Godzilla II: Król potworów – recenzja filmu. Koszmar
Król powrócił, chciałoby się powiedzieć. Ale niestety nie można. Po przyzwoitej Godzilli Garetha Edwardsa, trochę lepszym Kongu: Wyspie Czaszki, przyszedł czas na trzeci film z drugiego kinowego uniwersum Warner Bros. (jest nawet dodatkowa scena po napisach), czyli Godzillę II: Króla potworów w reżyserii Michaela Dougherty’ego. I nie jest to dobra wiadomość.
Od wydarzeń z pierwszej części minęło trochę czasu. Wszechpotężna organizacja Monarch ma mnóstwo placówek, w których szuka lub bada najróżniejszych tytanów. Doktor Emma Russell tworzy ORKĘ, która pozwala poprzez dźwięk kontrolować monstra. Problem w tym, że zostaje porwana przez niejakiego Jonaha Alana, który zajmuje się między innymi handlem DNA potworów.
Godzilla II: Król potworów – głupota, absurd i niewiele więcej
Jeśli ktoś idzie do kina tylko po to, by obejrzeć jak dwa (albo więcej) wielkie potwory toczą pojedynek, to okej. Jeśli ktoś jednak liczy, że przy okazji dostanie chociaż odrobinę angażującą fabułę, srodze się zawiedzie. Godzilla II: Król potworów ma ogromny problem, by porządnie się zacząć. Pierwsze trzydzieści minut to w zasadzie w kółko powtarzana motywacja głównego bohatera, Marka Russella, który chce uratować swoją żonę i córkę. Przy czym uznaję go za głównego bohatera głównie dlatego, że jest go najwięcej na ekranie. Trudno byłoby jednak stwierdzić, że ma on – podobnie, jak i większość postaci – na cokolwiek wpływ. Scenariusz jest tak napisany, a raczej posklejany, że rzuca ludźmi w tę i we w tę, a wydarzenia po prostu się dzieją. Czemu? Nie wiadomo. W zasadzie nic tu nie ma sensu, historia ma mnóstwo dziur logicznych, postacie zachowują się często absurdalnie. Twórcy niby wspominają, że chodzi o to, że ludzkość niszczy planetę i sprowadza na siebie zagładę, a tytani to sposób Ziemi na zwalczenie zarazy i przywrócenie równowagi. Ale jest to tylko kwiatek do kożucha. Żeby była jasność, nie oczekuję, że tego typu film będzie głęboki, filozoficzny, czy jakkolwiek chcielibyśmy to nazwać. Dobrze jednak by było, gdyby fabularnie oferował coś więcej, niż napisany w piętnaście minut na kolanie scenariusz.
Godzilla II: Król potworów – efektowna, ale nuda
Tak się bowiem składa, że żeby widz rzeczywiście mógł się ekscytować starciami tytanów, to potrzebuje historii. W innym przypadku będzie się zwyczajnie nudzić. Godzilla II: Król potworów to produkcja, która niesamowicie mi się dłużyła. Nie znalazłem żadnego powodu, by komukolwiek tu kibicować. Także dlatego, że twórcy nie zadbali o napisanie chociaż jednej przyzwoitej postaci. Kyle Chandler jako Mark Russell po prostu dużo krzyczy. Ken Watanabe jest tu tylko po to, by co jakiś czas wypowiedzieć poprawnie i głosem mającym podkreślać powagę sytuacji imię Godzilla. Znana ze Stranger Things Millie Bobby Brown przez większość czasu jest drugoplanową, jeśli nie trzecioplanową postacią, a potem dostaje pelerynę niewidkę i pojawia się wszędzie tam, gdzie scenarzyści tego potrzebują. Vera Farmiga albo płacze, albo jest szalona. Charles Dance chyba sam zastanawia się, jak się tu znalazł. A Ziyi Zhang wrzucono do filmu, by publiczność w Chinach była zadowolona. Nawet gdyby wszystkich ich zmieszać, to nie powstałby ciekawy bohater.
Co z tego więc, że walki tytanów są rzeczywiście epickie, efekty specjalne niesamowite, gdy widza nic nie obchodzi, kto walczy i kto wygra. To ten typ filmu, że chociaż piszę tę recenzję ledwie kilka godzin po wyjściu z kina, już nie pamiętam większości tego, co działo się na ekranie. Godzilla II: Król potworów zasługuje wyłącznie na wzruszenie ramionami. Trudno więc czekać na przyszłoroczny pojedynek Godzillii z King Kongiem.
Atuty
- Efekty specjalne i starcia tytanów
Wady
- Brak jakkolwiek ciekawej, czy nawet sensownie napisanej historii;
- Nijacy bohaterowie;
- Mnóstwo nudy;
- Zdecydowanie za długi
Godzilla II: Król potworów to niestety… koszmarny potworek. Film całkowicie pozbawiony historii, pomysłu i emocji.
Przeczytaj również
Komentarze (90)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych