Mrs. America – recenzja serialu. Women power

Mrs. America – recenzja serialu. Women power

Jędrzej Dudkiewicz | 31.05.2020, 20:00

HBO nie tylko umie kręcić seriale (filmy generalnie zresztą też), ale też wie, jakie produkcje warto dodać do swoich zasobów. I nie chodzi tylko o te, których fabuła jest w całości wymyślana przez scenarzystów, ale także te oparte na prawdziwych – i bardzo ważnych – wydarzeniach. Najświeższym tego przykładem jest Mrs. America.

Początek lat 70. XX wieku. W Stanach Zjednoczonych trwa walka o uchwalenie, a potem ratyfikowanie przez trzy czwarte stanów poprawki do Konstytucji o równych prawach dla kobiet i mężczyzn. Wszystko idzie całkiem sprawnie i zmierza ku sukcesowi, jednak wtedy na scenę wkracza Phyllis Schlafly – konserwatywna matka sześciorga dzieci, która organizuje ruch mający zastopować ERA.

Dalsza część tekstu pod wideo

Mrs. America – recenzja serialu. Women power

Mrs. America – pasjonująca i wielowątkowa fabuła

Kiedy tylko zacząłem oglądać Mrs. America, ze względu na sposób kręcenia i prowadzenia narracji, a także dbałość o najróżniejsze detale, od razu nasunęły mi się skojarzenia z serialem Mad Men. Jak się okazało, całkowicie słuszne, ponieważ twórczyni Mrs. America, Dahvi Waller, zajmowała się też wcześniej pisaniem scenariuszy do tego wybitnego serialu. Największym podobieństwem jest to, że tu też mamy do czynienia z opowieścią, która z jednej strony jest pasjonującym studium charakterów (o czym później), jak i równie ciekawym przybliżeniem sporego kawałka historii polityczno-społeczno-kulturowej USA. Mrs. America koncentruje się zatem na II fali feminizmu, będącej konsekwencją zapoczątkowanego w latach 60. przebudzenia obywatelskiego, związanego między innymi z walką o prawa mniejszości i dyskryminowanych grup w społeczeństwie. Produkcja ta dobrze pokazuje z jednej strony, jak długo trwają pewne procesy, jak często trudno jest pogodzić różne stanowiska, by mówić wspólnym głosem i razem działać dla sprawy. Wszak zwolenniczki ERA nie zawsze się we wszystkim zgadzały, wśród nich było wiele silnych osobowości, mających swoje ambicje i pomysły na to, w jaki sposób osiągnąć cel. Tym bardziej, że w grę wchodziły też przecież kwestie rasowe i orientacji seksualnej. Z drugiej strony jest to opowieść o wielkim gniewie, który jest nieodzowny w staraniach o zmianę przyjętego od dawna status quo. Mrs. America przypomina, że nie zawsze wszystko da się załatwić spokojną rozmową, rzeczowymi argumentami i gotowością do kompromisu. Wszak potulne i grzeczne demonstracje oraz postulaty są często bagatelizowane nie tylko przez skrajnych przeciwników, ale i „zdroworozsądkowe” centrum, które zwykle wyraża aprobatę dla sprawy, ale tak naprawdę nie chce nic w tej kwestii zrobić, ponieważ „to jeszcze nie czas”. Na marginesie: jeśli kogoś interesuje kwestia gniewu w polityce, to polecam książkę Tomasza Markiewki „Gniew”. Mrs. America jest fascynującym zapisem wieloletnich starań kobiet o równe prawa oraz obrazem zmieniającej się Ameryki, w której ścierają się siły progresywne z konserwatywnymi. I chociaż są tu wspaniałe przykłady – także po stronie grupy skupionej wokół Phyllis Schlafly! – wzajemnego wsparcia, kobiecej solidarności oraz szacunku (wspaniały i wzruszający jest chociażby ósmy odcinek), to jednak końcowe napisy dość jasno przypominają, że chociaż od tamtych wydarzeń minęło już kilkadziesiąt lat, to kobiety wciąż muszą walczyć o najróżniejsze sprawy.

Mrs. America – wybitne aktorstwo

Jak jednak napisałem wcześniej, Mrs. America jest też pasjonującym studium charakterów. Tutaj oczywiście najważniejsza jest Phyllis Schlafly. Kobieta skomplikowana, z jednej strony błyskotliwa mówczyni, pewna siebie osoba potrafiąca nauczyć wielu rzeczy koleżanki, z drugiej nieznosząca sprzeciwu tyranka. Na dobrą sprawę nie do końca wiadomo, czemu postanowiła tak zaciekle walczyć z ERA. Czy dlatego, że w którymś momencie zrozumiała, że w kwestii polityki zagranicznej (Phyllis miała wiele zainteresowań) nie będzie traktowana w pełni poważnie? Czy dlatego, że uznała, iż kampania przeciwko ERA to świetny sposób na zdobywanie wpływów i władzy? Jest to o tyle ciekawe, że w niektórych kwestiach zapewne dogadałaby się z feministkami, nie mówiąc już o tym, że samej – wbrew temu, co mówiła – było jej daleko do gospodyni domowej, o los których rzekomo walczyła. Phyllis i jej działalność, pełna często absurdalnych, ale odwołujących się do emocji argumentów, a nawet zwykłych przeinaczeń i kłamstw jest też postacią, w której zobaczyć siebie może większość polityków. A przy tym nie jest tak – i serial to nieźle podkreśla, bo Phyllis nie jest tu żadną karykaturą, tylko pełnokrwistą bohaterką – że w niczym nie miała racji. Podkreślała chociażby, że ERA może spowodować, że kobiety będą musiały pracować na dwa pełne etaty – i w domu i by zarabiać pieniądze. Można tu jednak dodać, że chociaż to prawda, to znaczy raczej, że po prostu trzeba przeorganizować relacje i mężczyźni powinni wziąć na siebie część obowiązków domowych. Nie mówiąc już o rozbudowie sieci żłobków i przedszkoli. Phyllis jest do tego grana absolutnie doskonale przez Cate Blanchett, która kolejny raz udowadnia, że jest jedną z najwybitniejszych aktorek w historii. Warto zwrócić na przykład uwagę na jej uśmiech, który – w zależności od sceny – może znaczyć zupełnie różne rzeczy, a Blanchett sprawia, że widz bez problemu wie, jakie emocje towarzyszą w danym momencie jej bohaterce.

Aktorstwo to w ogóle ogromny atut Mrs. America. Jest tu przecież Rosy Byrne, która świetnie portretuje Glorię Steinem. Znana z Orange is the New Black Uzo Aduba wspaniale odgrywa Shirley Chisholm, pierwszą czarnoskórą kongresmenkę w historii USA. Rewelacyjne są też Ari Graynor, Melanie Lynskey, Margo Martindale… Oj, podejrzewam, że posypią się nominacje do Złotych Globów. Bo na wyróżnienie zasługuje też i Sarah Paulson, za którą generalnie nie przepadam, ale tutaj stworzyła ona znakomitą kreację najbliższej współpracowniczki Phyllis Schlafly, Alice Macray. I chociaż wydaje mi się, że jej przemiana powinna zostać nieco bardziej wydłużona, pogłębiona i może rozłożona na więcej odcinków (najważniejsze rzeczy dzieją się w zasadzie głównie w ósmym epizodzie), to i tak jestem pełen podziwu, bo Paulson udało się uwiarygodnić tę zmianę.

Dodajcie do tego wspomnianą już dbałość o szczegóły – charakteryzacja, scenografia, kostiumy: wszystko to stoi na najwyższym możliwym poziomie. Innymi słowy Mrs. America to kolejny pasjonujący serial od HBO, który po prostu należy obejrzeć. A potem jeszcze poczytać dodatkowe artykuły i książki na ten temat.

Atuty

  • Pasjonująca, czasem smutna, czasem wzruszająca fabuła;
  • Ciekawe studium charakterów;
  • Wybitne aktorstwo;
  • Charakteryzacja, scenografia, kostiumy;
  • Dbałość o detale

Wady

  • Przemiana jednej z postaci powinna być nieco bardziej pogłębiona;
  • Niektóre bohaterki mogłyby dostać odrobinę więcej czasu ekranowego

Mrs. America to fascynujący serial pokazujący spory kawał ważnej historii.

9,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper