Spider-Man – ekranizacje przygód pająka od najgorszej do najlepszej
W ciągu ostatnich dwóch dekad dostaliśmy całkiem sporo produkcji aktorskich traktujących o najpopularniejszym bohaterze komiksów Marvela. Warto przypomnieć sobie te, które mieliśmy okazję oglądać.
Wyobraźcie sobie, że mamy rok 1962, Stany Zjednoczone. Rynek komiksów funkcjonuje jako-tako i jest to chyba najlepsze określenie, jakiego można użyć. Nowi bohaterowie Marvela oraz Detective Comics przyjmowani są sceptycznie, ponieważ próżno szukać w nich czegoś nowego i zachęcającego – wszyscy bazują na tym, co rodziło się w latach 40. Sprzedaż nie rosła, ale też nie spadała i dla szefów wydawnictw tylko to się liczyło - stabilność była w cenie. W całym tym zgiełku funkcjonował czterdziestoletni Stan Lee, który zdawał się powoli nudzić.
Po latach spędzonych w Marvel Comics zaczynał mieć dość schematu superbohaterów, którzy nie dawali mu żadnej frajdy, albowiem nie ciągnęli za sobą nic nowego. Chciał rzucić pracę w kąt i zająć się rozrywką, która cudownie kwitła – kinem. Był ogromnym fanem Hollywood! Po namowach żony dał sobie jeszcze czas i właśnie wtedy, na początku lat 60. ubiegłego wieku, w piętnastym zeszycie serii Amazing Fantasy przedstawił nowego, nietypowego bohatera. Jak się zapewne domyślacie, był to Spider-Man.
Bohater z sąsiedztwa
I choć początkowo zdawało się, że będzie to występ jednorazowy, wysokie zainteresowanie niecodziennym bohaterem (bo, umówmy się, cherlawy kujon nie pasował do panteonu herosów robionych na modłę Supermana) sprawiło, iż niewiele później dostał swoją własną serię. I tak rozpoczęła się przygoda, która trwa do dziś. Zaczęła kreować się postać, która jest obecnie prawdopodobnie jedną z najbardziej rozpoznawalnych w historii i, nie ukrywam, to mój popkulturowy faworyt.
Jak wspomniałem dwa akapity wcześniej, Stan Lee był zafascynowany kinem. Toteż zaskakujące jest, że pierwsza poważna produkcja pełnometrażowa z Człowiekiem Pająkiem pojawiła się dopiero w bieżącym wieku. Może to i dobrze... Dzięki temu udało się uniknąć wielu klap (choć słabszych produkcji nie zabrakło). O wszystkim jednak przeczytacie zaraz, bo, bez zbędnego przedłużania, przedstawię Wam dziś filmy traktujące o Spider-Manie od najgorszego do najlepszego! Zapraszam.
The Amazing Spider-Man 2 (2014)
Jak wspomniałem, jestem ogromnym fanem Spider-Mana i całego uniwersum, które powstało wokół niego. Tu jednak… Kurczę, jakoś tego nie czułem. O ile Człowiek Pająk grany przez Andrew Garfielda wypadał całkiem wiarygodnie, o tyle sam Peter Parker to nie było to. Wydaje mi się, że aktor nie do końca rozumiał istotę nastoletniego kujona.
Co więcej, twórcy powielili wszystkie błędy, które trapiły pierwszą część (a już ta została przyjęta niezbyt dobrze). Ludzie robili sobie nadzieję, że poziom znacząco skoczy i wiele mogło obiecywać poprawę. Może ze względu na to wszyscy tak mocno odbiliśmy się od tej produkcji? Z perspektywy czasu nie można być zdziwionym, dlaczego kontynuacja nigdy nie ujrzała światła dziennego, a plany na trzecią odsłonę zakopano.
Spider-Man 3 (2007)
Jak spadać, to najlepiej ze szczytu, prawda? Nieprawda. To właśnie spotkało pierwszą serię ekranizacji przygód „bohatera z sąsiedztwa”. Druga odsłona była genialna i prezentowała tak wysoki poziom, że oczekiwania przed domknięciem trylogii zdawały się nie do sprostania. Cóż, nie tylko nie udało się zaspokoić wymagań fanów, ale zepsuto wszystko, co wcześniej wypracowano.
Brakowało tego „pazura” z drugiej odsłony. Odniosłem wrażenie, że wrócono do klimatu z „jedynki”, ale tym razem nie było już powiewu świeżości powodowanego pierwszym razem Spider-Mana na dużym ekranie. Nie tak powinno to wyglądać i szkoda. Choć jednak jest to przedostatnia pozycja w rankingu, nie oznacza bynajmniej, że nie warto jej zobaczyć.
The Amazing Spider-Man (2012)
Największy minus produkcji z Garfieldem opisałem przy okazji sequelu i tu było tak samo. Film zasługuje jednak na wyższą pozycję, bo pomimo wielu błędów, zdawał się mieć nieco ciekawszą fabułę, a dla wielu świetnie kontrastował (przynajmniej w czerwonym stroju) z trylogią Sama Raimiego.
Ciekawą zagrywką było także przedstawienie, w formie głównego antagonisty, Doktora Connorsa, czyli Jaszczura. Chyba mało kto spodziewał się tak niekonwencjonalnej decyzji, ale jak pokazują wyniki box office (ponad 750 milionów dolarów), fani bardzo ucieszyli się z takiego obrotu spraw.
Spider-Man (2002)
Przy okazji „Amazing Spider-Man” wspomniałem, że Andrew Garfield to dla mnie dobry Spider-Man, ale zły Peter Parker. Toby Maguire miał dokładnie odwrotnie. Świetnie sprawdzał się, gdy nie miał ubranego stroju. Po przyodzianiu go dalej zachowywał się jak smutny i dręczony kujon, a nie o to chodziło.
Maska pomagała nastolatkowi odciąć się od świata i odbić sobie swój społeczny introwertyzm. Człowiek Pająk nie powinien być depresyjny (chyba że ma powód), a rzucać żartami na prawo i lewo, korzystając z bogatego wachlarzu zabawnych nawiązań i iście gimnazjalnych żarcików. To zawsze dodawało mu tego smaczku.
Cóż, była to jednak pierwsza produkcja filmowa traktująca o rzeczonym bohaterze Marvela i swoiste przetarcie, więc pewnie błędy można było wybaczyć.
Spider-Man: Homecoming (2017)
Po tak genialnym przedstawieniu Toma Hollanda w roli Spider-Mana, w filmie "Kapitan Ameryka: Wojna Domowa", musiała powstać produkcja, która skupi się wyłącznie na nim. Świetną decyzją twórców było pominięcie genezy i samego wątku z ugryzieniem, albowiem to widzieliśmy już mnóstwo razy i mogłoby okazać się wyjątkowo nużące.
Zamiast tego dostaliśmy bardzo ciekawą zabawę konwencją i najlepszą dotychczasową rolę aktora w czerwonym stroju. Młody Holland doskonale znalazł złoty środek pomiędzy aspołecznym kujonem a prześmiesznym i niezwykle silnym bohaterem. Wisienką na torcie był powrót do świetnej roli Michaela Keatona, który wystąpił jako Vulture.
Spider-Man: Far From Home (2019)
Jestem pewien, że dla wielu osób ubiegłoroczna odsłona przygód Spider-Mana z Marvel Cinematic Universe mogła być gorsza, niż ta, którą zobaczyliśmy w 2017. Cóż, to kwestia osobista. Dla mnie „Daleko od domu” było jednak lepsze. I niemała w tym zasługa tego, jak wiele miejsc nam pokazano.
Zdecydowano się wyrwać ze Stanów Zjednoczonych i małego Queens na rzecz Europy, gdzie zwiedzaliśmy choćby Wenecję i Londyn. Co więcej, mogliśmy podziwiać cudownie granego Mysterio, a sekwencja po napisach z gościnnym występem J. Jonah Jamesona była czymś, czego nikt się nie spodziewał, a czego wszyscy potrzebowaliśmy.
Spider-Man 2 (2004)
Sam Raimi wspiął się na swoje twórczy wyżyny i dał coś, za co będziemy go pamiętać już zawsze. Kontynuowano motyw „smutnego Pająka”, ale tym razem genialnie rozpisano pod to podłożę i całą depresję można było uzasadnić. Świetnie wpisywało się to w sytuację Petera i dobrze punktowało trudność w podwójnym życiu i rozerwaniu pomiędzy byciem bohaterem a zwykłym człowiekiem.
Zdaję sobie sprawę, że część z Was może uznać drugie miejsce tej pozycji za zbyt wysokie. Uważam jednak, że psychologiczna warstwa była tu tak świetnie rozpisana, iż błędem byłoby umiejscowienie produkcji niżej. Zawsze będę bronił drugiej odsłony pierwszej trylogii. Aspekty problemów mentalnych, rozwarstwienia i niesamowity Otto Octavius... Nie może być inaczej.
Spider-Man: Into the Spider-Verse (2018)
Jedyna animacja na liście i jedyny film, w którym główną rolę miał Miles Morales, a nie Peter Parker. Musiała się jednak tu znaleźć i w pełni zasługuje na czołówkę stawki, albowiem stanowiła tak duże odświeżenie dla wszystkich kinowych przygód, że ujmą dla niej byłoby umieszczenie jej gdzieś niżej, po prostu.
Nie można przy tym zapomnieć także o genialnej warstwie audiowizualnej. Soundtrack jest jednym z najlepszych i najtrafniej dopasowanych, jakie pojawiały się w ostatnich latach, a animacja to najwyższy możliwy poziom. Od razu widać było ogromną pieczołowitość w adaptowaniu komiksu. Coś wspaniałego i obowiązkowa pozycja na seans dla każdego!
Przeczytaj również
Komentarze (57)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych