Jak oni zaczynali: Christopher Nolan
Nie każdy twórca zostawał mistrzem od pierwszego spojrzenia w kamerę. Ba, wręcz przeciwnie – większość dopiero po wielu latach dochodziła do wielkich sukcesów artystycznych. Cykl „Jak oni zaczynali” ma za zadanie przybliżyć pierwsze filmy znanych reżyserów: ich wprawki, ćwiczenia, debiuty. Drugi odcinek poświęcony będzie „Doodlebug” Christophera Nolana.
Christopher Nolan to kolejny, obok Paula Thomasa Andersona (będzie miał swój odcinek) i Quentina Tarantino, reżyser, który nie miał nic wspólnego ze szkołą filmową. Mimo to, już jako siedmiolatek miał pierwszą styczność z kamerą, za pomocą której kręcił amatorskie filmiki, by w ten sposób nabyć umiejętności potrzebne do spełnienia marzeń. Także na University College London poszedł przede wszystkim ze względu na to, że szkoła ta była dobrze wyposażona w sprzęt do tworzenia ruchomych obrazów. Niestety jego dwa pierwsze krótkometrażowe filmy, „Tarantella” i „Larceny” nigdzie nie są dostępne – przynajmniej ja do nich nie dotarłem, w razie gdyby komuś się udało, proszę o kontakt :) W związku z tym w tekście przyjrzymy się bliżej trzyminutowemu „Doodlebug”.
O fabule nie można napisać zbyt wiele i to nie dlatego, że jej nie ma. Po prostu zbyt łatwo jest zdradzić pointę, którą da się interpretować na wiele różnych sposobów. Powiem więc tylko, że to historia człowieka bardzo starającego się ukatrupić przemieszczającego się po całym mieszkaniu robaka. Kręcenie „Doodlebug” nie przysporzyło Nolanowi wielkich problemów. Wynika to przede wszystkim z faktu, że już w tamtych czasach miał wokół siebie ludzi, z którymi współpracuje przez całą swoją karierę. Mowa o młodszym bracie, Jonathanie Nolanie, który tutaj zajmował się pomocą w operowaniu kamerą przy bardziej finezyjnych ruchach, częściej jednak współpracuje z Christopherem jako współscenarzysta. Produkcją zaś zajęła się Emma Thomas, ówczesna dziewczyna, obecnie żona Nolana, która funkcję tę pełniła przy wszystkich jego filmach. Sam twórca, w napisach figurujący jeszcze pod imieniem Chris, zajął się zaś reżyserią, scenariuszem, zdjęciami i montażem. Główną, i jedyną, rolę zagrał tu Jeremy Theobald, który pojawił się również w dwóch późniejszych produkcjach Nolana – „Śledząc” oraz „Batman – Początek”. Być może więc właśnie tak mądrze dobrana ekipa sprawiła, że „Doodlebug” jest tak dobrze zrobioną krótkometrażówką.
Warto zwrócić uwagę, że talent Christophera Nolana, którego przy wszystkich zastrzeżeniach odmówić mu nie można, ujawnił się już na samym początku jego przygody z ruchomymi obrazami. „Doodlebug” jest precyzyjnie wyreżyserowane, dobrze zmontowane, ma świetnie dobraną muzyką, a przede wszystkim zmusza odbiorcę do myślenia. Zależnie od tego, co widz zobaczy, może zinterpretować produkcję jako wypowiedź na temat miejsca człowieka we wszechświecie, przesłanie proekologiczne, próbę zastanowienia się nad złem tkwiącym w człowieku. Taka różnorodność analizy nie jest wcale częsta w przypadku trzyminutowych filmów, zwłaszcza jeśli są one tak tworzone po to, by się uczyć. Osobiście widzę w „Doodlebug” tematy, które dla Nolana są niezwykle ważne, pojawiają się bowiem w niemal każdym jego dziele. Mowa o bohaterze, który wyraźnie jest znerwicowany, ma jakieś kompleksy i obsesyjnie stara się osiągnąć cel. W pewien sposób można by pewnie porównać postać graną przez Jeremy’ego Theobalda z Leonardem Shelbym („Memento”), Willem Dormerem („Bezsenność”), dwójką rywali z Prestiżu i, oczywiście, Batmanem. Skoro zainteresowanie Nolana ludzką psychiką, skłonnościami człowieka do samo-destrukcji widać już w jego pierwszym filmie, nic dziwnego, że w kolejnych motywy te przeważnie są prowadzone tak dobrze.
Jeśli ktoś jest zatem fanem Christophera Nolana, to „Doodlebug” jest dla niego pozycją obowiązkową. Już w tej krótkometrażówce wyraźnie widać jego talent, który docenić należy tym bardziej, że rozwinął się bez pomocy ze strony nauczycieli. Przy okazji warto zwrócić uwagę, że Nolan jest perfekcjonistą do tego stopnia, iż nie korzysta z funkcji drugiego reżysera – chce być obecny przy każdej scenie. Właśnie dlatego w ciągu szesnastu lat nakręcił tylko dziewięć filmów. Ta dbałość o każdy detal cechuje każde jego dzieło, w tym oczywiście i „Doodlebug”. Oglądając jego obecne dzieła – i czekając oczywiście na Tenet – aż dziw bierze, że człowiek ten zaczynał od czegoś tak małego.
Przeczytaj również
Komentarze (18)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych