Wiedźmin 4 - w grze chciałbym lepiej poznać wiedźminów [OPINIA]
CD Projekt RED nie poświęcił zbyt dużo czasu wiedźminom w swojej serii opartej na uniwersum wykreowanym przez Andrzeja Sapkowskiego. Vesemir, Lambert, Eskel, Egan, Serrit i inni łowcy potworów powinni częściej pojawiać się na naszych ekranach.
Poniższa treść artykułu to tylko i wyłącznie osobiste przemyślenia autora - nie musicie się z nimi zgadzać. Uprzedzam również, że w tekście znajdują się spoilery z serii Wiedźmin.
Serię Wiedźmin od rodzimego studia CD Projekt RED można chwalić pod wieloma względami, ale jednak w każdej części trylogii czegoś mi brakowało. Nie mówię tutaj o zadaniach, bo te były świetne, ani o wszelakich mechanikach, jak tworzenie eliksirów czy nakładanie olejków na miecz, ale o postaciach wchodzących w skład pewnej kategorii. Mam na myśli mutantów-wojowników, którzy w młodym wieku muszą przebrnąć przez mordercze mutacje - najczęściej jest to Próba Traw, której świadkiem byliśmy podczas rozgrywki w trzecią część serii. Dlaczego mordercze? Dlatego, że większość dzieci nie daje rady przyjąć nadludzkich zdolności. Mówi się, że tylko trzech na dziesięciu kandydatów jest na tyle silnych, aby przetrwać, a następnie wyruszyć w pogoni za potworami.
Narzekać na brak wiedźminów w serii od „Redów” nie można, ponieważ podczas zabawy spotykamy np. Lamberta, Eskela, Vesemira, Gaetana, Berengara, Serrita, Egana, Kiyana, Bertrama czy także Letho, ale tylko garstka z nich pojawia się więcej, niż parę razy na ekranie. O ile jestem w stanie zrozumieć minimalną ilość zadań, w których współpracują pomiędzy sobą, ponieważ są łowcami potworów preferującymi przecieranie szlaków w pojedynkę, tak niezbyt pojmuję brak przedstawienia odbiorcy ich głębszej historii.
Weźmy na warsztat Vesemira, Lamberta, Eskela, a także Geralta, głównego bohatera. Cała czwórka spędziła wiele niezapomnianych chwil w Kaer Morhen, siedzibie łowców wywodzących się ze Szkoły Wilka. Pierwsza odsłona trylogii rzuciła nas od razu w wir akcji, więc osoby niezaznajomione z uniwersum wykreowanym przez Andrzeja Sapkowskiego mogły się łatwo pogubić. Rezydujące osoby w wyżej wymienionym zamku musiały ochronić twierdzę przed atakiem Salamandry, groźnej grupy na czele z Azarem Javedem, potężnym zerrikańskim magiem. Lambert to, Eskel tamto, Leo tutaj, Vesemir tam, wszystko to, a przynajmniej w moim odczuciu, było dosyć chaotyczne, a przecież można było przedstawić na spokojnie postacie, kiedy to przykładowo cała czwórka, a nawet i piątka, bo jeszcze Coen długo stacjonował w Kaer Morhen, siedzą i rozmawiają przy ognisku opowiadając śmieszne historie. I nie zrozumcie mnie źle - historia w pierwszej części była bardzo dobra (do szału doprowadzał mnie jedynie toporny system walki), ale po prostu zabrakło mi tego wprowadzenia i przedstawienia wiedźminów, co pomogłoby „zielonym” osobom lepiej odnaleźć się w temacie. Wyłącznie jedna godzina w Kaer Morhen, do tego przepełniona walką, to zdecydowanie za mało.
Trochę lepiej wyglądała sprawa w Wiedźminie 2, w którym przedstawiono arcyciekawą historię wojowników ze Szkoły Żmii wymyślonej na potrzeby produkcji. Została odbudowana przez Emhyra, cesarza Nilfgaardu, który w podstępny sposób chciał wyeliminować swoich przeciwników, co pozwoliłoby odnieść mu łatwy i szybki sukces w prowadzonej wojnie z Królestwami Północy. Malutki teaser tego, co będzie się działo w drugiej odsłonie, dostaliśmy już w finalnym filmiku pierwszej części, który przygotowali nasi rodacy z Platige Image. Pokazywał on zamaskowanego królobójcę (przypominającego wyglądem Serrita i Egana), próbującego zabić Foltesta. Geraltowi udało się go wyczuć i pokrzyżować jego zamach.
Patrząc ogólnie na drugą część trylogii - do Letho nie mam zastrzeżeń, jego przeszłość i dalekosiężne zamiary poznaliśmy bardzo dobrze. Inaczej wyglądała sytuacja przy Eganie i Serricie, rodzeństwie, a zarazem wspólnikach wyżej wymienionego mutanta, których potencjał nie został wykorzystany przez warszawskie studio. Pierwszy z nich ginie podczas pierwszego spotkania (można zauważyć, że odchodzi podobnie, jak jego, najprawdopodobniej przyjaciel, podczas pierwszego zamachu na Foltesta), a drugi ucieka. Po pierwszym przejściu drugiej odsłony serii, zastanawiałem się, dlaczego nie poznaliśmy ich bliżej? W końcu obaj byli w przeszłości przyjaciółmi Geralta - pomogli mu m.in. w tropieniu Dzikiego Gonu, który zabrał Yennefer. Niby Serrit o tym wspomina podczas ostatniej rozmowy z Białym Wilkiem, ale to nie było to, na co liczyłem. „Redzi” zrobili to klimatycznie, ale sądzę, że lepiej sytuacja wyglądałaby, gdyby pokusili się o stworzenie więcej retrospekcji przypominających o momentach, które cała czwórka w przeszłości przeżyła.
Z kolei w Wiedźminie 3 CD Projekt RED przygotował oddzielny wątek w Novigradzie skupiający się na Lambercie, chcącym dorwać Bertrama Taulera, wojowniku należącym do Szkoły Wilka i mającym na dłoniach krew Aidena, przyjaciela Lamberta ze szlaku. Szkoda, że Polacy, słynący z humorystycznych misji, nie postanowili stworzyć podobnej pobocznej historii skupiającej się na Eskelu. Wiedźmin miał słabość do sukkubów, więc może w ramach odpoczynku od ciężkich przepraw związanych z najmłodszym mutantem ze Szkoły Wilka, poznalibyśmy chwytającą za serce historię o Eskelu i rogatej kobiecie, od której ucieka przez okno? W dalszej fazie gry trafiamy do Kaer Morhen, gdzie odbywa się niepokojąca Próba Traw, a także kultowa impreza wiedźmińska, w której w końcu możemy bliżej poznać naszych „braci”. Po libacji alkoholowej do Kaer Morhen trafiają wojownicy Dzikiego Gonu i odbywa się pamiętna, smutna bitwa, po której każdy idzie w swoją stronę, nie patrząc na towarzyszy, z którymi spędzili wiele wspaniałych chwil. Ich mentor, Vesemir, nie żyje. Kompletnie nie rozumiem braku chęci zemsty ze strony Lamberta i Eskela na dowódcach orszaku upiorów - obaj mogli odegrać pod koniec fabuły znaczącą rolę, a tak to słuch o nich zaginął.
Podczas spotkań z wyżej wymienionymi wiedźminami pojawiał mi się uśmiech na twarzy. Jestem tego typu graczem, który uwielbia spędzać jak najwięcej czasu ze swoimi kompanami, poznawać ich przeszłość, rozmawiać na temat bieżącej sytuacji, a także wypytywać o dalsze plany. Osobiście bardzo chciałbym, abyśmy w Wiedźminie 4 spotkali wielu starych, jak i tych nowych, wymyślonych na potrzeby gry, łowców potworów, z którymi przyjdzie nam bliżej się zapoznać podczas podróży na szlaku. Przede wszystkim liczę tutaj na ruch w kwestii Lamberta i Eskela, którzy, mam nadzieję, nie zapadną się pod ziemię ani nie zostaną w głupi sposób uśmierceni. Furtek na potencjalną historię, w której odegraliby główną rolę, jest masa.
Przeczytaj również
Komentarze (36)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych