Countdown – recenzja filmu. Odliczanie do końca seansu
Namnożyło się znów horrorów – zarówno na Netflixie, jak i w kinach. Jakość większości z nich sprawia jednak, że zaczynam wyobrażać sobie fabrykę, w której powstają. Tam w całość składane są najbardziej schematyczne i wyświechtane części, do tego przez załogę, która nie lubi tego, co robi i dostaje za to marne pieniądze, w większości zapewne pod stołem. Ta niezbyt błyskotliwa metafora w prosty sposób prowadzi mnie do omówienia produkcji zatytułowanej Countdown, wyreżyserowanej przez Justina Deca.
Trwa impreza, a im więcej alkoholu, tym głupsze pomysły przychodzą do głowy. Paczka znajomych postanawia ściągnąć nową aplikację, która podaje, ile dokładnie czasu zostało danej osobie do śmierci. Gdy jednak złowrogie przepowiednie zaczynają się sprawdzać, wszystkim przestaje być do śmiechu. O aplikacji dowiaduje się świeżo upieczona pielęgniarka Quinn. Oczywiście również postanawia ją zainstalować.
Countdown – czemu nie jest strasznie
Jak więc wyraźnie widać, Countdown jest mocno inspirowany tym, co jakiś czas temu było mocno popularne w gatunku, do którego należy. Pobrzmiewają tu echa zarówno Ringu, jak i serii Oszukać przeznaczenie. Od razu jednak muszę zwrócić uwagę na pewien bardzo znaczący problem. Otóż w momencie, w którym dowiadujemy się, że aplikacja rzeczywiście całkowicie trafnie przewiduje los danej osoby i widzimy na ekranie telefonu, kiedy nastąpi śmierć, całe napięcie natychmiast siada. Wiemy bowiem doskonale, że do tego momentu (czemu dokładnie, nie zdradzą, bo byłby to spoiler) bohaterom nie może przytrafić się absolutnie nic złego. Niby są oni co chwila straszeni pojawiającymi się znikąd okropnościami, niby krzyczą, panikują i uciekają. Ale trudno jest się tym przejmować. To nie jest wyliczanka, kto kiedy zginie, tylko raczej nieudolna próba zamaskowania tego, że nieopatrznie zdradziło się widzowi najważniejszą informację, która potencjalnie miała go trzymać na krawędzi fotela. Zamiast więc martwić się o bezpieczeństwo postaci, skupić się można raczej na ich próbach, no cóż, oszukania przeznaczenia. A te są momentami całkiem pomysłowe i muszę przyznać punkt za to, że bohaterowie nie zachowują się, jak totalni imbecyle (no, przynajmniej nie zawsze). Marna to jednak pociecha w przypadku horroru, który oferuje kilka oczywistych jump scare’ów i zero prawdziwego strachu.
Countdown – inne problemy scenariuszowe
To jednak nie wszystkie problemy związane ze scenariuszem. Twórcy bowiem nie do końca wiedzą, na jaką tonację się zdecydować. Z jednej strony zależy im na horrorze, z drugiej jednak pakują do swojego filmu zaskakująco dużo elementów komediowych, na czele z księdzem, który jest tak zafascynowany wszelkimi klątwami, demonami i innymi straszydłami, że trudno nie uznać, iż traktuje całą sprawę, jak świetną zabawę. Jakby tego było mało z zupełnie innego porządku jest jeszcze wątek paskudnego lekarza w szpitalu, który molestuje pielęgniarki. Inna sprawa, że to właśnie te fragmenty, gdy na przykład w poufały i mocno nieprzyjemny sposób kładzie on naszej bohaterce rękę na plecach, wywoływały we mnie prawdziwy dyskomfort.
Countdown jest więc zawieszone gdzieś między horrorem, komedią i poważnym filmem obyczajowym. Justinowi Decowi nie udało się zmiksować tych elementów w satysfakcjonującą całość. Nie najgorzej za to wypada próba, by powiedzieć coś o przepracowywaniu traumy, czego dokonać, niejako przy okazji, muszą zarówno Quinn, jak i będący w tej samej sytuacji, co ona (w sensie, że ma umrzeć za trzy dni) Matt. No i jest jeszcze jedno, bardzo klarowne przesłanie obecne w Countdown – pamiętajcie, by zawsze czytać warunki umowy nowoinstalowanych aplikacji oraz dobrze się zastanówcie, czy na pewno warto je mieć na swoim telefonie. Nie wiadomo bowiem, jaki demon może w niej siedzieć.
Atuty
- Znalazł się czas na kilka przesłań;
- Elementy komediowe są rzeczywiście całkiem zabawne (zwłaszcza scena w sklepie z telefonami);
- Bohaterowie nie są totalnymi idiotami
Wady
- Zero napięcia i strachu;
- Duże problemy z tonacją filmu;
- Dość to wszystko nudne
Countdown to horror, jakich niestety wiele – mało straszny i głównie nudny.
Przeczytaj również
Komentarze (10)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych