Westworld, sezon 3 – recenzja serialu. Robokalipsa
Ciekawe, czy HBO jeszcze kiedyś będzie mieć taki hit, jak Gra o Tron. Wiedząc, że serial ten zbliża się ku końcowi, włodarze postanowili przygotować inne produkcje, mające rozpalać emocje i wyobraźnię widzów. Jedną z propozycji był Westworld, który jednak w trzecim sezonie znów nie zachwyca.
W parkach doszło do masakry, ale nie znaczy to, że wszystkie znane nam hosty są w takiej samej sytuacji. Maeve trafia do innego scenariusza, ale szybko zacznie działać w kierunku ucieczki. Tymczasem Dolores jest już na wolności i ma wielkie plany dotyczące świata ludzi.
Westworld – przerost formy nad treścią
Jakiś czas temu pisałem opinię o połowie trzeciego sezonu. Wspomniałem wtedy, że chociaż podobały mi się poprzednie odcinki (z różnymi „ale”), to niewiele z nich pamiętam. Podobnie było i tym razem – żeby napisać tę recenzję obejrzałem trzeci sezon w całości, bo po prostu to, co widziałem w pierwszych czterech epizodach zrobiło na mnie tak małe wrażenie, że zupełnie nie wiedziałem, co się w nich wydarzyło (wrócimy do tego).
Twórcy trochę zmienili podejście, być może wyciągając wnioski z dość licznych krytycznych opinii względem drugiego sezonu – w związku z tym zdecydowanie mniej jest tu, w założeniu mających szokować, zwrotów akcji. Może to i dobrze, bo historia jest trochę bardziej klarowna, ale z drugiej strony tworzy to inne problemy, o których za chwilę. Trzeci sezon Westworld jest pod wieloma względami zaskakująco podobny do tego, co Alex Garland pokazał w Devs. Tu też widz ma do czynienia z rozważaniami, czy istnieje coś takiego, jak wolna wola, pojawia się też wielka maszyna pełna danych, która jest w stanie przewidywać zachowanie każdego człowieka na naszej planecie. Dochodzą do tego kwestie takie, jak niezbyt odkrywcza konstatacja, że największym zagrożeniem dla ludzkości jest ona sama, ale że i tak lepiej jest dać jej wolność, niż próbować odgórnie stworzyć raj. Wciąż obecny jest też wątek relacji między ludźmi i hostami oraz różnic i podobieństw między nimi.
I może byłoby to nawet ciekawe, gdyby nie kilka sporych mankamentów. Po pierwsze, trzeci sezon pełen jest mniejszych i większych absurdów oraz nielogiczności. Postacie wiedzą rzeczy, których wiedzieć raczej nie mogą, prawie każdą sytuację potrafią obrócić na swoją korzyść, a jeśli są jakieś przeszkody, to zwykle pozorne lub zdecydowanie za małe. Wady te były pewnie obecne i w drugim sezonie, jednak wtedy maskowały to chyba ciągłe zwroty akcji. Po drugie, chociaż twórcy starają się, jak mogą, to jednak muszę przyznać, że Devs było o wiele głębsze i ciekawsze od trzeciego sezonu Westworld. Tamten serial zmuszał do myślenia, ten opowiada historię w taki sposób, że kreuje tylko pozory obcowania z czymś szalenie mądrym i egzystencjalnym. Twórcy zresztą nie mogą się powstrzymać i często poświęcają sens działań bohaterów, czy wątków na rzecz tego, by coś wyglądało „cool”. Po trzecie zaś, praktycznie nic tu nie ma konsekwencji, nic nie jest permanentne, nawet śmierć. To zawsze był problem Westworld, jednak w trzecim sezonie już w żaden cudowny sposób nie udaje się zbudować jakichkolwiek emocji. Nie znalazłem żadnego powodu, by przejmować się tym, co przydarza się bohaterom, a w związku z tym już teraz wyrzuciłem całą tę opowieść z głowy i nie mam ochoty za wiele się nad nią zastanawiać.
Westworld – nudni bohaterowie
Jest to także problem związany z bohaterami, zarówno tymi, których znamy od samego początku, jak i nowymi. Działania Dolores są zwyczajnie nudne, jest to postać niezniszczalna, potrafiąca w pojedynkę pokonać kilkudziesięciu facetów z karabinami, do tego robi takie rzeczy, że jej zemsta traci na znaczeniu. Niby wiemy, że spotkały ją bardzo nieprzyjemne rzeczy w życiu, ale jednocześnie sama zachowuje się tak, że trudno ją uznać za postać pozytywną. W związku z tym cała jej rewolucja jest nijaka, co tylko podkreśla fakt, iż wcielająca się w nią Evan Rachel Wood ma ciągle ten sam wyraz twarzy (groźna mina z zaciśniętymi ustami). Podobnie rzecz ma się z Maeve, która od trzech sezonów marzy o tym, by odzyskać córkę i w zasadzie na tym kończy się jej rola w serialu. No okej, ma być jeszcze przeciwwagą dla Dolores, ale ich konfrontacja nie ma w sobie nawet odrobiny napięcia i życia. Reszta znanych osób w zasadzie snuje się po ekranie, niewiele robią. Dotyczy to zwłaszcza Bernarda i Williama (człowieka w czerni). Nic ciekawego do zaproponowania nie ma też Tessa Thompson jako Charlotte. Nowi bohaterowie również nie robią wielkiego wrażenia. O ile jeszcze Aaron Paul ma w sobie jakąś tajemnicę, czasem potrafi zaskoczyć, o tyle Serac w wykonaniu Vincenta Cassela to po prostu postać-wydmuszka.
Westworld oczywiście wciąż jest bardzo dobrze nakręcony (może poza kilkoma słabszymi scenami akcji) – efekty specjalne stoją na najwyższym poziomie, muzyka jest świetna, zdjęciom też niczego nie można zarzucić (chociaż w sumie świat, w którym przebywają bohaterowie jest strasznie, hmm, sterylny, więc trudno się w niego zanurzyć). Nie zmienia to jednak faktu, że moją jedyną reakcją po końcu ostatniego odcinka trzeciego sezonu było wzruszenie ramionami. Obejrzę oczywiście czwarty, ale zupełnie nie będę czekać na ten sezon. Wygląda na to, że Westworld roztrwania swój potencjał i zamienia się w zimną, pozbawioną życia i energii maszynę.
Atuty
- Sezon może i porusza kilka potencjalnie ciekawych tematów…;
- Strona techniczna: zdjęcia, efekty specjalne, muzyka
Wady
- …ale robi to w sposób całkowicie pozbawiony emocji i po prostu nudny;
- Mnóstwo absurdów i nielogiczności;
- Bohaterowie też są nużący, a ich działania nie ekscytują
Trzeci sezon Westworld jest rozczarowaniem, nic dziwnego, że oglądalność serialu spada.
Przeczytaj również
Komentarze (68)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych