Zombieland: Kulki w łeb – recenzja filmu. Podwójne uderzenie
Nie sądziłem, że ten film kiedykolwiek powstanie. Pierwsza część Zombieland trafiła do kin w 2009 roku i od tego czasu często mówiono o planowanym sequelu. Problem w tym, że w międzyczasie status w zasadzie wszystkich członków obsady (zwłaszcza Jesse’ego Einseberga i Emmy Stone) się zmienił, trudno było ustalić ewentualne daty wspólnego wejścia na plan, etc. A jednak Rubenowi Fleischerowi udało się zebrać ekipę i nakręcić Zombieland: Kulki w łeb.
Tallahassee, Columbus, Little Rock i Wichita wciąż podróżują razem w świecie opanowanym przez zombie. Starają się, z różnym entuzjazmem, znaleźć nowy dom. Tak naprawdę najbardziej chce tego Columbus, reszta ferajny ma mniejsze lub większe ciągoty do tego, by dalej przeżywać przygody. Tymczasem otoczenie jest coraz groźniejsze, gdyż umarlaków przybywa, a do tego zaczynają one ewoluować.
Zombieland: Kulki w łeb – świetna komedia
Pierwsza część Zombieland zrobiła dużo dobrego dla osobnego gatunku, jakim są produkcje o zombie. Mianowicie podeszła do sprawy z jajem i spuściła powietrze z balonika pełnego powagi i trudnych tematów (podobny efekt osiągnął świetny Wysyp żywych trupów Edgara Wrighta pięć lat wcześniej). Bo to właśnie humor i luz były cechami charakterystycznymi filmu Fleischera. Podobnie jest i w kontynuacji. Na całe szczęście zdecydowana większość żartów, czy tu sytuacyjnych, czy dialogowych nie jest w żadnym stopniu wymuszona i rzeczywiście może wywoływać salwy śmiechu. Może tylko odrobinę za często pojawiają się odwołania do części pierwszej, również nie wszystkie odniesienia do innych produkcji o żywych trupach są udane (ale zdarzają się i znakomite). W zasadzie jedyne, do czego mógłbym się jakoś mocniej przyczepić jest fakt, że niektóre elementy, czy całe sceny sprawiają wrażenie dodanych na siłę. Nic z nich nie wynika, poza tym, że widz dostaje trochę więcej akcji lub szaleństwa. Wygląda to tak, jakby twórcom brakowało pomysłów na pełny metraż i musieli zrobić coś, by jednak film trwał przynajmniej dziewięćdziesiąt minut. Dlatego też historia jest nieco nierówna, co jednak zbytnio nie przeszkadza. Frajda, jaką czerpie się z seansu jest naprawdę duża.
Zombieland: Kulki w łeb – rewelacyjna obsada
Ogromna w tym zasługa również bohaterów i wcielającej się w nich obsady. Najlepiej ze wszystkich wydaje się bawić, co w sumie żadnym zaskoczeniem raczej nie jest, Woody Harrelson, który doskonale sprawdza się w rolach nieco zwariowanych, ale w gruncie rzeczy porządnych gości. Jesse Eisenberg też robi to, co zwykle, czyli jest dziwnym gościem z przyzwyczajeniami, które bywają dla innych mocno niezręczne. Emmie Stone oraz Abigail Breslin również niczego nie można zarzucić, zwłaszcza ta pierwsza jest idealnie łączy pewien nieodparty urok z nie do końca skrywanym lękiem oraz sarkazmem. Cały kwartet bardzo dobrze też czuje się w swoim towarzystwie, w przyjaźń między Tallahassee, Columbusem, Wichitą i Little Rock bez trudu da się uwierzyć. Dodatkową energię wprowadza głównie Zoey Deutch jako niezbyt rozgarnięta i mądra Madison oraz piękna jak zawsze Rosario Dawson w roli Nevady. W filmie są dodatkowo udane epizody innych aktorów.
Zombieland: Kulki w łeb to zatem pierwszorzędna rozrywka. Czy jest aż tak dobra, jak część pierwsza? Może odrobinę gorsza, ale naprawdę niewiele jej brakuje i tę produkcję również kiedyś z przyjemnością sobie przypomnę. Na pewno seans dostarczył mi o wiele więcej przyjemności niż sporo ostatnich sezonów The Walking Dead razem wziętych.
PS Koniecznie zostańcie i obejrzyjcie scenę w trakcie napisów!
Atuty
- Mnóstwo świetnego humoru;
- Bardzo dobre tempo;
- Znakomita i charyzmatyczna obsada;
- Sporo niezłej akcji
Wady
- Scenariusz jest trochę nierówny: niektóre wątki są pozbawionymi jakiegokolwiek znaczenia wypełniaczami;
- Niektóre odniesienia do części pierwszej czy innych produkcji o zombie są wymuszone
Warto było czekać tyle lat, bowiem Zombieland: Kulki w łeb to bardzo dobra kontynuacja komedii o żywych trupach.
Przeczytaj również
Komentarze (24)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych