Reklama
Ghost of Tsushima - Imperium mongolskie i jego inwazje na Japonię

Ghost of Tsushima - Imperium mongolskie i jego inwazje na Japonię

Kajetan Węsierski | 17.07.2020, 22:00

Długo wyczekiwana premiera najnowszej produkcji od Sucker Punch wreszcie doszła do skutku. Wielu z Was pewnie zaczęło już swoją przygodę - warto więc zapoznać się trochę z tym, jak wypadały realia historyczne. 

Mam nadzieję, że czytając ten tekst, jesteście po lekturze poprzedniego, traktującego o charakterystyce wyspy Cuszimy. Wspomniałem w nim, że dużymi literami zapisały się w jej historii mongolskie inwazje na Japonię, które miały miejsce w XIII wieku. Jest to temat tak fascynujący, że zdecydowanie warto poświęcić na niego osobny artykuł, aniżeli spłaszczać to do zaledwie dwóch akapitów przy okazji innego. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Z tego względu dziś zajmiemy się właśnie Imperium Mongolskim i jego inwazjami na Kraj Kwitnącej Wiśni, które miały ogromne znaczenie nie tylko dla samej Cuszimy, ale także całej średniowiecznej Japonii i jej społeczeństwa. Wystarczy wspomnieć, że po bojach, które postaram się przedstawić z jak największą pieczołowitością, nie pomijając najważniejszych aspektów, życie w wyspiarskim kraju nigdy nie było już takie same, jak dawniej. 

Ghost of Tsushima

Jak powszechnie wiadomo, akcja Ghost of Tsushima rozgrywa się w 1274 roku, a więc w trakcie trwania I mongolskiej inwazji na Japonię. Dokładne poznanie genezy oraz samego przebiegu napaści pozwoli lepiej zrozumieć sam świat gry, oraz to, czym posiłkowali się twórcy przy okazji kreowania go. Poza tym... To po prostu świetny i niezwykle inspirujący kawałek historii. 

Ghost of Tsushima

Tak więc bez znaczenia, czy zdążyliście już rozpocząć swoją przygodę z „Duchem Cuszimy”, który debiutował dziś, czy wciąż czekacie z wejściem do niesamowitego, japońskiego świata, warto zapoznać się z tematem. Jest to bowiem aspekt, który mógłby stanowić podłoże nie tylko dla wielu gier, ale również książek, filmów i płyt muzycznych. Historia, która mogłaby być opowieścią, a wydarzyła się naprawdę. 

Jak to się zaczęło? 

Mówi Wam coś imię „Kubilaj-chan”? Jeśli nie, to mogę to zrozumieć. Jestem jednak pewien, że z „Czyngis-chanem” spotkał się już każdy. Był to przecież założyciel Imperium Mongolskiego, a to nie byle co! W każdym razie napomknięty wcześniej Chan Kubilaj to wnuk legendarnego „ojca mongołów”. I choć jego nazwisko nie jest wspominane tak często, jak dziadka, to osiągnięcia na arenie międzynarodowej bynajmniej nie bledną. Nie ma się czego wstydzić. 

Kubilaj Chan

Albowiem za jego panowania (a miało to miejsce w latach 1260-1294) Imperium Mongolskie odnosiło największe triumfy pod kątem terytorialnym i rozwojowym. Dość powiedzieć, że zaraz po przejęciu władzy zdecydował się podjąć niezwykle odważne wojskowe decyzje, z których zasłynął. Cóż, jak wiadomo, najlepiej przemawiają czyny. Pozwolę sobie więc napisać, że przez zaledwie kilka lat swojego panowania udało mu się zdobyć terytoria Korei, południowych Chin oraz praktycznie całe Indochiny. 

W międzyczasie przeniósł stolicę dawnej Mongolii do Chanbałyku (tereny dzisiejszego Pekinu), a w 1271 roku mianował się Cesarzem Chin. Miał rozmach, ale... Czego potrzebuje władca? Poddanych i uznania ze strony zagranicznych sąsiadów. Zarówno to pierwsze, jak i drugie zamierzał rozwiązać pokojowo, nakłaniając do zwierzchnictwa. O ile wiele państw, opanowanych strachem, zdecydowało się uznać potęgę Kubilaja-Chana, o tyle dumna Japonia nie zamierzała tego nawet rozważyć.

I Mongolska Inwazja na Japonię

Choć mongolskiemu władcy nie można odmówić cierpliwości, to jak mówi stara prawda - gdy słowa nie domagają, w sukurs przychodzi siła. Poselstwa do Japończyków słano kolejno w latach 1266 (zatrzymane przez Koreę), 1268, 1270 i 1271 (wszystkie nieotwarte przez regenta Hojo Masamurę i odesłane). Spokój samozwańczego Cesarza Chin był na granicy, ale postanowił wystosować jeszcze jedno poselstwo traktujące o uznaniu wasalnego statusu Japonii. Nie zaskoczę nikogo, jeśli napiszę, że i tu Kraj Kwitnącej Wiśni odmówił - co więcej, deportowano członków wyprawy na powrót do Mongolii

I Inwazja Mongolska

To przelało czarę goryczy i w praktyce oznaczało wejście na stopę wojenną. Granica została przekroczona. Kubilaj-Chan zorganizował siły inwazyjne, które liczyły w przybliżeniu 30 tysięcy wojowników przybyłych na prawie ośmiuset statkach (300 większych i ok. 500 mniejszych). Te błyskawicznie przedarły się przez Cuszimę (w tym momencie dzieje się akcja gry) oraz Iki. Niezwyciężone, zdawać się mogło, wojska Imperium Mongolskiego dotarły na wyspę Kiusiu, gdzie przy zatoce Hakata rozprawiły się z japońskimi obrońcami. Defensorzy byli znacznie lepiej wyszkoleni w małych, jednostkowych pojedynkach, a skoordynowane działania świetnie zorganizowanych wielkich mongolskich grup były dla nich czymś, z czym nie spotkali się wcześniej. 

Najprawdopodobniej przegraliby tę wojnę, gdyby nie wspomogły ich najbardziej przerażające moce, jakie zna człowiek - siły żywiołów. Gdy sytuacja Japonii była krytyczna, przyszedł niespodziewany tajfun! Na jaw wyszły braki przygotowania u mongołów, którzy przerażeni poczęli się wycofywać. Manewry nie przyniosły jednak skutku, a w ich trakcie zginęła prawie połowa wojsk. Cała reszta przepuściła skuteczny odwrót z wrogich terenów. 

II Mongolska Inwazja na Japonię

Obrona podczas pierwszej inwazji okazała się kompletną porażką i prawdopodobnie, gdyby nie tajfun, zakończyłaby się dotkliwą klęską. Źródła historyczne mówią, że taktyka Japończyków była zupełnie nieodpowiednia do wymagań wojny. Najazdy mongolskie były bowiem prymarnym zetknięciem się wyspiarzy z obcą agresją zbrojną. Zamiast skupić się na masowym niszczeniu wrogich jednostek, ci próbowali robić to jednostkowo - celując w pojedynczych przeciwników. 

Mongołowie vs Japończycy

Wsparcie żywiołu i wycofanie napastników dało czas do przemyśleń i ponownego położenia fundamentów pod taktykę. Wiadome było bowiem, że to nie koniec, a Imperium Mongolskie bynajmniej nie odpuści. 

Chan Kubilaj liczył jednak, że po sytuacji, jaka miała miejsce przed klęską żywiołową, Japończycy będą dużo bardziej skłonni do pokojowego poddaństwa. Zaskoczę kogoś z Was, jeśli napiszę, że i tym razem samozwańczy Cesarz Chin spotkał się ze stanowczą odmową? Poselstwo z 1275 zostało publicznie ścięte w Kamakurze, a to z 1279 roku… Tak samo, ale w mieście Hakata. Cóż była to odpowiedź wyjątkowo agresywna i bezpośrednia, ale bardzo pasowała do stylu Kraju Kwitnącej Wiśni. 

Boski Wiatr

Imperium Mongolskie postanowiło tym razem uderzyć z pełną siłą. Liczebność armii była prawie pięciokrotnie większa, albowiem wysłano ponad 140 tysięcy żołnierzy (niektóre źródła mówią nawet o 200 tysiącach!), wśród których można było zauważyć Mongołów, Ujgurów, Koreańczyków, Chińczyków oraz po prostu niewolników, którzy za zasługi mogli wykupić swoją wolność. Wszystko to na 4400 okrętach, co królowało wśród morskich najazdów w historii świata, aż do 1944 roku. 

II Inwazja Mongolska

I tym razem Imperium Mongolskie nie miało żadnego problemu, aby przedrzeć się przez zastępy protektorów. Liczba napastników była tak duża, że defensorzy nie dawali rady długo utrzymywać swoich linii obrony i stale zmuszeni byli wycofywać się w kierunku Japonii. Walki trwały ponad 50 dni, a z każdą kolejną dobą szanse na zwycięstwo wyspiarzy malały. Ponownie zdawało się, że to koniec, a Chan wreszcie osiągnie upragniony cel. 

Stało się jednak coś, co sprawiło, że obie inwazje przeszły do historii. Jeden cud to już wiele, ale przy dwóch, ciężko mówić o przypadku. Zgadza się - Japonię raz jeszcze uratował morski tajfun (po latach nadano mu nazwę „kamikaze”, a nieco później nazwano tak popularną jednostkę podczas II WŚ). Według analiz badaczy, w dwa dni zatonęło ponad 4000 statków, a śmierć poniosło około 120 tysięcy wrogich żołnierzy. Ci, którym udało się przeżyć, wycofali się, a Mongolia nigdy więcej nie ponowiła prób zawłaszczenia Kraju Kwitnącej Wiśni, który zdawała się mieć w swojej opiece sama Matka Natura. 

Skutki inwazji

Jak zaznaczyłem, dwukrotna pomoc ze strony natury przestała być dla Japończyków zwykłym zbiegiem okoliczności. Wierzono, że to bóg piorunów, Raijin, wysłał sztormy przeciwko złym Mongołom i obrócił w proch ich wojska. Wokół obu inwazji pojawiło się mnóstwo legend, a kronikarze nie szczędzili pochwał licznym, bohaterskim akcjom samurajów, podciągając ich do poziomu Spartan. 

Raijin

Nie można jednak zakończyć jedynie na gloryfikowaniu. Dziś chyba wszyscy będziemy zgodni, że to nie Raijin, ani żaden inny bóg, a masa szczęścia sprawiła, że Japończycy przetrwali obie inwazje i wyszli z nich zwycięsko. Jak donoszą badacze historyczni, w okresie średniowiecza tajfuny występowały na tamtejszych wodach znacznie częściej, niż dziś.  Choć odmowy wydawały się heroiczne, to próby obrony miały wiele dziur i braków taktycznych, co poskutkowało śmiercią tysięcy ludzi - zarówno wojskowych, jak i cywilów

I pomimo że pozornie  odniesiono dwie wygrane, to pokłosie ciągnęło się jeszcze przez długie lata. Klasztory buddyjskie żądały pieniężnych ofiar za wysłuchane modły do bogów, a samurajowie domagali się nagród w postaci pieniędzy i ziem, które były dla nich tradycją. Ani jedni, ani drudzy nic z tych rzeczy nie zobaczyli, co zrodziło wiele społecznych konsekwencji. To już temat na inny tekst. Tymczasem wracajcie do vendetty w Ghost of Tsushima!

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Ghost of Tsushima.

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper