Ziemia i krew – recenzja filmu. Nuda i strata czasu
W czasach pandemii dobra rozrywka jest na wagę złota. Magia kina bazuje bowiem w dużym stopniu na eskapizmie, ucieczce od rzeczywistości. Przydałby się więc na przykład dobry, trzymający w napięciu film akcji. Niestety, francuska Ziemi i krew, która właśnie pojawiła się w serwisie Netflix nie jest taką produkcją.
Said od bardzo dawna zajmuje się prowadzeniem tartaku, w którym zatrudnia młodocianych przestępców, dając im drugą szansę. Wychowuje też niemą córkę, Sarah, której chce zapewnić lepszą przyszłość poprzez sprzedać przedsiębiorstwa. Nie wie jednak, że jeden z jego podopiecznych zgodził się przechować na jego terenie skradzioną z posterunku policji kokainę. Wkrótce do tartaku przybędą przestępcy chcący odzyskać swoją własność.
Ziemia i krew – schematyczna historia bez grama polotu
Brzmi, jak niesamowicie standardowa historia i tak jest też w rzeczywistości. Na dobrą sprawę nie za bardzo jest o czym pisać w przypadki Ziemi i krwi. Nie ma tu absolutnie niczego, czego nie widzielibyśmy w mnóstwie innych produkcji. W zasadzie jednym jakkolwiek ciekawym motywem jest to, że chociaż gangsterzy mają dużą przewagę liczebną nad jednym, jedynym Saidem, to jednak jest on na swoim terenie, który bardzo dobrze zna i może wykorzystywać tę przewagę. Niestety jest tego zdecydowanie za mało, a niektóre sposoby wykorzystania przez niego możliwości tartaku są mocno dyskusyjne: to znaczy nie mają żadnego sensu. Może też dlatego zabawa w kotka i myszkę między nim, a przestępcami jest tak nudna i pozbawiona chociażby odrobiny napięcia. Zanim w ogóle jednak do starcia dojdzie, widz musi poczekać trochę ponad połowę filmu, w której to części praktycznie nic się nie dzieje, poza tym, że dowiaduje się, jak kokaina trafiła do tartaku, dlaczego Said chce go sprzedać i że bardzo zależy mu, by Sarah miała okazję nauczyć się rysować i mieć lepszą przyszłość. Będzie też okazja do przyjrzenia się jakże pasjonującym negocjacjom związanym ze wspomnianą sprzedażą przedsiębiorstwa. Potem postacie trochę się postrzelają i całość skończy się tak, jak łatwo można przewidzieć od samego początku.
Ziemia i krew – marne postacie
Brak napięcia w scenie starcia Saida z przestępcami wynika nie tylko z marnych umiejętności reżyserskich Juliena Leclercqa. Duża w tym również „zasługa” całkowicie nijakich i typowych dla tego filmu postaci. Jest więc Said, który w związku z chorobą nowotworową nie ma już nic do stracenia. Przed śmiercią, która dopadnie go w ten czy inny sposób, chce zabezpieczyć byt córki. O Sarah nie wiemy nic poza tym, że jest niema i lubi rysować. Z kolei przywódca gangsterów to typowy złol, który jest mega spokojny, ale przez to ma budzić tym większą grozę. Nic dziwnego zatem, że było mi całkowicie obojętne, kto, kiedy i jak zginie. Trudno w takim przypadku o jakiekolwiek zaangażowanie podczas seansu.
Największą zaletą Ziemi i krwi pozostaje zatem to, że film ten jest krótki. Niby można obejrzeć, ale nie umiem powiedzieć, po co ktoś miałby to robić. I tak zapomni o tej produkcji pięć sekund po zapoznaniu się z nią. Pozostaje mieć nadzieję, że mający niedługo premierę na Netflixie Tyler Rake: Ocalenie zapewni o wiele lepszą i ciekawszą rozrywkę.
Atuty
- Film jest krótki;
- Jeden w miarę ciekawy motyw (ale niezbyt wykorzystany)
Wady
- Całkowicie schematyczna i przewidywalna fabuła;
- Zero napięcia;
- Totalnie nijakie postacie
Ziemia i krew to film akcji, w którym nawet, gdy bohaterowie do siebie strzelają jest to niesamowicie nudne i nijakie.
Przeczytaj również
Komentarze (10)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych