Star Wars: The Clone Wars, sezon 7 – recenzja serialu. W przededniu Imperium
W recenzji Gwiezdnych Wojen: Skywalker. Odrodzenie napisałem, że mam dość Star Wars, że coś się dla mnie skończyło i muszę odpocząć od tego uniwersum. Cóż, wszyscy musimy uważać na nasze deklaracje, bo bywa, że są to tylko słowa rzucone na wiatr. Najlepszym tego dowodem są emocje, jakie wywołał we mnie siódmy i zarazem ostatni sezon serialu The Clone Wars. Jest trochę spoilerów (także z wcześniejszych odcinków)!
Siódmy sezon składa się z dwunastu odcinków, podzielonych na trzy historie po cztery epizody. W pierwszej śledzimy przygody klonów starających się odkryć, dlaczego armia Separatystów jest w stanie przewidzieć wszystkie plany Wielkiej Armii Republiki. W drugiej Ahsoka Tano nawiązuje przyjaźń z dwiema siostrami i pomaga im w konfrontacji z syndykatem przestępczym Pyke’ów. W trzeciej Ahsoka stara się pomóc w pojmaniu Dartha Maula i zaprowadzeniu porządku na Mandalorze.
Star Wars: The Clone Wars – zanim omówimy sezon siódmy…
Wpierw chciałbym napisać kilka słów na temat całego serialu Star Wars: The Clone Wars. Pamiętam, że przed laty podchodziłem do niego sceptycznie, nastawiałem się na produkcję przeznaczoną stricte dla dzieci. Zwłaszcza po średnim filmie pełnometrażowym. Dość szybko okazało się jednak, że mocno się pomyliłem, a The Clone Wars to jedna z najlepszych rzeczy, jakie przytrafiły się uniwersum Gwiezdnych Wojen. Bardzo często twórcy wznosili się na wyżyny kreatywności, przygotowując dopracowane, przemyślane i niesamowicie ciekawe oraz wciągające wątki: świetnie napisana (w końcu!) postać Anakina, którego można było zrozumieć i oglądać kolejne stopnie pokonywane przez niego w kierunku Ciemnej Strony Mocy. Obi-Wan, jego przyjaźń z Anakinem oraz życie wewnętrzne, którego pewne elementy dla niektórych mogły być wręcz szokujące. Wyraźne pokazanie i podkreślenie, jak wielkimi hipokrytami byli Jedi, jak bardzo Zakon odwrócił się od ludzi, których powinien bronić przed złem, jak bardzo wsiąknął w politykę oraz jak mocno przekonany był o swojej nie tylko potędze, ale przede wszystkim wyższości moralnej (doskonały jest na przykład prosty moment, gdy na pewnej planecie jedna z lokalnych istot zauważa: jak możecie wciąż nazywać się strażnikami pokoju, podczas gdy od tylu lat jedynym, czym się zajmujecie jest wojna?). Doskonale przybliżone klony, które nie są już mięsem armatnim, tylko mającymi swój kodeks, oparty na braterstwie i bezgranicznej lojalności ludźmi – tym mocniej wybrzmiewa tragizm Rozkazu 66. Wreszcie: przywrócenie do żywych Dartha Maula i zrobienie z niego nie tylko turbo kozaka, ale jednej ze zdecydowanie najlepszych, najbardziej intrygujących postaci w historii uniwersum. Dodajcie do tego inne pasjonujące wątki (chociażby śledztwo, które niemal odkryło prawdę o Rozkazie 66), tonę – często zupełnie nieprzeznaczonego dla młodszych widzów – klimatu, muzykę, mnóstwo dobrze wykreowanych postaci, walk na miecze świetlne (i nie tylko), a otrzymacie serial, któremu bardzo często było blisko do miana arcydzieła.
Star Wars: The Clone Wars – sezon siódmy nierówny, ale…
Mamy zatem omówiony (bardzo pokrótce, o The Clone Wars można rozmawiać godzinami) kontekst siódmego sezonu serialu. Czy jest to godne jego zwieńczenie? Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Przypatrzmy się wspomnianym trzem historiom. Pierwsza jest dość prostą opowieścią o klonach, które wykonują ważną misję. Niby nic, niby nie ma wielkiego wpływu na cokolwiek, a jednak to całkiem sympatyczna fabułka, w której raz, że ponownie można przekonać się, iż klony to nie są bezmózgie istoty wykonujące rozkazy, a dwa, że pojawia się tu oddział barwnych „odszczepieńców”, działających na swoich zasadach klonów, które nie są takie, jak reszta Wielkiej Armii Republiki. Początek był więc niezły. Gorzej ze środkiem, bowiem chociaż fajnie, że znów można było oglądać na ekranie Ahsokę, to jednak jej wspólne przygody z siostrami były naiwne, pełne niedorzeczności i często irytujące. Jedyne, co dobrego można powiedzieć o tych czterech odcinkach to, że jeszcze wzmacniają przekaz o tym, kim stali się Jedi oraz że prowadzą do końcowej historii. A opowieść wieńcząca cały serial jest już po prostu rewelacyjna. Ostatnie cztery epizody to powrót do najwyższego poziomu produkcji. Po pierwsze, pojawi się Maul i znów jest znakomity. Nie tylko z wielu powodów budzący grozę, ale to po prostu bardzo intrygująca postać, łącząca w sobie wiele różnych rzeczy, jak chociażby nienawiść do swojego byłego mistrza, z jednoczesnym podziwem dla przebiegłości jego planu. Po drugie, fenomenalnym pomysłem było osadzenie akcji na równi z końcówką Zemsty Sithów. Jest tu kilka, odtworzonych jeden do jednego, scen z tego filmu, a także ich kontynuacje, które zmuszają do myślenia. Czy wszystko mogłoby się potoczyć inaczej, gdyby Ahsoka podjęła inne decyzje? Do tego świetnie pokazany koszmar Rozkazu 66, mnóstwo skrajnych emocji, którymi twórcy żonglują w znakomitym tempie. Ach, o samych tych czterech odcinkach można napisać pewnie długi artykuł. I to właśnie one wynagradzają wszystkie niedostatki wcześniejszych epizodów.
Star Wars: The Clone Wars kończy się (oczywiście nieprzypadkowo 4 maja) w sposób bardzo satysfakcjonujący, sprawiający, że po pierwsze będzie mi się kiedyś chciało wrócić do tego serialu. Po drugie, to wspaniałe przypomnienie, że w uniwersum Gwiezdnych Wojen wciąż tkwi potencjał, że wystarczy tylko oddać je w ręce utalentowanych ludzi, którzy tchną w nie nowe życie. Przy okazji jednak The Clone Wars są też nieco przygnębiające. I nie dlatego, że się kończą, bo wszystko kiedyś musi się skończyć, ale dlatego, że można bardzo żałować, że tak nie wyglądały prequele. Tego już jednak nie zmienimy, tym bardziej powinniśmy cieszyć się, że powstała tak udana produkcja, jak The Clone Wars. May the Force (4th) be with You!
PS Ocena dotyczy tylko siódmego sezonu, gdybym miał oceniać cały serial, to byłoby to co najmniej 9.
Atuty
- Fantastyczne ostatnie cztery odcinki serialu;
- Tona klimatu;
- Znakomite pomysły fabularne, wywołujące mnóstwo przemyśleń i emocji;
- Sympatyczna historyjka zaprezentowana w pierwszych czterech epizodach
Wady
- Wyraźnie słabszy, nudny i irytujący środek sezonu
Star Wars: The Clone Wars to jedna z najlepszych produkcji, jakie powstały w uniwersum Gwiezdnych Wojen, a sezon siódmy (zwłaszcza ostatnie cztery odcinki) to godne zwieńczenie serialu.
Przeczytaj również
Komentarze (10)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych