Dom z Papieru - słów kilka o Gandíi i jego nieziemskich zdolnościach
Gandia posiadał zdolności nie z tego świata. Ekipa profesora miała wiele z nim problemów, a ja, w rozwinięciu, opisuję, dlaczego zachowywał się tak, a nie inaczej.
Czwarty sezon popularnego serialu Dom z Papieru zadebiutował 3 kwietnia, czyli już prawie dwa i pół miesiąca temu. Najwięksi fani najnowsze odcinki hiszpańskiej produkcji mają już za sobą, więc jest to dobry moment na poruszenie pewnej kwestii, przez którą oceny czwartego sezonu poleciały znacząco w dół - mowa tutaj o nierealistycznych starciach, a przede wszystkim zachowaniu antagonisty, Gandii, szefa ochrony Banku Hiszpanii.
Zaznaczam, że poniższa zawartość tekstu to jeden wielki spoiler, więc osoby, które czwarty sezon Domu z Papieru mają jeszcze przed sobą, lepiej niech nie czytają.
Brak realizmu
„La Casa de Papel” nie był znany z realistycznych zdarzeń, ba, wiele osób irytowało podejście reżyserów do nieprzemyślanego sposobu przedstawienia mocno naciąganych scen. Z każdym sezonem opinie były coraz gorsze, a gwoździem do trumny były opublikowane 3 kwietnia odcinki, które, można rzec, że przeszły same siebie. Ponownie dostaliśmy pokochanego, nieobliczalnego Profesora, który po raz kolejny wszystko zaplanował, a przynajmniej tak mu się wydawało. Problem leżał w tym, że o ile pierwszy i drugi sezon jeszcze był do przełknięcia, jeśli mowa o scenariuszu i niezrozumiałym zachowaniu niektórych bohaterów, tak w trzecim i czwartym sezonie absurd gonił absurd, z naciskiem bardziej na ten wydany w bieżącym roku.
Uszy nie krwawiły podczas starć ekipy Profesora z policją i Gandią, ponieważ muzyka potrafiła podkreślić dramaturgię obecnych wydarzeń - współczuć trzeba jednak naszym oczom, bowiem tak żałosnych i pozbawionych logiki wymian ognia już dawno nie widziałem. Gandia od pierwszych minut był nieśmiertelny, a dlaczego był nieśmiertelny, zrozumiałem dopiero pod koniec sezonu. Osoby odpowiedzialne za scenariusz na siłę chciały, aby zrobił szum i zasiał zamęt w szeregach zespołu kochanka Lizbony, uchodząc przy tym z życiem. Zacznijmy od początku.
Jego uwolnienie było dosyć dziwne - szef ochrony Banku Hiszpanii miałby nie wiedzieć, jak wydostać się z kajdanek, kiedy to zwykły zbój, jakim był Palermo (swoją drogą - dla mnie najgorsza postać z ekipy), już posiadał tę wiedzę? Mniejsza już o takie drobnostki, bowiem gdybyśmy mieli je wymieniać, to nawet cały dzień by nie wystarczył, aby je wszystkie wymienić. Gandia, po uwolnieniu się z kajdanek, udał się do osobistego bunkra, z którego zaczął planować swoje działania, mające na celu pomóc policji zareagować i wejść do Banku Hiszpanii, a co najważniejsze, wyeliminować Tokio, Nairobi, Helsinkiego i innych...
Czterech patrzy, jeden strzela...
Scenarzyści wiedząc, że Alba Flores, aktorka wcielająca się w Nairobi, chce odejść z produkcji, chcieli wymyślić coś zjawiskowego i zarazem chwytającego za serce, co wywołałoby uronienie łez przez widzów. O ile to pierwsze się udało, bo śmierć Nairobi poruszyła raczej każdego fana hiszpańskiego serialu, tak to drugie już niezbyt. Zamiast łez częściej śmialiśmy się z nierealistycznego zdarzenia czy zirytowani chwytaliśmy się za głowę. Pierwsze znużenie można było poczuć podczas „epickiej” strzelaninie wokół windy - Sztokholm, Palermo, Rio, Denver i Helsinki nie potrafili poradzić sobie z jednym, wyszkolonym gościem, znajdującym się na otwartej przestrzeni. Osobom, które napadły Bank Hiszpanii udało się kilka razy oddać celny strzał w szefa ochrony budynku, lecz nie wywołały one zbyt dużego uszczerbku na zdrowiu oponenta, ponieważ był on ubrany w kamizelkę kuloodporną. Przełomowym momentem było jednak chytre podejście dziewczyny Denvera, która niespodziewanie unieruchomiła Gandię. Antagonista leży, kierując swój wzrok na Sztokholm, a czwórka dzielnych mężczyzn siedzi w windzie i przytula maskotki. A tak na poważnie - nie mam zielonego pojęcia, co oni tam robili, ani o czym myśleli, ale myślę, że właśnie w tym momencie przygoda szefa ochrony Banku Hiszpanii mogła dobiec końca.
Nie mogła dobiec ze względu na to, iż trzeba było w jakiś sposób pożegnać Nairobi. Gandia pałał do niej ogromną nienawiścią, co pokazał już przy pierwszym spotkaniu, kiedy to leżała pół-przytomna na łóżku, będąc podpięta pod aparaturę. Antagonista próbował ją udusić, lecz szybko w sytuacji zorientował się Bogota, który go „przepędził”. Podczas drugiego spotkania ekipa Profesora nie przewidziała jednak planu Gandii, co spowodowało komplikację sytuacji. Pomijając już scenę w toalecie, przejdźmy do tej, która rozegrała się w holu, gdzie przebywali główni bohaterzy serialu. Helsinki, Palermo, Bogota, Denver, Sztokholm, Tokio, Rio i nieuzbrojona Nairobi przeciwko jednej postaci. Ekipa profesora zachowała się niczym jak dzieci, nie posyłając kulki w głowę szefa ochrony, kiedy to już puścił Nairobi.
Następnie szalona, a zarazem żałosna ucieczka antagonisty do bunkra. Dlaczego Profesor nie nauczył swoich ludzi, jak oddawać strzały z karabinów? Wisienką na torcie była pogoń Denvera, który, bez żadnego zabezpieczenia, wyciągnął granat i gnał w stronę, do której skierował się zabójca. Nie trzeba mieć zbyt dużo rozumu, aby domyślić się, że w każdej chwili oponent może zatrzymać się przy ścianie lub schować pod biurkiem, aby potem zadać niespodziewany cios. Myślałem, że próba zabójstwa Helsinkiego czegoś go nauczyła.
Gandia to dodatkowe furtki na kolejny sezon
Podsumowując, Gandia był nieśmiertelny podczas czwartego sezonu, ponieważ scenarzyści chcieli w jakiś sposób uśmiercić Nairobi i zostawić sobie wiele furtek na kolejne odcinki. Swego czasu chodziły słuchy, iż Bogota, po uwolnieniu Lizbony, uderzając zabójcę Nairobi zranił go do tego stopnia, że nie jest on już w pełni sprawny. Wątpię, aby był w tym choć cień szansy, ponieważ, tak jak już przed chwilą wspomniałem, on był i myślę, że i w przyszłości będzie nieśmiertelny.
Śmiało stwierdzam, że Nairobi mogła odejść w lepszy sposób - wydaje mi się, że jej uśmiercenie, kiedy to była podpięta pod aparatury, byłaby lepszą decyzją. Wtedy jednak nie dowiedzielibyśmy się o jej planach na przyszłość i chęci zbliżenia się do Bogoty.
Najnowszy sezon jest zdecydowanie tym najgorszym - już po trzecim dużo fanów odpuściło sobie czekanie na kolejne odcinki „La Casa de Papel”, i myślę, że teraz odbiorców będzie jeszcze mniej. Jeśli piąty sezon pójdzie podobną drogą, możemy spodziewać się sytuacji, że na szósty nie będzie czekał już nikt - zakładając, że ten, który obecnie powstaje, nie będzie ostatnim.
Przeczytaj również
Komentarze (22)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych