Mniej znane gry z PSX-a, których remaki chciałbym zobaczyć na PS5
Gdy myślimy o czasach pierwszego PlayStation i grach, które chcielibyśmy wskrzesić od razu nasuwają się takie marki jak Parasite Eve, Suikoden, Chrono Cross, Dino Crisis, Vagrant Story, Xenogears, Tenchu, Syphon Filter czy Soul Reaver. Ja postanowiłem skupić się na produkcjach z drugiego planu, których remaki przywitałbym dziś z otwartymi ramionami.
Zdaję sobie sprawę z tego, że na powrót większości z wymienionych poniżej tytułów nie ma dziś szans, ale podzielcie się w komentarzach Waszą listą życzeń związaną z przywróceniem do życia tych mnie znanych produkcji z ery pierwszego PlayStation. W końcu nasza branża nie raz już potrafiła nas zaskoczyć, a powroty starych serii są ostatnio w modzie.
Cyberia
Bardzo niedoceniona produkcja action-adventure, która w swoim czasie zachwycała efektami i animacjami, oferując podczas rozgrywki wiele ciekawych ujęć kamer i mroczną historię osadzoną w roku 2027, pięć lat po globalnym załamaniu gospodarczym, gdy świat trafił pod panowanie dwóch mocarstw. Tajemnicze bronie, hakerzy, spiski i klimat nieco bliźniaczy do tego z Blade Runnera. Gra była nieliniowa i oferowała możliwość zwiedzania nie tylko prerenderowanych miejscówek, ale również zasiadania za sterami różnych pojazdów. Cyberia miała hollywoodzkie ambicje, ale ograniczona technologia nie pozwoliła mu do końca rozwinąć skrzydeł.
Galerians
Niezwykle klimatyczny survival horror, w którym sterowaliśmy bohaterem posiadającym nadprzyrodzone, telekinetyczne zdolności. Zabieg z amnezją pozwalał nam poznawać zawiłości fabularne razem z protagonistą, a te opowiadały o walce z ulepszonymi za pomocą zmian w genach ludźmi - tytułowymi Galerians. Sterowanie i eksploracja były zerznięte z Resident Evil, ale zamiast broni gracz musiał walczyć za pomoc mocy, którymi dysponował bohater po zażyciu różnych leków. Sterylne, futurystyczne lokacje budowały klimat rodem z cyberpunkowych produkcji i chyba one najbardziej przyciągały do tytułu.
The Legend of Dragoon
To miała być odpowiedź na Final Fantasy VII bazująca na trójwymiarowych modelach postaci, prerenderowanym środowisko oraz turowym systemie walki, w których liczył się refleks. Wydana na 4 płytach opowieść nie sprostała oczekiwaniom fanów mimo iż kosztowała 16 milionów dolarów, jej producentem był sam Shuhei Yoshida (do niedawna prezes SIE), a w tworzeniu przerywników CGI pomagało Polyphony Digital (twórcy Gran Turismo). Historia rozpoczyna się, gdy Dart, główny bohater, wraca do domu z pięcioletniego polowania na Czarnego Potwora, który zabił jego rodziców i zniszczył rodzinne miasto. Choć system walki nie był tak dobry jak w Fajnalach, to historia miała fajne momenty, a oprawa zachwycała. Z chęcią zobaczyłbym Legend of Dragoon na nowej generacji konsol.
Rival Schools
Podczas gdy moi koledzy zagrywali się przede wszystkim w Tekkena, u mnie na posiadówach odpalało się jeszcze jeden szpil z tego gatunku - Rival Schools: United By Fate. Tytuł miał specyficzny klimat, system walki nawiązywał nieco do gier SNK, pojedynki w teamach 2 vs 2 i ataki tagowe były powiewem świeżości, a historia rozgrywająca się w japońskim mieście Aoharu City, w którym kilka lokalnych szkół staje się ofiarami ataków i porwań studentów, tworzyły naprawdę ciekawą mieszankę. Fakt, była to gra trochę masherska z tego co pamiętam, ale Capcom dostarczył bardzo unikalny, szkolny klimat i dorzucił kilka fighterek w kusych spódniczkach, pod które nie sposób było nie zaglądać. Szanse na remake są niewielkie, ale pomarzyć można.
Rogue Trip
Większość stron wspominając zapomniany już gatunek vehicular combat na pierwszy plan wrzuca przede wszystkim takie gry jak Twisted Metal, Vigilante 8 czy Carmageddon. Ta pierwsza zresztą udanie była odświeżana na kolejnych systemach i doczekała się nawet swoistego rebootu na PS3. Jednak największą frajdę w czasach PSX-a sprawiało mi właśnie Rogue Trip: Vacation 2012. Tutaj walka była tylko jednym z elementów rozgrywki - równie ważne było wożenie klienta w wybrane miejsca na mapie i zarabianie kasy. A ten kto miał klienta automatycznie trafiał na celownik rywali. Pamiętam jak dziś szalony klimat miejscówek, porąbane postacie w równie porąbanych autach (samochód-hotdog!) czy genialną ścieżkę dźwiękową. Wiele bym dał, by zobaczyć ten tytuł we współczesnej oprawie niestety gatunek vehicular combat jest dziś martwy.
Fade to Black
Ta gra robiła ogromne wrażenie z prostego względu - jako jedna z pierwszych w pełni wykorzystywała polygonalną oprawę. Ponadto była to kontynuacja uwielbianego przeze mnie Flashbacka z Amigi, więc automatycznie zyskiwała w oczach. Akcja osadzona początkowo na księżycu w kompleksie więziennym New Alcatraz napędzana była kolejnymi ciekawymi wydarzeniami, a rozgrywka nastawiona na strzelanie do wrogich Morphów, zagadki logiczne i smaczki pokroju poziomów, w których sterowaliśmy statkiem kosmicznym, sprawiły, że był to tytuł, który działał na wyobraźnię trójwymiarową grafiką zanim pojawił się pierwszy Tomb Raider. W głowie świta mi też fakt, że była to gra trudna i straciłem trochę nerwów kucając przed atakami wrogów. Nowe wersje Flashbacka trafiają co rusz na kolejne konsole, ostatnio również na obecne, więc może i o nowe Fade to Black ktoś się kiedyś upomni?
Motorhead
Futurystyczne wyścigi były wizytówką PlayStation, bowiem obok Wipeuta świetnie radziła sobie choćby seria Rollcage. Niestety w cieniu obu produkcji stoi dziś niedocenione i często pomijane Motorhead. Nie bez powodu są to jedne z ulubionych wyścigów Ściery, byłego naczelnego PSX Extreme. Trasy zachwycały swoim designem, bo mieliśmy zarówno tereny poza miastem, przemysłowe, jak i w środku metropolii kojarzącej się z filmami science fiction. I tak już szybkie tempo rozgrywki pompowała jeszcze świetna ścieżka dźwiękowa oraz oprawa graficzna, a zwłaszcza wszelkie efekty świetlne. Szkoda, że nigdy nie zrobiono z tego serii.
Soul of the Samurai
Temat samurajów od zawsze był mi bliski, a obecna generacja konsol też potrafi nas rozpieścić takimi tytułami jak Sekiro czy nadchodzące Ghost of Tsushima. W Ronin Blade, bo tak gra nazywała się w Europie, zagrywałem się jak głupi, bowiem tytuł oferował dwie postacie (kobitka i facio) różniące się zdolnościami, piękne prerenderowane lokacje pachnące feudalną Japonią i sterowanie rodem z Resident Evil. Walki na miecze były krwiste i angażujące, bo trzeba było nauczyć się blokować i zbijać ciosy. Ukończyłem ten tytuł wiele razy i zupełnie zapomniałem, że stworzyło go Konami, zanim Capcom wpadł w ogóle na Onimushę.
Echo Night
Pierwszoosobowy horror od From Software, twórców serii Dark Souls. W moim osobistym rankingu jest jednym z najstraszniejszych na pierwsze PlayStation. Tytuł niszczył mnie psychicznie podczas sesji, a zaginiony statek pełen mrocznych tajemnic, który przyszło nam w grze zwiedzać, autentycznie śnił mi się po nocach. Gra miała ślamazarne tempo, co tylko potęgowało uczucie zaszczucia, bo główny bohater z przeciwnikami mógł walczyć tylko wykorzystując elementy otoczenia jak światło. Znakomita atmosfera to jednak nie wszystko - Echo Night miało kilka zakończeń i myślę, że w dobie popularności symulatorów chodzenia znalazłoby się miejsce dla nowej wersji.
Przeczytaj również
Komentarze (90)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych