Jojo Rabbit – recenzja filmu. Życie jest piękne
Są reżyserzy ekscentrycy, których pomysły są często tak dziwne i odjechane, że momentami aż trudno uwierzyć, że mają szansę je realizować. Należy od nich bez wątpienia pochodzący z Nowej Zelandii Taika Waititi, którego zaangażowanie w uniwersum Marvela na pewno wyszło na dobre Thorowi. Tymczasem do kin trafi Jojo Rabbit, dopiero co wyróżniony aż sześcioma nominacjami do Oscarów.
Trwa II wojna światowa. Tytułowy Jojo, chociaż to dziecko, jest gorliwym wyznawcą nazistowskich idei oraz ich twórcy, Adolfa Hitlera (jest on zresztą jego wyimaginowanym przyjacielem, który doradza mu w trudnych sytuacjach). Mający bardzo ugruntowany światopogląd Jojo będzie musiał zmierzyć się z nieoczekiwanym wyzwaniem we własnym domu.
Jojo Rabbit – mądra i zabawna historia
Nieprzypadkowo w tytule recenzji wspomniałem o filmie Roberto Benigniego, bowiem Waititi wyraźnie się nim inspiruje. Ale nie tylko nim, w Jojo Rabbit bardzo dużo jest też z twórczości Wesa Andersona, to – w pewnym stopniu – Kochankowie z księżyca przeniesieni w realia II wojny światowej. Waititi wykorzystuje tę konwencję, by z jednej strony w zabawny, z drugiej jednak dosadny sposób pokazać horror wojny, ale przede wszystkim totalitarnych idei i tego, jak destrukcyjny wpływ mają na ludzi i ich sposób patrzenia na świat i innych. Jednocześnie jest to ciepła i sympatyczna opowieść o dorastaniu w niesamowicie ekstremalnych warunkach, w którym nic nie jest normalne i tym trudniej jest odnaleźć swoją tożsamość oraz odwagę. Seans Jojo Rabbita to prawdziwa jazda bez trzymanki. Waititi jest uzdolnionym reżyserem, więc bez żadnego problemu gra na najróżniejszych emocjach widza. Doskonale balansuje między realizmem magicznym, pewną bajkowością świata, w którym rozgrywa się akcja oraz mocnym pokazaniem okropieństwa wojny. Śmiech łączy się z grozą, luz z napięciem, spokój z paranoją. Warto poddać się tej grze, którą prowadzi z nami reżyser, bo Jojo Rabbit to wciągający, szczery i często wzruszający film pochwalny na cześć humanizmu, empatii i kontaktu z drugim człowiekiem. Chylę czoła przed twórcą, który potrafił zaprząc swoją wielką wyobraźnię do pokazania koszmaru (ale też absurdu) wojny i stworzenia tak pozytywnej w wydźwięku opowieści o tym, co w nas najlepsze.
Jojo Rabbit – aktorstwo i humor
Historia w Jojo Rabbit zagrała także dzięki bardzo udanym występom aktorskim. Wielkie brawa należą się debiutującemu na wielkim ekranie, zaledwie dwunastoletniemu, Romanowi Griffinowi Davisowi, który jest bardzo wiarygodny zarówno wtedy, gdy jeszcze jest gorliwym wyznawcą Hitlera, jak i w trakcie zmiany poglądów i patrzenia na rzeczywistość. Bardzo ciepłą i sympatyczną kreację stworzyła też Scarlett Johansson. Miło było również zobaczyć jednego z moich ulubionych aktorów, czyli Sama Rockwella, który jak zwykle potrafił zaznaczyć swoją obecność na ekranie. Na drugim planie pojawia się jeszcze więcej znanych twarzy, ale na pewno warto docenić Thomasin McKenzie i samego Taikę Waititiego, który wcielił się w wyimaginowanego przyjaciela Jojo, czyli Adolfa Hitlera.
Waititi jest jednym z głównych źródeł komizmu w filmie, ale i gdy nie ma go na ekranie dzieje się dużo naprawdę zabawnych rzeczy. Jak już zostało wspomniane, Jojo Rabbit oferuje prawdziwą huśtawkę emocji i robi to na tyle umiejętnie, że nie tylko produkcja ta została mi na długo w pamięci po seansie, ale też bardzo chętnie niedługo pójdę do kina raz jeszcze.
Atuty
- Wciągająca i świetnie wyreżyserowana historia;
- Rollercoaster emocji;
- Świetne aktorstwo;
- Dużo bardzo udanego humoru
Wady
- Film bywa nierówny i niekiedy wytraca tempo;
- Kilka mniej udanych scen
Niezmiernie mnie cieszy, że Taika Waititi zaczął robić większą karierę, bo to bardzo zdolny twórca z niesamowitą wyobraźnią, co udowodnił w Jojo Rabbit.
Przeczytaj również
Komentarze (22)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych