Zapewne nie jeden z Was przeklinał i rzucał padem, gdy nie mógł przejść jakiegoś ciężkiego fragmentu gry. A które tytuły najbardziej Was wymęczyły?
Roger: Gier, które napsuły mi krwi w życiu było sporo. Z tych nowszych na pewno bosssowie z gier From Software, ze starszych niektóre licencje z Gran Turismo zaliczane na złoto czy naprawdę przesadzone poziomy w Battletoads, których trzeba było uczyć się na pamieć. Jednak szczególnie zapamiętałem historię z grą Dizzy na Pegasusa.
Grę pożyczyłem od sąsiadki z dużym biustem (tak ją zapamiętałem nic nie poradzę), która również pogrywała. Razem z braciakiem doszliśmy do poziomu, w którym skakało się po statkach. Wiecie, takie pirackie. Przez ponad 3 godziny nie mogliśmy przejść pewnego miejsca gry, a zaczynanie od nowa tego samego fragmentu było dla nas już wręcz katorgą. Wpadliśmy więc na pomysł, że zaprosimy biuściastą sąsiadkę, bo skoro ma grę, to pewnie już ma ten etap za sobą, i poprosimy, by przeszła za nas ten fragment. Zgodziła się w zamian za to, byśmy polecieli jej zrobić zakupy do Remy 1000.
Jak obiecała tak zrobiła i po chwili na dywanie mojego pokoju, gdzie wisiały jeszcze plakaty z Van Bastenem i Romario, siedziała moja biuściasta sąsiadka i grała na Pegasusie. Grała długo, bardzo długo, bo za oknem zrobiło się już ciemno, a ona dalej się męczyła. I to ten sam fragment co my. Próbowaliśmy ją jakoś miło wyprosić, ale nie dawała za wygraną. Wtedy obiecałem sobie, że już nigdy nie odpalę gry z Dizzym. Znienawidziłem przeklęte jajo. Uległem, gdy do domu zawitała złota piątka.
drunkparis: Nie ma co się oszukiwać, że w dzisiejszej erze gry wideo nie są już tak wymagające, jak kilka lat temu. Sam to widze po sobie, gdy ogrywam to coraz nowszy tytuł i w zasadzie nie sprawia on mi zbyt dużo trudności. Większość gier z kategorii AAA czerpie z różnych produkcji garściami i zazwyczaj są nam, graczom te mechaniki dobrze znane. Dla mnie zawsze najtrudniejsze gry kojarzą się z gatunku platformówek. Fakt, trochę w nie grałem, ale nie zawsze udało mi się każdą z nich ukończyć, mówi samo za siebie. Jednak są dwa takie tytuły, które mogę napisać, że były dla mnie sporym wyzwaniem. Jeden z nich wymagał ukończyć fabułę za jednym zamachem bez zapisywania gry. Yhym, mówię tutaj o Max Payne 3. Gra sama w sobie nie jest trudna, ale ogrywanie tytułu na najtrudniejszym poziomie i przez 6 godzin ciągiem, aby zdobyć trofeum, to już spore osiągnięcie. Nie pamiętam, ile razy powtarzałem poziomy z przyczyn niezależnych ode mnie, czy przez trudność danej lokacji, ale było tego co niemiara. Zawsze powtarzałem, że to już ostatni raz i jak się nie uda, to daruję. Jednak zawzięty charakter nigdy mi na to nie pozwolił i w końcowym rozrachunku ta sztuka w końcu się udała, jednak do gry nigdy już nie wróciłem. Zapamiętałem każdy szczegół i wroga, hehe.
Na tyle byłem znudzony przygodami Maxa, że po zdobyciu osiągnięć w multi gra została odinstalowana na amen. Drugi tytuł w zasadzie ma podobną historię, z tym że tutaj było jeszcze trudniej, ponieważ gry platformowe, to już spore wyzwanie, jak już wspominałem i nie zawsze potrafiłem się w tym gatunku odnaleźć. Piszę tutaj oczywiście o Deadlight, gdzie również trzeba ukończyć grę, nie ginąc ani razu. Sztuka ta wymaga odpowiedniej zręczności, którą sobie trzeba wyrobić. Tak, też przegrałem masę godzin i również twierdziłem, że to już ostatnia próba i basta. Najgorsze jest jednak to, że im dalej tym coraz większa wyzwanie, a tracenie życia na prawie na samym końcu powoduje, że człowiekowi się odechciewa bardziej. Tak czy inaczej, trofeum zdobyłem po wylaniu wiadra potu i łez wynikających z kilkunastu powtórzeń. Tak jak pisałem na wstępie, obie gry nie są wyjątkowo trudne, ale można je takimi uczynić głównie ze względu na osiągnięcia. I to są chyba dwie takie produkcje, które najbardziej utkwiły mi w pamięci jako gry, które sprawiły mi sporo problemów i nerwów podczas ogrywania. Rzecz jasna zarówno Max Payne 3, jak i Deadlight polecam osobom, które nigdy nie ograły, bo warto ;)
Alexy78: Trudno mi powiedzieć, jaka gra dała mi najbardziej w kość. Obecne pozycje jeśli są zbyt trudne po prostu pozwalają na bezbolesne zmniejszenie poziomu wyzwania i już można dalej np. cieszyć się fabułą. Gdybym miał szukać gier trudnych (a omijam soulslike’i), to powiedziałbym, że możliwie realistyczne symulatory powodują u mnie największy poziom koncentracji podczas zabawy. Z czasem jednak nawet one nie stanowią aż takiego wyzwania, tak było z Elite Dangerous (powiedzmy, że symulator), tak jest z DCS - naturalnie wciąż się uczę i nawet proste kwestie wymagają uwagi, ale po kilkuset godzinach wiele rzeczy robi się odruchowo, a wyzwaniem są np. nowe systemy walki czy już sama taktyka, która jak to w życiu - jest po prostu bezlitosna. Niemniej nikt nie każe od razu lecieć na wojnę - można polatać dla samej frajdy znajdowania się 30 tys. stóp nad ziemią, a potem sobie na jakiejś wysepce wylądować. O - coś sobie przypomniałem - nie ukończyłem pierwszego Prince of Persia. W czasach jak w to grałem (1989 rok czy coś w okolicach), gra była dla mnie za trudna, albo znów - za mało czasu jej poświęciłem ;). Wiem, że obecnie moje palce w bijatykach się nie sprawdzają - mam wrażenie, że kiedyś lepiej combosy i inne ogarniałem, chyba. Aby trudna gra mnie przytrzymała przed ekranem musi spełniać 2 warunki - przede wszystkim musi mnie intrygować zabawą, a po drugie i chyba ważniejsze - musi być uczciwa wobec gracza. Ostatnim wariantem trudności, o jakim wspomnę, jest zabawa online PvP niezależnie od gatunku - wg mnie to najwyższy poziom trudności z wszystkich. Ludzie są bardzo pomysłowi, a niektórzy sprawiają wrażenie jakby od PC/konsoli w ogóle nie odchodzili.
Igor: Trochę tego w życiu było, ale najgorszą, jedyną grą w całym moim życiu, jaka mnie pokonała, jest WipEout 2097. Ostatni wyścig w karierze jest tak niemożliwie ciężki, że po 8 godzinach nieustannych prób, po prostu się poddałem. W tym czasie polepszyłem swój czas na trasie o prawie 58 sekund, nie zrobiłem perfekcyjne okrążenia... A i tak zawsze, kurna zawsze byłem drugi. Nie wymęczyły mnie tak żadne gry pokroju Ninja Gaiden, Demons Souls, pierwszy Crash czy też inne Castlevanie. Drugą produkcją, która doprowadziła mnie to białej gorączki jest Jak II z PS2. Nie dość że misje same w sobie są ciężkie, to rozgrywka jest tak upośledzona, że ciężko normalnie tym wszystkim sterować. Niemniej jednak, wygrałem tę batalię...
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów.