Reklama
Trudno być herosem. Bardzo nietypowe kino superbohaterskie

Trudno być herosem. Bardzo nietypowe kino superbohaterskie

Dawid Ilnicki | 31.05.2020, 14:00

Znaczący rozwój kina superbohaterskiego sprawił, że nawet wielkie superprodukcje hollywoodzkie musiały się w końcu wziąć za mocno nietypowych herosów. I dziś nie są już oni wyłącznie silnymi mężczyznami i kobietami dziarsko biegającymi w idealnie skrojonych rajtuzach, lecz czasem potrafią zabawiać widza niebanalnym humorem albo wręcz odwrotnie - pokazują, że też mają swoje problemy.

W jednym ze swych klasycznych skeczów niezrównana grupa Monty Pythona pokazuje człowieka w kostiumie Supermana, który przechadza się po lokalnym mieście. Wkrótce okazuje się, że nie jest on jedynym superbohaterem żyjącym w okolicy. Ba, można powiedzieć, że to specyficzne miasteczko jest zamieszkane przez samych herosów, którzy tak jak normalni ludzie jeżdżą tramwajami, chodzą do pracy, siedzą w knajpach. Problem pojawia się jednak wtedy gdy komuś psuje się rower, bo niby kto ma go naprawić? Superman nie ma do tego uprawnień! Na szczęście jednak jeden z bohaterów ukrywa przed światem swoją drugą naturę. Za dnia jest niemal pół-bogiem, kiedy jednak trzeba przeistacza się w samego Naprawiacza Rowerów!

Dalsza część tekstu pod wideo

Brytyjczycy zawsze słynęli ze świetnego zmysłu do wyszukiwania absurdów, zarówno w życiu codziennym, jak i w elementach ówczesnej popkultury, a popularność superbohaterów aż się prosiła o obśmianie. Skecz pokazał, że obok kultu owych herosów istniał również nurt pokazywania ich w zupełnie innym świetle, który wywodził się zresztą także z tych bardziej oryginalnych komiksów, a współcześnie przedostał się nawet do blockbusterowego mainstreamu. Bez problemu możemy bowiem wymienić co najmniej kilka filmów znanych komiksowych uniwersów, które nie traktowały bohaterów do końca poważnie, zapewniając widzowi innego rodzaju rozrywkę.

Pastisz to jednak nie wszystko. W pewnym momencie bowiem trzeba było pokazać superbohaterów jako osoby mające podobne problemy co zwykli śmiertelnicy, po to by widzom łatwiej było się z nimi utożsamić. Kolejne produkcje zaczęły wykorzystywać motywy nadludzkich herosów także do tego by skrytykować pewne elementy współczesności, co doskonale widać choćby w jednym z hitów serialowych Amazon Prime, czyli “The Boys”. To właśnie dzieła telewizyjne w ostatnich latach postawiły na bardzo nietypowe przedstawianie tematu, zabawę zarówno formą, jak i treścią fabuł określanych często mianem typowej mainstreamowej papki. Z kolei twórcy mocno nietypowych filmów później trafiali na stanowiska reżyserów wysokobudżetowych produkcji, dzięki czemu udało się do nich wprowadzić nowe elementy.

Faceci w rajtuzach

Trudno być herosem. Bardzo nietypowe kino superbohaterskie

Wspomniany przeze mnie na początku, na przykładzie skeczu słynnych Pythonów, motyw pastiszowy jest naturalnie stary jak świat i warto tu wspomnieć również o polskim wkładzie. Jest to oczywiście znakomita komedia Andrzeja Kondratiuka z 1970 roku, zatytułowana “Hydrozagadka”. Jej głównym bohaterem jest PRL-owski Superman, zwany As-em, który nie tylko walczy z niecnym doktorem Plamą, ale też nie omieszka przypomnieć o szkodliwości picia alkoholu czy też przestrzeganiu zasad BHP, zwłaszcza na kolei. Dzieło to we wspaniały sposób obśmiewało zarówno realia Polski Ludowej, jak i popkulturowy motyw superbohaterski i dlatego przetrwało po dziś dzień jako prawdziwa perła polskiej komedii.

Dalekim kuzynem naszego dzielnego Asa może być animowany… “Kleszcz”, bohater dość specyficznej kreskówki, którą jeszcze w latach 90 można było zobaczyć w polskiej telewizji. Obcowanie z nią w młodym wieku groziło mocną konfuzją: jako dziecko trudno było mi bowiem zrozumieć o co w niej tak naprawdę chodzi, dlaczego ktoś zechciał zrobić produkcję o mocno gamoniowatym facecie w dziwacznym kostiumie, który miasto przemierzał wraz ze swym, przebranym, ni to za ćmę, ni to za królika, przyjacielem Arturem. W dodatku cały czas starał się pomagać uciśnionym, co szczerze mówiąc nie szło mu zbyt dobrze. “The Tick” był bowiem komedią przeznaczoną przede wszystkim dla bardziej zaawansowanych zjadaczy popkultury, co oczywiście pojąłem po latach. Serial doczekał się remake’u, w którym rolę “Kleszcza” zagrał Peter Serafinowicz, aktor, który pojawił się choćby w “Strażnikach Galaktyki”, a także “Johnie Wicku 2”.

Jeśli zaś mowa o “Strażnikach Galaktyki” to warto przypomnieć o wcześniejszych filmach twórcy tego cyklu Jamesa Gunna. Reżyser ten na początku swej filmowej drogi był związany ze słynną wytwórnią Troma, autorami legendarnego “Toxic Avengera”, co tylko pokazuje jak mocno specyficzne poczucie humoru posiada, które ostatecznie, niestety jak wiemy, przyczyniło się do jego upadku. Gunn w 2010 roku realizował obraz “Super”, w którym pewien dziwak postanawia zostać superbohaterem, by odzyskać żonę, która akurat go porzuciła. Chyba nie trzeba dodawać, że rzeczony Frank niewiele potrafi, a jego działania sprawiają, że na ekranie oglądamy coś co przypomina zarówno czarną komedię, jak i dramat. W kontekście Gunna warto przypomnieć o innym oryginale: Taice Waititim, który przed totalnym odświeżeniem serii o Thorze za sprawą “Thor: Ragnarok” również kręcił dość specyficzne obrazy, igrające z konwencją filmów superbohaterskich, takie jak np. “Orzeł kontra Rekin”.

Last but not least, jak mawiają Anglicy: trudno byłoby poważnie traktować tego typu zestawienie bez uwzględnienia Deadpoola, chyba najbardziej specyficznego superbohatera. Przygody tego herosa to prawdziwa laska dynamitu podłożona pod dotychczasowe kino superbohaterskie. Humor “Deadpoola” jest z jednej strony smoliście czarny, a z drugiej zupełnie niewybredny, przy czym co ciekawe formalnie mamy tu do czynienia cały czas z typowym filmem akcji, którego główny bohater jest jednak totalnie nieprzewidywalny. Problem ma z nim także Disney, który myśli o włączeniu X-menów do uniwersum MCU, co wiązałoby się z dostosowaniem go do standardów PG13. Wyobrażacie sobie bohatera granego przez świetnego Ryana Reynoldsa w takiej produkcji? Bo ja, motyla noga, nie bardzo…

Depresja superbohatera

Trudno być herosem. Bardzo nietypowe kino superbohaterskie

Ujęcie pastiszowe to rzecz jasna nie jedyny sposób by spojrzeć na wielkich herosów kina zupełnie inaczej i dostarczyć widzowi kompletnie innych doznań. Kolejnym sposobem jest  próba dostrzeżenia w nim zwykłego, normalnego człowieka, który także ma problemy. Z drugiej strony, można wskazać kilka obrazów, w których postacie znajdują się na cienkiej granicy pomiędzy poczytalnością a szaleństwem i paradoksalnie to co trzyma ich jeszcze po właściwej stronie jest iluzja bycia superbohaterem. Poważne problemy ma na przykład grany przez Willa Smitha “Hancock”, który mimo potężnych mocy wyraźnie nie radzi sobie w życiu. Niestety twórcy filmu mieli pomysł wyłącznie na początek, zabrakło konsekwencji w opowiadaniu ciekawej historii i summa summarum film zamienił się w nudne i przewidywalne kino blockbusterowe.

Zupełnie z innym przypadkiem mamy do czynienia oglądając obraz Petera Stebbingsa z 2009 roku, pod tytułem “Defendor”. Z pozoru mamy tu do czynienia z pastiszem kina mainstreamowego, ale im lepiej poznajemy głównego bohatera, świetnie odtwarzanego przez Woody Harrelsona, Arthura Poppingtona, tym mniej nam do śmiechu, a coraz bardziej koncentrujemy się na trudnym życiu tego człowieka, pozostawionego samemu sobie, zmagającego się z poważnymi problemami psychicznymi. Bycie superbohaterem wydaje się dla niego jedynym wyjściem, by zrobić coś dobrego dla miasta i ostatecznie, pomimo swoich wad i urojeń, tak właśnie zostaje zapamiętany. Obraz ten rzecz jasna nie miał tak wielkich ambicji jak “Joker” Todda Phillipsa, bo też jest filmem typowo rozrywkowym, ale mimo wszystko za sprawą dziwnej mieszaniny śmiechu i powagi pozostaje w pamięci widzów.

Z podobnym, choć z pewnych względów nieco innym, przypadkiem mamy do czynienia w filmie “Special” z 2006 roku, w którym odgrywający główną rolę Lesa Michael Rapaport bierze udział w teście nowego środka antydepresyjnego. Okazuje się on na tyle zniekształcać jego doznania, że zaczyna o sobie myśleć jako o superbohaterze, w czym utwierdzają go zresztą kolejne czyny, których dokonuje. Co gorsza absolutnie wszystkie argumenty ludzi wskazujących na to, że to co odczuwa to jedynie efekty uboczne po zaaplikowaniu medykamentu, jest on w stanie wytłumaczyć jako iluzję czy też kłamstwo. Obraz jest interesujący, bo prezentuje zupełnie inne ujęcie superbohaterskich mocy jako swoistej iluzji, podejmuje tematykę dziwnych medycznych eksperymentów, a także - podobnie jak w poprzednim przypadku - mentalnych problemów głównego bohatera.

Serialowe eksperymenty

Trudno być herosem. Bardzo nietypowe kino superbohaterskie

Kino superbohaterskie w ostatnich latach jest kolejnym podgatunkiem, w którym telewizja zdaje się wyprzedzać filmy, korzystając z dużo odważniejszych źródeł komiksowych, które zmieniają tę subkategorię w coś więcej niż tylko średniej klasy rozrywkę. Niektóre produkcje podejmują ciekawe, dotąd niepojawiające się w takim kontekście tematy, inne eksperymentują z konstrukcją głównych herosów, a jeszcze inne zabawiają się formą. Z pewnością interesującymi przykładami są tu “Doom Patrol” i “The Umbrella Academy”, które prezentują niezwykle ciekawych bohaterów bardzo odważnie, igrają z mocno patetyczną konwencją, prezentując przy tym bardzo specyficzny humor, który przypada do gustu także bardziej wymagającym zjadaczom fabuł.

Prawdziwą formalną jazdą bez trzymanki jest zaś trzysezonowy “Legion” wyprodukowany przez FX, którego twórcą jest Noah Hawley. Oparta o komiks Chrisa Clermonta i Billa Sienkiewicza produkcja stanowi tak barwny kalejdoskop doznań, że nie sposób jej opisać jednym zdaniem. Fantazja twórców kolejnych odcinków wydaje się nie mieć żadnych granic, przez co oczywiście powstaje wrażenie, że fabuła jest dość mętna, ale jest ono całkowicie złudne. Wszystko jest bowiem podporządkowane ciągłej zmianie nastrojów, sposobu kręcenia, motywów przywodzących na myśl nie tylko klasykę kina rozrywkowego, ale też filmów arthouse’owych. Serial wychodzi ze słusznego założenia: dlaczego dwaj potężni mutanci mieliby się niby pojedynkować na pięści skoro mogą np. zagrać w bierki albo rozstrzygnąć batalię za pomocą hip-hopowego beefu? “Legion” to prawdziwy tryumf wyobraźni pokazujący przy okazji nędzę standardowego kina superbohaterskiego.

Najdalej w eksplorowaniu możliwości tego typu świata idzie jednak chyba wspomniany już na początku hit Amazon Prime “The Boys”, w którym dostajemy super-bohaterów jakich chyba jeszcze, na taką skalę, nie obserwowaliśmy. Najważniejsze wydaje się jednak to, że mimo fantastycznej tematyki serial wydaje się być niezwykle bliski dzisiejszej rzeczywistości, w ostry sposób krytykując korporacyjne standardy, religijną bigoterię, polityczne zakłamanie i jeszcze dziesiątki innych rzeczy. Seria w doskonały sposób miesza konwencje: raz jest zabawa, innym razem poważna i stanowi najlepszy dowód na to, że kino superbohaterskie, w rękach ludzi z prawdziwą wyobraźnią, może działać na wielu poziomach: zarówno jako świetne widowisko, jak i zabawny komentarz do współczesności, przy okazji zdecydowanie podnosząc poprzeczkę produkcjom kinowym.

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper