Reklama
Futro z Misia – recenzja filmu. Chłopaki, płaczcie

Futro z Misia – recenzja filmu. Chłopaki, płaczcie

Piotrek Kamiński | 27.12.2019, 21:00

We wszystkich materiałach promocyjnych Futro z Misia przedstawiane było jako kontynuacja "Chłopaki Nie Płaczą". Nie do końca rozumiałem jak miałoby to działać skoro widzę na plakacie takiego na przykład Czarka Pazurę, którego w sequelu być nie powinno. Teraz już wiem. Ten film nie ma NIC wspólnego z jednym z najlepszych filmów Olafa Lubaszenki. Pięty mu może co najwyżej lizać.

Dwóch cwaniaczków, niejacy "Krokiet" i "Dempsey" (Milowicz i Sadowski) weszli w posiadanie znacznej ilości marihuany, którą upłynniają teraz powoli w różnych miejscach. Problem w tym, że tym samym tematem interesowała się też zakopiańska mafia pod dowództwem Andrzeja Stonogi, pseudonim "Nerwowy" (Lubaszenko) oraz tajniacy "Dzik" i "Żubr" (Pazura i Dziurman), którzy planowali użyć narkotyków celem złapania grubej ryby polskiego półświatka, niejakiego Zbigniewa Maliny, nie ze Szczecina (Linde-Lubaszenko). W międzyczasie poznajemy też pół-Francuza, Pierre'a, jego żonę, której imienia nawet nie zapamiętałem, zakochanego w niej pierdołę, Fojcika, oraz ludzi "Nerwowego" - "Igłę", "Śrubę" i "Kuzyna". Postaci, jak widać, jest tu całkiem sporo, a każda z nich jest równie płaska i nieciekawa, jak poprzednia.

Dalsza część tekstu pod wideo

Futro z Misia – recenzja filmu. Chłopaki, płaczcie

Futro z Misia - Bez polotu i finezji w tym smutnym jak... coś tam filmie

Być może gdyby za reżyserię wziął się ktoś z głową na karku, moglibyśmy dostać komedię kryminalną pokroju "Przekrętu" Guya Ritchie'ego, w której ciekawe indywidua kopałyby pod sobą dołki, udawały przyjaciół i w międzyczasie rozgrywały skomplikowaną grę szachów, która kończyłaby się wielkim, naładowanym emocjami finałem, w którym wszystkie karty zostałyby w końcu odkryte, a widz, całkowicie usatysfakcjonowany, wreszcie zrozumiałby o co chodziło w tych scenach, które na pierwszy rzut oka nie miały sensu. Niestety, odpowiedzialny za "Futro" Michał Milowicz nie jest twórcą takiego kalibru. W ogóle nie jest twórcą żadnego kalibru, jako, że jest to jego pierwsza randka z posadą reżysera. I to widać. Jego bohaterom brakuje wyrazistości - wszyscy po kolei dają się opisać jedną, jedyną cechą,  która częściej niż rzadziej sprowadza się do prostego 'głupi". Brakuje pomysłu na rozwój intrygi - co najmniej dwa razy w filmie akcja może lecieć dalej tylko ze względu na okrutnie naciąganą deus ex machinę, a samo zakończenie zostawia widza z uczuciem pustki w sercu. Dostajemy nawet kilka finałowych zwrotów akcji, które absolutnie niczego nie zmieniają. Zupełnie nieprzemyślana koncepcja.  Wszystko to, jednakże, byłoby absolutnie akceptowalne, gdyby nie największy minus "Futra z Misia". Otóż... ta komedia w ogóle nie jest śmieszna. No dobra, może nie w ogóle, bo przecież ze cztery razy się zaśmiałem, ale było to może z pięć procent wszystkich zawartych w filmie żartów. Większa część humoru polega na tym, że ktoś jest bezgranicznie głupi i robi coś niemądrego, albo trzeba mu dziesięć razy tłumaczyć jedną rzecz. Kiedy "Nerwowy" za pierwszym razem tłumaczy dlaczego pan Zbigniew Malina nie jest ze Szczecina, jest to jeszcze względnie do pośmiania się, ale kiedy robi to po raz drugi, a potem trzeci... a później czwarty, to nie ma w tym już absolutnie nic zabawnego. Nawigacja mówiąca do kierowcy per "cwelu" - trzy razy. Policjanci zbyt leniwi aby pobiec za uciekającym przestępcą - trzy razy. Takich przykładów jest multum i, jak widzisz, nawet za pierwszym razem nie jest to zbyt ambitny humor.

Futro z Misia - "Po tym co tu zobaczyłem nie wiem czy chciałbym z tobą ubić muchę w kiblu"

"Futro" jest tak niezmiernie gorsze od "Chłopaków", że aż mnie to fizycznie boli. Bo musisz wiedzieć, że ja uwielbiam pierwsze trzy filmy Olafa Lubaszenki. Sztos, Chłopaki Nie Płaczą i Poranek Kojota znajdują się w ścisłej czołówce moich ulubionych polskich komedii, rywalizując o palmę pierwszeństwa z klasykami Juliusza Machulskiego i Marka Koterskiego. Film Milowicza nie powinien znajdować się nawet na tej samej liście co ich produkcje. W zasadzie jedynymi trzema elementami "Futra", które w jakikolwiek sposób nawiązują do "Chłopaków" są: obsada, nie chcąca ucichnąć choćby na jedną minutę muzyka i wszechobecne lokowanie produktu (wiem już gdzie kupić BMW, jakby co). Trochę mało.

"Futro z Misia" nie powinno było nigdy powstać w takiej formie, w jakiej je dostaliśmy. W tym scenariuszu jest gdzieś schowana dobra komedia gangsterska, ale aby ją z niego wydobyć, potrzebny byłby reżyser z głową na karku. Może i tym reżyserem mógłby być nawet i Michał Milowicz, ale na pewno nie przy okazji swojego debiutu w tej roli. Topowi aktorzy nie mają niczego ciekawego do roboty, żarty bolą zamiast bawić, fabuła jest zwyczajnie nudna i bez pomysłu jakby ją sensownie rozwinąć. Nie polecam nawet po kilku głębszych. Lepiej wydać pieniądze na coś innego, przeznaczyć cenne dwie godziny życia na coś bardziej wartościowego - na przykład przeglądanie Pudelka.

Atuty

  • Trwa tylko 100 minut;
  • Kilka niezłych żartów, zwłaszcza ten z siekierą;
  • Zaskakująco spoko Sławomir;

Wady

  • Cała reszta

Futro z Misia kontynuuje trend kręcenia karykaturalnie nieśmiesznych polskich komedii. Lepiej idź na Koty.

2,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper