Obsesja Eve, sezon 3 – recenzja serialu. Fatalne zauroczenie
Ostatnie lata bez wątpienia są bardzo udane dla Phoebe Waller-Bridge. Sławę zyskała dzięki serialowi Fleabag (recenzja w niedzielę), za który dostała dwa Złote Globy, ostatnio współtworzyła serial Ucieczka i miała swój udział w pisaniu scenariusza do nowego Bonda – Nie czas umierać. W serwisie HBO GO dostępny zaś jest już trzeci sezon Obsesji Eve.
Eve Polastri ma dość pracy jako szpieg, tym bardziej, że w wyniku podjętych decyzji posypało jej się całe życie. Ba, niemal dosłownie je straciła. Szybko okaże się jednak, że zostawienie za sobą dawnego życia wcale nie jest takie proste, tym bardziej, że Villanelle – psychopatyczna morderczyni – wciąż nie daje o sobie zapomnieć.
Obsesja Eve – gdy serial wytraca tempo
To, o czym wspomniałem w streszczeniu jest właśnie głównym tematem podejmowanym w tym sezonie Obsesji Eve. Mianowicie chodzi o to, czy da się odciąć od przeszłości, zostawić ją za sobą. Zwłaszcza, gdy jest się albo szpiegiem, albo morderczynią na zlecenie i przez długi czas brało się udział w grze wywiadów, spiskach, knowaniach, tajemnicach i zdradach. Nie jest to świat zbyt przyjemny, tym bardziej, że wygląda na taki, z którego gdy zostanie się jego członkiem, nigdy już nie da się wyrwać, a coś takiego jak wolność przestaje istnieć. Oczywiście próby wyzwolenia się, zarówno Eve, jak i Villanelle są o tyle problematyczne, że wcale nie można być przekonanym, iż rzeczywiście tego chcą. W końcu raz, że to, czym się zajmują dostarcza im mnóstwo emocji, których potrzebują jak powietrza, a dwa, trudno byłoby im pewnie znaleźć pomysł na inną działalność. Gdyby połączyć to z wnikliwą i wieloznaczną grą psychologiczną między bohaterkami (oraz postaciami towarzyszącymi) wszystko byłoby pewnie w porządku. Niestety twórcy Obsesji Eve nie do końca chyba mogą się zdecydować, co chcą osiągnąć w trzecim sezonie. Można na niego patrzeć jak na pastisz gatunku i zabawę znanymi z produkcji kryminalnych motywami. Wszystko to jednak – z wyjątkami oczywiście, jak zupełnie inny, a przez to ciekawy odcinek piąty – pozbawione jest życia i tempa. Toczące się tu śledztwo jest niemrawe i często wydaje się, że stanowi wręcz balast dla twórców, którym nie chce się rozwijać tego wątku. Inne wątki są niepotrzebnie przeciągnięte, albo nie mają większego znaczenia. Dość powiedzieć, że w szóstym epizodzie jedna z postaci podsumowuje wszystko, co przydarzyło się Eve w trakcie tego sezonu i podsumowanie to zabiera dosłownie trzy zdania. Największym jednak grzechem jest chyba to, że twórcy zapominają, iż ich największym atutem jest relacja między Eve i Villanelle, która działa, gdy obie się sobą interesują i przebywają razem na ekranie. Tymczasem przez większość czasu obie w dużym stopniu zajmują się swoimi sprawami, a wspólnych scen jest jak na lekarstwo. W związku z tym trzeci sezon Obsesji Eve bywał dla mnie zbyt często męczący.
Obsesja Eve – ciekawy rozwój jednej bohaterki
To może chociaż twórcom udało się zrobić coś ciekawego ze swoimi bohaterami? Cóż, tu rzeczywiście jest lepiej. Przede wszystkim Villanelle zalicza tu całkiem ciekawy rozwój, pewne wydarzenia – zwłaszcza ze wspomnianego już piątego odcinka – dość mocno na nią wpływają. A wszystko to sprawia, że tym bardziej jest to postać intrygująca, chociaż nie aż tak nieobliczalna, jak wydaje się twórcom. No i świetnie grana przez Jodie Comer. Aktorstwo w ogóle należy do największych zalet Obsesji Eve. Grająca samą Eve Sandra Oh też jest dobra, ale z tą postacią wciąż mam ten sam problem, od samego początku serialu. O ile bowiem rozumiem, co Eve widzi w Villanelle, o tyle nie mam pojęcia, czemu Villanelle tak bardzo interesuje się Eve. Jest to dla mnie osoba dość antypatyczna, której niespecjalnie kibicuję i której wewnętrzne przeżycia mało mnie obchodzą. Na szczęście jest jeszcze fantastyczna Fiona Shaw, która gra Carolyn Martens – gdy wydawało mi się, że wiem o tej bohaterce już wszystko, okazało się, że akurat ona potrafi mnie jeszcze zaskoczyć. No i wspaniały jest Kim Bodnia jako Konstantin. Aktor, którego najlepiej pamiętam z pierwszych filmów Nicolasa Windinga Refna (Pusher, Bleeder) doskonale bawi się swoją rolą, a jego tubalnego śmiechu mógłbym słuchać bez przerwy.
Trzeci sezon Obsesji Eve nie jest oczywiście tragicznym nieporozumieniem. Wciąż są tu świetne momenty, garść delikatnego (i bardzo specyficznego) humoru, dobrze dobrane piosenki, czy zdjęcia ładnie pokazujące najróżniejsze miejsca, w których rozgrywa się akcja. Aczkolwiek tu można dodać, że pewnie wielu widzom w Polsce nie spodoba się, w jaki sposób został przedstawiony nasz kraj. Osobiście serce zabiło mi szybciej jednak, gdy wydarzenia miały miejsce w mojej ukochanej Barcelonie. Z jednej strony świetnie było zobaczyć to miasto, z drugiej wiem, że nieprędko znów tam pojadę. Ale wróćmy do naszych baranów, czyli podsumowania. A jest ono takie, że nowy sezon Obsesji Eve pozostawia po sobie spory niedosyt.
Atuty
- Kilka ciekawych tematów…;
- Ciekawy rozwój jednej z bohaterek;
- Świetne aktorstwo;
- Zdjęcia, muzyka;
- Jest trochę bardzo dobrych scen, w tym praktycznie cały piąty odcinek
Wady
- …Które jednak są opowiedziane w dość nudny sposób;
- Eve i Villanelle zdecydowanie za rzadko są razem na ekranie;
- Brakuje w tym wszystkim werwy, życia, tempa;
- Sporo zbędnych wątków
Obsesja Eve wraca z trzecim sezonem, jednak niestety nie jest on tak udany, jak dwa wcześniejsze.
Przeczytaj również
Komentarze (5)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych