Reklama
Harley Quinn – recenzja serialu. Krew, flaki i depresja

Harley Quinn – recenzja serialu. Krew, flaki i depresja

Piotrek Kamiński | 15.03.2020, 21:00

Harley wjechała do naszych salonów z grubej rury - pierwszy odcinek jej oryginalnego serialu zaskoczył pozytywnie nie tylko mnie, ale też masę ludzi na całym świecie (nawet w Polsce, mimo, że przecież u nas platforma streamingowa DC Universe nie jest dostępna. Dziwne...). Pierwszy sezon dobiegł końca blisko miesiąc temu, więc może, skoro wszyscy siedzimy na kwarantannie, zobaczmy, czy ostatni odcinek dorównuje klasą pierwszemu.

Słownik Języka Polskiego PWN definiuje eskapizm jako "ucieczkę, oderwanie się od rzeczywistości i od problemów z nią związanych". Piękna sprawa. Świat ma to do siebie, że lubi zaskakiwać nas różnymi, mało przyjemnymi sytuacjami, na które, w przeciwieństwie do filmów o superbohaterach, większości gier video, w których aby uratować świat wystarczy zamordować odpowiednio dużo ludzi, czy seriali, nie ma prostej odpowiedzi, po której wszystko wraca do statusu quo. Dobrze jest móc pogrążyć się w lekturze, albo zatonąć w ekranie telewizora i po prostu o tych sprawach nie myśleć. Zwłaszcza w tak głupich czasach, jak te obecne. Chociaż na chwilę. Myślisz sobie pewnie, "O, wzięło go na filozofowanie. Znafca od siedmiu boleści". Ale nie! Tak się zupełnym przypadkiem składa, że oderwanie od rzeczywistości, tylko w takiej bardziej ekstremalnej formie, jest całkiem istotnym elementem omawianego właśnie serialu. A to zbieg okoliczności!

Dalsza część tekstu pod wideo

Harley Quinn – recenzja serialu. Krew, flaki i depresja

Harley Quinn - Drawnpool Together!

Być może pamiętasz taki dosyć hardkorowy serial z 2004 pod tytułem Drawn Together. Garstka postaci prosto z bajek i gier mieszka w domu wielkiego brata i w każdym odcinku przeżywają zupełnie oderwane od rzeczywistości przygody. Jeśli lubisz obrzydliwy humor to polecam. Tak samo jeśli podobał Ci się pierwszy sezon Harley Quinn. Nasza główna bohaterka bardzo szybko zbiera pełną wyjątkowo nieszablonowych charakterów drużynę, z którą od tej pory przeżywać będzie kosmicznie dziwne przygody, a całość utrzymana jest w podobnym tonie do DT. Czytaj: Spora część humoru bierze się z faktu, że bohaterowie zdają się zupełnie nie zauważać absurdalności/powagi (zależnie od odcinka) sytuacji, na wszystko reagując albo zupełnym nihilizmem, albo slapstickiem, którego nie powstydziłby się Królik Bugs.

Pierwszy odcinek, zaskoczył mnie swoim bezpardonowym podejściem do przemocy - Deadpool czułby się jak w domu. Nie tylko dlatego, z resztą. Harley może i nie gada do widza tak bezczelnie jak robi to Wade, ale serial i tak pełen jest meta żartów i odniesień do prawdziwego świata. Ale miało być o przemocy, a ta jest czasami wręcz bolesna. W pierwszym odcinku Harley łamie ludziom nogi swoim karnawałowym młotem (kości na wierzchu, krew, te sprawy), Frank, gadająca roślinka Poison Ivy, wypluwa przetrawione zwłoki dziecka. Bywało, że miałem wrażenie, że w kolejnych odcinkach gore zeszło trochę na dalszy plan, ale za każdym razem serial raczył mnie wtedy zupełnie nowym, absolutnie obrzydliwym sposobem zadania śmierci - jest odkrajanie kończyn, gaszenie papierosów w oczodole, topienie kwasem. Ale dojrzałość Harley Quinn - serialu, nie postaci - nie jest wyłącznie powierzchowna. Pierwszych trzynaście odcinków to również interesująca opowieść o przyjaźni, samoakceptacji, czy przełamywaniu barier - tych społecznych, tak, ale również tych, które sami sobie stawiamy. Twórcy w zabawny sposób opowiadają o wielowymiarowości wszelkiego rodzaju związków, o rodzinie, absolutnie prawdziwych problemach natury psychicznej i, co ważne, nigdy nie wchodzą przy tym w moralizatorkę. Wiele ciekawych spostrzeżeń po prostu pada, po czym akcja idzie dalej. Zrobisz z nimi co chcesz.

Harley Quinn - nawet najlepszy standuper rzuci czasami sucharem

Z każdym następnym odcinkiem moje wymagania co do serialu rosły. Kolejne historyjki, mimo zupełnej samodzielności, składały się powoli w jedną całość. Cały sezon jest zasadniczo próbą odnalezienia przez główną antybohaterkę swojego własnego głosu i, choć ostatecznie efekt końcowy jest jak najbardziej zadowalający, po drodze nie obyło się bez kilku potknięć. Większość z nich to olbrzymie spoilery, więc pozwolę sobie tylko na bardzo ogólnikowe stwierdzenie, że są w serialu momenty, zwłaszcza pod koniec, kiedy twórcy mówią przysłowiowe "a", ale najwyraźniej brakuje im odwagi (a może DC zabrania?) żeby dodać i "b". Jest to o tyle zaskakująca sytuacja, że zazwyczaj serial raczej nie stroni od poważnych tematów i dosadności. Drugą sprawą, na którą uwagę zwrócić można jeszcze w pierwszym odcinku, jest sposób w jaki w animacji traktowani są mężczyźni. Rozumiem, że głównym motywem jest tu girl power i walka z mizoginami, seksistami i im podobnymi, ale, jak to powiedział kiedyś Titus z Acid Drinkers - "wszystko jest dla ludzi, ale dla mądrych ludzi". Trzeba wiedzieć kiedy powiedzieć "wystarczy", czego scenarzystom Harley Quinn najwyraźniej nikt nie powiedział. Praktycznie każdy mężczyzna w serialu jest albo niesamowicie głupi (Jim Gordon, czego nie potrafię twórcom wybaczyć), albo niepohamowanie zboczony (Dr. Psycho), albo niekompetentny (Kite Man), albo rucha nietoperze w Bat-jaskini. No dobra, to ostatnie to tylko wymysł Harley, ale widzisz, o co mi chodzi. Przydałby się dla równowagi ktoś względnie normalny.

Harley zakończyła swój związek z Jokerem z prawdziwym przytupem, co odczuło następnie całe Gotham. Mamy to szczęście, że możemy obserwować jak do tego wszystkiego doszło, a twórcy serialu dbają, abyśmy się przy tym nie nudzili. Animowana Harley Quinn oferuje tonę śmiechu, wymieszaną z wywrotką odniesień do świata bohaterów DC dla największych fanów i wyrównuje całość szczyptą poważnych tematów i sytuacji, do których odnieść mogą się i ludzie nie chodzący na co dzień w rajtuzach, czy majtkach na spodniach. Część męskiej publiczności może poczuć się lekko urażona, ale warto wtedy pamiętać, że ogląda się serial, w którym rośliny gadają i potrafią nawet chodzić, a ci źli mają swój własny, umiarkowanie tajny klub. Czemu tak poważnie?

Atuty

  • Świetnie dopasowane głosy;
  • Niebanalny, współgrający z tematem humor;
  • Nie stroni od trudnych spraw... i gore

Wady

  • Kilka niewykorzystanych okazji;
  • Część żartów trochę na siłę;
  • Mężczyznom ktoś chyba zrobił lobotomię

Harley Quinn pokazuje, że jeśli ma się ciekawy pomysł, można zrobić wszystko. Tak w serialu jak i z serialem. Kawał dobrej, dojrzałej animacji.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper