiają się mniejsze, często świetne tytuły, które jednak nie otrzymują swojej szansy, bo główne karty rozdają najwięksi.
W gąszczu najgorętszych premier pojawiają się rodzynki, którym nie zawsze poświęcamy odpowiednią uwagę, choć często potrafią bardzo pozytywnie zaskoczyć. Taki właśnie jest World War Z, bo pomimo że gra nie zgarnie samych „dziewiątek” i „ósemek” od dziennikarzy z całego świata, to znajdą się gracze, którzy godzinami będą walczyć o przetrwanie.
World War Z – czterech przeciwko setkom
Założenia World War Z są banalne. Czterech graczy wpada na przeładowaną zombiakami mapę, a ich zadaniem jest wykonanie prostych poleceń, które pozwolą wydostać się z lokacji. Misje są proste – czasami trzeba otworzyć bramę, innym razem zadbać o niezbędny sprzęt, a zawsze śmiałkowie muszą dostać się z punktu A do punktu B. Łatwe? Nie w tym świecie, ponieważ Saber Interactive zadbało o ogromne tłumy biegających truposzy.
Widzieliście „World War Z” z Bradem Pittem? Nie bez powodu wspominam o tym filmie, ponieważ autorzy korzystają z licencji widowiska Marca Forstera i w dosłownie przenoszą tę niezwykłą akcję na ekrany telewizorów oraz monitorów. Bestie amerykańskiego studia są dzikie, wpadają na siebie, potrafią skakać sobie po głowach, by tylko dorwać świeżutkie i pachnące mięsko. A my? Stajemy z drugiej strony kija i za pomocą trzech dostępnych broni prujemy do tych bezmyślnych istot. Akcja jest dynamiczna, ciągle coś się dzieje, trzeba dobrze wykorzystywać każdą dostępną amunicję, szukać nowych magazynków, a od czasu do czasu mamy okazję postawić kilka pułapek i uczynić pożytek z terenu do walki. Zmagania nie są łatwe... A najlepsze (najgorsze) dopiero przed nami, bo jeden z deweloperów zaznaczył, że twórcy dopiero podkręcają wyzwania na kolejnych poziomach trudności.
Rozgrywka jednak polega na jednym schemacie, który albo pokochasz albo szybko znienawidzisz, ponieważ nie możemy tutaj szukać drugiego dna, rozbudowanych wyborów moralnych, czy też głębszej fabuły. My, giwery, zombie – starczy? Będziecie bardzo zadowoleni. Fantastycznie w tym wszystkim wyglądają animacje truposzy, którzy nie tylko potrafią się przewrócić podczas biegu, ale strzelając w nogi, widzimy jak ich ciała się rozpadają... By po chwili przyglądać się pełzającym pół-zombiakom.
W tytule nie zabrakło również różnorodnych przeciwników – typowe, armatnie mięsko od czasu do czasu jest przełamane zdecydowanie trudniejszym do ubicia kafarem lub mamy okazję strzelać do bestii wydzielającej specjalne, chemiczne wydzieliny. W tej sytuacji zawsze trzeba dobrze orientować się na placu boju i na początku strzelać do odpowiedniego rywala... Choć trzeba przyznać, że na szczęście nie jesteśmy w całej zabawie bezbronni, bo zawsze mamy dostęp do większego karabinu, w stresowych sytuacjach możemy skorzystać z dodatkowej strzelby, podczas misji „na cicho” strzelamy z giwery z tłumikiem, a jeszcze każdy z bohaterów posiada specjalne zdolności. Podczas testów miałem okazję skorzystać przykładowo z kuszy, która zamiast standardowych strzał dzieliła się z zombiakami granatami. Wybuchowo i efektownie.
World War Z – każdy na każdego, drużynowo, z zombie
Dość niespodziewanie przez całą kampanię marketingową, Saber Interactive nie powiedziało za wiele na temat trybu PvPvE. Twórcy przygotowali kilka trybów, w których mamy okazję zmierzyć się nie tylko z innymi graczami, ale jednocześnie odbijamy kolejne fale dzikusów. Gameplay jest satysfakcjonujący, czasami chaotyczny, ale w ostateczności przyjemny – świetnie wyglądają wszystkie akcje, w których wyczekamy rywala, który zajmie się truposzami, a my klasycznie dobijamy go w ostatnim momencie. W trakcie pokazu nie miałem niestety okazji sprawdzić wszystkich wariantów zabawy, ale właśnie te zmagania skłoniły mnie do sięgnięcia po pudełko z World War Z – od czasu do czasu lubię takie niestandardowe pojedynki.
Podczas jednej z sesji sprawdziłem tryb Króla Wzgórz – tutaj dwa zespoły walczą o wyznaczone punkty, ale gdy już masz nadzieję, że będziesz mógł zgarnąć kilka dodatkowych punktów, pojawia się komunikat i musisz walczyć z tłumem dzikusów. Wprowadza to przyjemne zamieszanie, a można nawet wykorzystać SI do odwrócenia sytuacji w tabeli – raz mój zespół nie potrafił przedrzeć się przez dobrze ustawionych rywali chroniących punkt, ale zombie zadbało o chaos, dzięki któremu udało się odbić miejscówkę.
Podobne – pozytywne – wrażenia oferuje kooperacja. Deweloperzy na start przygotowali cztery epizody, które zaprowadzają graczy do różnych miast (Nowy Jork, Jerozolima, Moskwa, Tokio) i w każdym mamy dostęp do kilku wydarzeń. Lokacje są różnorodne, wydarzenia (choć opierają się na jednym schemacie: przetrwania) oferują niezły gameplay i jedyną niewiadomą w tym wypadku pozostaje czas gry – obawiam się, że ukończenie wszystkich misji zajmie zaledwie kilka godzin. Później możemy powtarzać wyzwania, próbować swoich sił na wyższych poziomach trudności, ale idealnym rozwiązaniem byłoby, gdyby autorzy już na start przygotowali przynajmniej 3-4 dodatkowe tereny.
World War Z – zombie tu, zombie tam
W 2019 roku nie będziemy narzekać na brak gier z truposzami chętnymi na nasze łepetyny, ale czy World War Z może odnieść większy sukces? Mam szczerą nadzieję, że Saber Interactive już wkrótce przedstawi kompletne plany dotyczące rozwoju tytułu, bo choć podstawy są tutaj naprawdę niezłe, to podczas rozgrywki miałem wrażenie, iż przedstawiona zawartość starczy na maksymalnie kilka godzin. Później może pojawić się znużenie powtarzalną rozgrywką.
Przeczytaj również
Komentarze (13)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych