Brooklyn 9-9, sezon 7 – recenzja serialu. Policyjna rodzina
The Office oraz Parks and Recreation dało możliwość zaistnieć w telewizji twórcom, którzy obecnie pod względem komedii znajdują się w pierwszej lidze. Nawet jeśli nie zawsze wszystko im wychodzi, vide: Siły kosmiczne od Grega Danielsa. Na całe szczęście jest jeszcze Michael Schur, a wykreowane przez niego Brooklyn 9-9 w siódmym sezonie utrzymuje wysoką formę.
Siódmy sezon rozpoczyna się mniej więcej tam, gdzie zostawiliśmy naszych bohaterów. Raymond Holt nie jest już kapitanem posterunku i nie radzi sobie z tym najlepiej. Tymczasem Amy i Jake zaczynają myśleć o powiększeniu rodziny.
Brooklyn 9-9 – ciepło, humor, absurd
Muszę przyznać, że tęskniłem za Brooklyn 9-9, bowiem jest to od dłuższego czasu mój ulubiony serial komediowy. Tym bardziej, że nie chodzi tu tylko o humor, do którego wrócimy potem. Siódmy sezon serialu może nie porusza jakichś niesamowicie istotnych kwestii (jak chociażby Me too – odcinek dotyczący tej sprawy jest arcydziełem), ale nie znaczy to, że chodzi tu tylko o wygłupy. Jak zwykle twórcy stawiają na to, by pokazać niesamowitą przyjaźń i więź, które łączą policjantów pracujących na brooklyńskim posterunku. A nawet więcej – wszak są oni rodziną. Owszem, czasem dysfunkcjonalną, ale jednak każdy jej członek potrafi poświęcić się dla innych, wszyscy mogą liczyć na siebie wzajemnie, bo wiedzą, że reszta stanie za nimi murem. Niekiedy trafiają się też fajne obserwacje, jak chociażby ta związana z tym, że posiadanie życiowego wroga nie zawsze musi być klątwą, może to być też motywacja do tego, by ciągle się rozwijać poprzez rywalizację. Przy okazji pojawiają się też, aczkolwiek może nieco za rzadko, całkiem ciekawe sprawy, które muszą rozwiązać bohaterowie. Chciałoby się, żeby właśnie tak wyglądała praca policji w USA – Jake i ekipa oczywiście często robią różne rzeczy po swojemu, ale koniec końców nie można im odmówić kompetencji i autentycznej troski o ludzi, których spotkała krzywda.
Brooklyn 9-9 jest z jednej strony ciepłą i sympatyczną opowieścią o rodzinie, którą wybiera się samemu, z drugiej to zwykle mocno szalona i pokręcona komedia. Nie wszystkim pewnie przypadł do gustu humor, który proponują twórcy, ale do mnie trafiają wręcz idealnie. Uwielbiam bowiem absurdalne dowcipy, a tych jest tu pełno. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tyle razy śmiałem się w ciągu czterech i pół godziny (tyle łącznie zabiera obejrzenie trzynastu – siódmy sezon jest krótszy niż zwykle – odcinków). Niekiedy odnosiłem wrażenie, że twórcy odrobinę przeginają i robią coś zbyt zwariowanego, ale nigdy nie przekroczyli tej granicy na zbyt długi czas. Bardzo podobały mi się też liczne nawiązania do najróżniejszych filmów, nie tylko do ukochanej przez Jake’a Szklanej pułapki oraz zabawa przeróżnymi motywami gatunkowymi. W zasadzie główny zarzut, jaki można mieć do Brooklyn 9-9, to taki, że powoli serial robi się odrobinę powtarzalny i przewidywalny. Ot, chociażby odcinek o wielkiej grze podczas Halloween nie cieszy już aż tak bardzo, jak wcześniejsze epizody z tym wątkiem. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż zdarzają się tu sceny znakomite, które aż chce się przewinąć do tyły i obejrzeć raz jeszcze.
Brooklyn 9-9 – bardzo zgrana ekipa aktorska
Wszystko to nie byłoby możliwe, gdyby nie rewelacyjne aktorstwo. Po pierwsze, doskonale widać, że każdą osobę, która pojawia się przed kamerą bardzo cieszy praca na planie. Aktorki i aktorzy wyraźnie się lubią i dobrze czują w swoim towarzystwie, mają odpowiednią chemię między sobą, co zresztą też sprawia, że tym łatwiej uwierzyć w przyjaźń granych przez nich postaci. Każdy z wykonawców ma też do zaoferowania coś innego, a czasem i nowego. Grający Jake’a Andy Samberg tym razem częściej ma okazję do bycia normalnym i pokazywania, jak bardzo troszczy się o swoją ukochaną, Amy. Joe Lo Truglio ma chociażby odcinek, w którym Charles Boyle, w którego się wciela zachowuje się zupełnie inaczej niż na co dzień i wychodzi to znakomicie. Wszyscy są tu zresztą doskonali – Stephanie Beatriz jako Rosa, Andre Braugher w roli Raymonda Holta. Nawet Scully i Hitchcock jak zwykle kradną dla siebie ekran, gdy tylko pojawiają się przed kamerą.
Tak więc siódmy sezon Brooklyn 9-9 generalnie utrzymuje dobrą formę. Co jest o tyle imponujące, że rzadko który serial potrafi dawać doskonałą rozrywkę aż tak długo. Oby kolejne odcinki, które zostały już zamówione pozostały przynajmniej na tym poziomie. I oby było ich więcej, niż w siódmym sezonie!
Atuty
- Sympatyczna i ciepła opowieść o specyficznej rodzinie;
- Mnóstwo doskonałego, pełnego absurdu humoru;
- Bardzo dobre dialogi;
- Sporo fajnych nawiązań do innych filmów;
- Bardzo dobrze wykreowane i zagrane postacie
Wady
- Momentami serial bywa powtarzalny i przewidywalny;
- Niektóre motywy nie cieszą już tak bardzo, jak za pierwszym razem
Siódmy sezon Brooklyn 9-9 może nie zaskakuje tak często, jak wcześniej, ale to wciąż kawał świetnego serialu komediowego, dostarczającego masę dobrej rozrywki.
Przeczytaj również
Komentarze (14)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych