Huawei P40 Pro – test smartfona. Czy telefon pozbawiony usług Google ma rację bytu?
Jeszcze do niedawna nie moglibyśmy podejrzewać, że rząd amerykański skłonny będzie do nałożenia tak wielkich restrykcji na jakąkolwiek firmę. Chiński Huawei musi zmierzyć się z brakiem dostępu do usług firm ze Stanów Zjednoczonych, co zabiera mu wiele możliwości. Czy pomimo tego jest to smartfon, którym warto się zainteresować? Zapraszamy na test i recenzję Huawei P40 Pro.
Rodzina telefonów Huawei P40 to pierwsze urządzenia chińskiego producenta objęte restrykcjami, co oznacza, że pozbawione są dostępu do wszystkich usług Google i wielu różnych aplikacji. Żeby korzystać z tego telefonu z pełnym wykorzystaniem jego możliwości, musimy często i gęsto kombinować, instalując usługi Google Play na lewo – poradników obrazujących pełen proces instalacji jest w sieci całe mnóstwo. Gdy już to zrobimy, wtedy telefon staje w szranki z najlepszymi flagowcami na rynku. Pozbawiony dostępu do Google, jest w mojej ocenie telefonem niekompletnym, a co za tym idzie – kupując go musicie mieć pełną świadomość, jakie ograniczenia Was czekają. Oczywiście omówimy to w tym tekście.
Smartfon jest dość ciężki, waży ponad ~200g i wyraźnie czuć go w dłoni. Z przodu zabezpieczony został szkłem Gorilla Glass 5, z tyłu natomiast znajdziemy matowy, dosyć śliski, szklany panel, który łatwo się palcuje. Dzięki jego strukturze nie widać jednak odcisków zbyt mocno, co uważam za duży plus. Nie podoba mi się zupełnie wygląd przednich aparatów – są dwa, jeden 32 Mpix, drugi służy do oceny głębi ostrości i odblokowania twarzą 3D. Znajdują się obok siebie, a między nimi Huawei zastosowało brzydki, czarny pasek, który ma rzekomo połączyć oba obiektywy w jedną całość. Zabiera to sporą część ekranu i designerzy tego sprzętu mogli pomyśleć nad ładniejszym rozwiązaniem. W pudełku, oprócz telefonu, znajdziemy jeszcze 40W ładowarkę, przewodowe słuchawki ze złączem USB typu C oraz komplet podstawowych dokumentów.
Wyświetlacz jest bardzo dobry, ale…
Jak mogliście przeczytać w specyfikacji, zastosowany tutaj wyświetlacz wykonano w technologii OLED, ma 6,58”, jest 90 Hz i prezentuje obraz w rozdzielczości 2640x1200 px. To daje mu zagęszczenie pikseli na poziomie znakomitych 441 ppi. Tym samym oglądane przez nas treści są bardzo ostre, wyraźne i piękne. Ponieważ wyświetlacz został zaokrąglony po bokach, sprawia wrażenie „niekończącego” się – użytkowanie telefonu dzięki niemu potrafi sprawić ogromnie dużo przyjemności. Niestety, ten efekt psuje bardzo słaba jasność – w pełnym słońcu niewiele tu zobaczymy, bowiem ekran rozświetli się maksymalnie do ~430 nitów. To o połowę mniej od iPhone’a 11 Pro, POCO F2 Pro czy Samsunga Galaxy S20. Ba, większą jasność ekranu miał nawet zeszłoroczny P30 Pro. Nie wiem, co zadziało się wewnątrz fabryk producenta.
Ten istotny szkopuł niestety wpływa na użytkowanie telefonu na zewnątrz. Przebywając w nasłonecznionym miejscu często miewałem problemy z dostrzeżeniem treści. Ekran wspiera natomiast HDR10+, ale ze względu na niski współczynnik jasności, efekty tej technologii nie będą zachwycające. Oczywiście, dzięki OLEDowi, możemy liczyć tutaj na przepiękną, nieskończoną czerń.
Nakładka producenta, komfort użytkowania, brak usług Google
Przejdźmy teraz do tematu, który dla wszystkich czytelników jest chyba najciekawszy, a z pewnością najbardziej istotny. Do codziennego użytkowania smartfona pozbawionego dostępu do usług Google. System producenta został oparty na najnowszej wersji Androida z numerem 10 z poprawkami bezpieczeństwa z dnia 1 kwietnia 2020 roku. Zastosowano tutaj nakładkę EMUI w wersji 10.1.0, działającą bardzo sprawnie i szybko. Dzięki procesorowi Kirin 990, podczas codziennego użytkowania nie będziemy narzekać na braki mocy – aplikacje otwierają się szybko, przełączanie pomiędzy różnymi funkcjonalnościami trwa moment, a dzięki 90 Hz ekranowi wszystko nabiera dodatkowej płynności. Używanie tego telefonu może sprawić wiele przyjemności – ikony są duże, dostęp do każdego elementu prosty i czytelny, a panel z ustawieniami pozwala na dokonanie wielu różnych zmian. Dokładny wygląd nakładki producenta znajdziecie poniżej.
Znakomicie działają również gesty systemowe, do złudzenia przypominające te znane nam z iOS. Przeciągnięcie od dołu powoduje wywołanie głównego menu. Od lewej do prawej cofamy się do poprzedniej zakładki/karty i analogicznie od prawej do lewej przechodzimy do następnej. Huawei dysponuje także zbiorem przepięknych tapet, które zmieniają się na ekranie blokady co jakiś czas. Czytnik linii papilarnych wbudowano pod matrycę ekranu, a jego szybkość działania jest znakomita i bezproblemowa. Nigdy nie sprawił mi żadnego problemu. Jest również możliwe odblokowanie twarzą, należące do jednego z najszybszych i najbardziej niezawodnych z jakim spotkałem się w smartfonach. Odblokowanie urządzenia następuje natychmiast – dzięki czujnikowi głębi jest dodatkowo znacznie bezpieczniejsze niż w pozostałych urządzeniach z Androidem i dorównuje temu z iPhone’ów. Dostęp do telefonu staje się tym samym niesamowicie komfortowy.
Musicie też wiedzieć, że od samego początku zainstalowanych jest tutaj mnóstwo aplikacji dodatkowych, którymi producent ewidentnie chce się pochwalić. Mamy podział na kilka kategorii – narzędzia, biznes, styl życia, społeczności, gry i rozrywka. Pierwsza z nich daje nam dostęp do takich apek, jak portfel, dyktafon, kalkulator, lustro, pomiar, inteligentny pilot czy kompas. Od nowości mamy też mobiParking, TOKFM, Yanosik, mPay Płatności, Empik Go, TIDAL, Eleven Sports, TVP Sport, WP Pilot czy Onet Poczta. Jest także Blix oraz JakDojade. Są nawet zainstalowane gry – Top Speed, Lords Mobile, Moto Rider GO, sameQuizy i… siatkówka 2019. Niech ktoś mi to wytłumaczy – po co? Na co komu ten cały śmietnik? Jestem zwolennikiem czystych systemów, a tutaj na wstępie musimy odinstalować mnóstwo aplikacji, zanim w ogóle przystąpimy do korzystania ze smartfona.
Jeszcze z takich mankamentów, które mi przeszkadzały – szkoda, że górna belka jest ograniczona przez te paskudnie wyglądające aparaty. Wywołanie skrótów dostępowych do takich elementów jak latarka, autoobrót, NFC i wielu innych jest z kolei niesamowicie przyjemne. W ogóle mam takie odczucie, że dotykanie tego telefonu od góry i od dołu jest jeszcze fajniejsze dzięki zaokrąglonym krawędziom. Niesamowicie przyjemnie się to urządzenie dotyka i z niego korzysta – znacznie przyjemniej niż z iPhone’a 11, Motoroli Edge, POCO F2 Pro czy Samsunga Note 10. Dorównuje mu co najwyżej najnowszy OnePlus czy Xiaomi Mi 10, ale Huawei odrobiło pracę domową i oferuje doprawdy znakomicie zaprojektowany smartfon. Pewnym problemem jest tutaj jednak coś innego – smartfon wyposażono tylko w jeden głośnik na dole, który gra poprawnie, ale bez większego szału. Nie jest też specjalnie donośny, chociaż powinien wystarczyć do oglądania filmów czy rozmów głośnomówiących.
Prawdziwą zagadką pozostaje górny głośnik przeznaczony do rozmów telefonicznych. Jeśli dobrze przyjrzeliście się obudowie P40 Pro, z pewnością zauważyliście, że w górnej części ekranu brakuje jakiegokolwiek wycięcia. Co się w takim razie stało z głośnikiem? Jest on schowany pod ekranem i do emisji dźwięku wykorzystuje wibracje. Działa to zaskakująco dobrze, chociaż producent ostrzega przed korzystaniem z urządzenia w… kolczykach. Może to nieco zaburzyć jakość połączenia.
Ogromne utrudnienie w tej beczce miodu
Nawet jeśli w optymalny sposób korzysta się z tego smartfona, to ogromnym problemem jest brak dostępu do aplikacji Google. Huawei oferuje swój sklep z aplikacjami nazwany „AppGallery” gdzie znajdziemy pokaźną ilość przystosowanych „apek”, ale to dalej zbyt mało. Już na wstępie widzimy, że wiele programów wymaga do działania „Google Play”. Możemy zapomnieć o korzystaniu z poczty GMail, nie mamy również dostępu do YouTube i możemy zapomnieć o mapach Google – nie działa jakakolwiek opcja wyszukania adresu czy miejscowości, bo od razu otrzymujemy komunikat o braku dostępu do usług Google.
Nie ma również asystenta, obsługi głosowej i nie działają niektóre aplikacje, jak choćby Geekbench 5, który nie wiadomo dlaczego, potrzebuje do funkcjonowania wsparcia systemu Google. Wiele z aplikacji możemy zainstalować wyłącznie poprzez „apk” znalezione w internecie. Żeby korzystać sensownie z tego telefonu, musiałem doinstalować przeglądarki aplikacji – Aptoide czy APK Pure. Znalazłem i uruchomiłem wtedy 3D Mark, Androbench oraz AnTuTu. Netflix na szczęście działa, chociaż zgłasza konieczność połączenia z Google Play. Chodzi również OLX czy Allegro. O dziwo działa także TikTok. Huawei umożliwił dodanie do przeglądarki e-mail konta Google, co nieco rozwiązuje problem. Ma również własną przeglądarkę, ale brakuje jakiegokolwiek zamiennika map. Tyle dobrego, że w AppGallery znajdziemy z miesiąca na miesiąc co raz więcej przystosowanego oprogramowania. Domyślnie zainstalowany jest pakiet Microsoft Office.
Jeśli korzystaliśmy wcześniej z innego smartfona z Androidem, to po uruchomieniu aplikacji „Phone Clone” możemy przenieść niemal całą zawartość na P40 – włącznie ze zdecydowaną większością zainstalowanego oprogramowania, co powinno nieco przyspieszyć konfigurację smartfona i pominąć ten cały proces instalacji aplikacji z poziomu stron internetowych. Huawei dla swojego HMS przygotował również specjalną aplikację o nazwie „Petal” którą możemy pobrać z „AppGallery”. To specjalna przeglądarka aplikacji, która wykonuje całą robotę ze znalezieniem odpowiedniego instalatora. Tym samym widzimy, skąd dana apka pochodzi – Petal automatycznie ją pobierze i po naszym zezwoleniu, zainstaluje na smartfonie. Proces jest maksymalnie zautomatyzowany. Co więcej, oprócz przeglądarki mamy tutaj także bank newsów ze świata – wszystko w jednym. Wisienką na torcie jest opcja dodania specjalnego „widgetu” w formie wyszukiwarki do menu głównego. Natychmiast po kliknięciu w niego możemy odnaleźć niemal dowolny program. Te zostały nawet posegregowane na aplikacje kluczowe, zdobywające popularność oraz rozrywkowe. To bardzo przydatne rozwiązanie i czapki z głów dla Huawei za nieustanne starania w dążeniu do ułatwienia korzystania ze smartfona.
Niestety, nigdy nie wiadomo, które z aplikacji odmówią posłuszeństwa. Spotify „chodzi” w porządku, Facebook i Messenger tak samo. Instagram czy WhatsApp też zadziałają. Odpaliłem także Bolta, Ubera i Uber Eats. Niestety, nie działa np. Pyszne.pl które do wyszukania restauracji potrzebuje za wszelką cenę usług Google. Aplikacja w dodatku zawiesiła mój telefon i konieczny był reset. Przy bardzo wielu apkach wyskakują błędy powiązane z brakiem dostępu do Google Play. Jeszcze w niektórych momentach możemy to „przełknąć”, ale czasem dana aplikacja łączy się z serwisem amerykanów co chwila, przez co nieprzerwanie wyskakują nam komunikaty o błędzie. Nie muszę chyba wspominać jak bardzo to irytuje? Huawei robi co może by zagwarantować użytkownikom spokojne korzystanie z najnowszych smartfonów, ale postawmy sprawę jasno. Tutaj nadal bardzo wiele brakuje. Choćby aplikacji bankowych. Aplikacji taksówkarskich, aplikacji biznesowych albo takich do codziennej pracy. Nie ma Photoshopa czy Lightrooma, nie ma popularnej przeglądarki .pdf, nie działa Chrome, brakuje wielu rozszerzeń. Widać, że Google brakuje tutaj co krok. Szczególnie problematyczne są aplikacje korzystające z lokalizacji lub wyszukiwania obiektów za pomocą GPS czy mapy.
To ogromne utrudnienie i zdecydowanie największa bolączka tego telefonu. Gdyby nie problemy prawne, oceniałbym P40 kompletnie inaczej, a w tym momencie muszę to jasno przyznać – utrudnienia z dostępem czy instalacją podstawowych aplikacji jak YouTube, mapy czy poczta przekreślają jakikolwiek sens zakupu tego telefonu. Jasne – mamy zawsze jakąś alternatywę, ale to będzie smartfon dla kombinatorów – jeżeli „zrootujemy” system i doinstalujemy Google Play – dobra nasza, wtedy telefon zyska drugie życie. Jeśli jednak nie chcemy kombinować, a zależy nam na smartfonie, który działa dobrze natychmiast po wyjęciu z pudełka – P40 po prostu odpada. Owszem, jego szybkość czy nakładka producenta są znakomite, ale oczywiście braki w oprogramowaniu skutecznie przeszkadzają w normalnym funkcjonowaniu.
Wydajność, zastosowane podzespoły, możliwości
Huawei P40 Pro nie jest najwydajniejszym smartfonem na rynku. Produkowany przez chińskiego producenta Kirin 990 osiąga w AnTuTu ok. 460 tys. punktów, co stawia go nieco niżej od iPhone’a 11 i sporo niżej od najwydajniejszych smartfonów z Androidem na rynku. POCO F2 Pro w moich testach przekroczył 580 tys. punktów, a wydajniejsze są także Xiaomi Mi 10, Samsung Galaxy S20 czy OnePlus 8. Trzy z ostatnich wymienionych kosztują tyle samo co P40 Pro lub są teraz tańsze, więc… drogi Huawei, z czym do ludzi? Oczywiście, należy się tutaj pochwała - nie można narzekać na wydajność podczas codziennego użytkowania. Jak wspominałem wcześniej – smartfon jest bardzo szybki, świetnie działa nakładka producenta i mocy absolutnie nie brakuje – podobnie jak w najnowszych iPhone’ach 11. W popularnym benchmarku 3D Marka – Sling Shot Extreme P40 Pro osiągnął 5611 punktów z API OpenGL 3.1 i 5444 z wykorzystaniem Vulkana. Androbench również nie wskazał rewolucyjnych rezultatów, ale są na poziomie flagowych/znakomitych modeli z Androidem – 1785 MB/s przy odczycie i 395 MB/s podczas zapisu. Widać, że skorzystano z pamięci UFS 3.0.
P40 Pro to półka wydajnościowa iPhone’a 11 – są dzisiaj potężniejsze jednostki na rynku, jak Qualcomm Snapdragon 865, generujący w AnTuTu powyżej 600 tys. punktów. Procesor Kirin 990 rozpędza się do maksymalnie 2,86 GHz, wykorzystuje układ graficzny Mali-G76 i podczas testów w grach… nigdy mnie nie zawiódł. Dowolne produkcje chodzą tutaj płynnie, stabilnie i z najwyższą jakością. O ile oczywiście zdołamy je zainstalować, bo z niewyjaśnionych powodów takie GTA San Andreas czy Call of Duty potrafiły mi odmówić posłuszeństwa i niespodziewanie wyjść do menu głównego. To samo przytrafiało się niektórym aplikacjom. Nie wiem, czy to „zasługa” oprogramowania czy problemów z nakładką producenta – a może to kwestia braku wsparcia dla Google Play? Nie są to nagminne przypadki, ale muszę je odnotować. Smartfon podczas intensywnego użytkowania potrafi się nieprzyjemnie rozgrzać.
W P40 Pro zastosowano ogniwo litowo-polimerowe o pojemności 4200 mAh. Przy zastosowaniu procesora wykonanego w 7 nm litografii oszczędność energetyczna jest bardzo zadowalająca. Smartfon potrafi wytrzymać pełny dzień intensywnego użytkowania, a nawet zostawić jeszcze 15-20% baterii na jutro. Czas działania przed ekranem dobijał do 8h, co uważam za znakomity wynik. Jeśli korzystamy wyłącznie z podstawowych aplikacji, możemy oczekiwać nawet dwóch dni pracy. Od 0 do 100% naładujemy P40 Pro w ok. 60 minut. To dzisiaj standard, ale należą się Huawei pochwały za stworzenie odpowiednich technologii. Oczywiście, czas pracy na baterii będzie dłuższy, jeśli zdecydujemy się obniżyć odświeżanie ekranu do 60 Hz. Wtedy zyskamy dodatkowe kilka godzin, a to bardzo dużo. Tylko wielkim kosztem, bo 90 Hz w tym modelu robi znakomite wrażenie. Telefon wspiera też wszystkie najnowsze technologie – 5G, WiFi 6 oraz Bluetooth 5.1. Działa tu NFC i pełen komplet czujników.
Aparat, zdjęcia w ciągu dnia i zdjęcia nocne
P40 Pro, zgodnie z obietnicami producenta, ma zachwycać swoim aparatem. Podczas wielu testów, szczególnie zagranicznych, redaktorzy wskazują na doskonałe możliwości fotograficzne tego smartfona. Nie omieszkałem tego dokładnie zweryfikować i zrobiłem ponad 800 zdjęć. Wybrane zamieszczam w galerii. Na wstępie przypomnę specyfikację aparatów – główny obiektyw ma 50 Mpix z przesłoną F1.9, do tego dochodzi 40 Mpix obiektyw szerokokątny i 12 Mpix teleobiektyw. Ten zestaw oferuje bardzo szerokie spektrum możliwości, a zdjęcia robione przez P40 Pro potrafią zachwycić. W ciągu dnia nie można się do niczego przyczepić. Barwy są naturalne, ostrość niemal doskonała, a dziesięciokrotne zbliżenie optyczne robi piorunujące wrażenie.
W aparacie dostępnych mamy wiele różnych trybów działania. Są podstawowe, takie jak portret czy film, ale dochodzi jeszcze np. dynamiczna regularna przesłony. Po przejściu w prawo do zakładki więcej, widzimy wiele innych możliwości – producent zadbał o wysoką rozdzielczość, specjalny tryb do zdjęć pod wodą, podwójny widok, obiektyw AR, film poklatkowy, naklejki, analizę dokumentów, panoramę czy zdjęcia czarno-białe. Nie zabrakło też zwolnionego tempa oraz trybu dla profesjonalistów z możliwością regulacji dowolnego parametru. Jak sami widzicie, to prawdziwy kombajn fotograficzny. Otrzymujemy dostęp do kilku ustawień, ale nie są one przesadnie rozbudowane – możemy zmienić współczynnik proporcji, włączyć sterowanie dźwiękiem czy wykrywanie uśmiechu. Mamy też zmianę rozdzielczości wideo. P40 Pro nie potrafi nagrywać w 8K, zamiast tego zadowala się sprawdzonym 4K w 60 klatkach.
Wracając jeszcze do zdjęć, smartfon regularnie zaskakuje, odpowiednio dobierając algorytmy tak, by wyeliminować prześwietlenia, czy podkręcić nieco ciemniejsze obszary. Po zbliżeniu wyostrza kadry, ale nie robi tego w sposób przesadzony – oprogramowanie potrafi ocenić, gdzie warto dodać nieco więcej ostrości, a gdzie nie. Część fot, które uchwyciłem, autentycznie wyrzuciła mnie z butów – czegoś takiego jeszcze w smartfonach nie widziałem. Nie sposób przyczepić się tutaj do zakresu dynamiki, nie brakuje też pięknego HDR. P40 Pro to obecnie jeden z najwyżej ocenianych fotograficznie smartfonów przez popularny serwis DxOMark. Znakomite efekty osiągniemy również podczas zabawy w środku nocy. Ujęcia są pięknie doświetlone, ostre i szczegółowe – mogą się podobać. Największe wrażenie robią wtedy, gdy przed nami jest kilka źródeł światła. Nawet aparat szerokokątny potrafi pokazać pazur. Niestety nocą nie ma najmniejszego sensu korzystać ze zbliżenia. Takie fotki nawet w trybie nocnym są rozmazane i brzydkie.
Oczywiście dla fotograficznych maniaków dochodzi opcja zapisu zdjęć w formacie RAW. Czasami, chociaż bardzo rzadko, zdarzało się, że na nocnych ujęciach widziałem ogromne szumy na powierzchni nieba, co przekreślało takie ujęcie, bo na ekranie monitora prezentowało się katastrofalnie. Było to jednak bardzo rzadko, więc nie traktuje tego jako rażącą wadę. No i w ramach ciekawostki warto dodać, że robiąc z maksymalnym (50-krotnym) zbliżeniem zdjęcie księżyca w pełni, P40 Pro znacznie go upiększa. Nie działa to niestety przy księżycu w formie rogalika. Co więcej – Huawei wspomaga użytkownika sztuczną inteligencją podczas korzystania z aparatu – telefon potrafi wykryć np. czy robimy zdjęcia roślinności, zwierzęciu albo wschodzącemu słońcu i ustawia pod to odpowiednie parametry. Efekty są… zróżnicowane. Czasem dostajemy dzięki temu pięknie doświetlone ujęcie z uchwyconymi pięknymi kolorami, a czasami wyblakłe i pozbawione szczegółów. Warto poeksperymentować z włączonym i wyłączonym trybem AI.
W przypadku ujęć z przedniego aparatu, rzadko kiedy mogłem się do czegokolwiek przyczepić. Zdjęcia są ostre i szczegółowe, a oprogramowanie odpowiadające za efekt „bokeh” rzadko kiedy się myliło. Nie spotkałem się tutaj z przekłamaniami czy zbyt agresywną próbą rozmycia tła, co uważam za duży plus. Nawet podczas dużego nasłonecznienia fotki wychodzą świetne.
W trakcie nagrywania wideo spotkałem się z nieprzyjemną, zbyt agresywną stabilizacją obrazu. Kadr tak bardzo chciałby być płynny, że działa to w drugą stronę – jeśli zbyt ostro poruszymy telefonem, obraz w nienaturalny sposób zacznie skakać. Co prawda płynnie, ale nie wygląda to później dobrze. Pomijając ten drobny mankament, nagrania są wysokiej jakości. To, co pozytywnie odróżnia P40 Pro od konkurencji, jest możliwość nagrania zwolnionego tempa z prędkością 7680 klatek na sekundę w rozdzielczości 720p. Dedykowano ten tryb dla niesamowicie szybko poruszających się obiektów, ale zakres możemy regulować. Mamy jeszcze 1920 klatek na sekundę, bardziej popularne 960 i 240, które wykorzystują już rozdzielczość 1080p. Nagrania wychodzą świetne także z aparatu szerokokątnego, który dzięki swojej matrycy potrafi zebrać mnóstwo światła i szczegółów.
Podsumowanie – czy warto kupić Huawei P40 Pro?
Mam wobec tego telefonu mnóstwo różnych odczuć, które przeplatają się od zachwytu przez rozczarowanie, aż po całkowitą obojętność. To będzie dla mnie zdecydowanie najtrudniejsza ocena spośród wszystkich testowanych urządzeń w ostatnich miesiącach. Z jednej strony dostajemy pięknie wykonany smartfon z zaskakująco ładną wyspą z aparatami i wspaniale zaokrąglonym ekranem z każdej strony. W dotyku jest szalenie przyjemny, chociaż całkiem śliski i bez pokrowca miałem pewne obawy czy zaraz mi przypadkowo nie spadnie na ziemie. Aluminiowa ramka dookoła P40 Pro podkreśla jego urok, a zastosowany tutaj brak głośnika w górnej części telefonu dopełnia efektu. No i ten świetny wyświetlacz OLED z bardzo wysoką rozdzielczością i odświeżaniem 90 Hz – znakomity i świetnie uzupełniający wysoki komfort użytkowania. A to przecież dopełnione zostało wystarczająco wydajnymi podzespołami, które nie łapią zadyszki nawet podczas dużego obciążenia. Efektu dopełnia świetny aparat, którego zdjęcia mogą się podobać, niezależnie od warunków pogodowych i pory dnia. Nagrania wideo również należą do znakomitych i prezentują jedną z najwyższych półek wśród smartfonowych aparatów na rynku.
Chyba, że akurat algorytmy sztucznej inteligencji postanowią takie ujęcia zepsuć, albo stabilizacja optyczna obrazu w agresywny sposób zniekształci nasze nagranie. Może się również zdarzyć, że w nocy ze słabszym oświetleniem zobaczymy niewyobrażalną liczbę szumów, które powstaną wskutek przesadnego rozświetlenia zdjęcia przez oprogramowanie. Nie rozumiem, dlaczego producent zastosował swoje własne karty pamięci, które są szalenie drogie i również nie trafia do mnie cena tego urządzenia – zawrotne 4299 zł to zdecydowanie za dużo. Tym bardziej, że Kirin 990 nie jest najszybszym procesorem na rynku. To, co jednak najbardziej przeszkadza to oczywiście brak wsparcia dla usług Google.
Jeśli zdołamy ten problem obejść i zainstalować Google „na lewo”, wtedy smartfon zyskuje drugie życie i w pełni skorzystamy z jego dobrodziejstw. Bez tego, podczas codziennego użytkowania, często możemy zderzyć się ze ścianą próbując wykonać podstawowe czynności. Nie ma gwarancji, że aplikacje, które nie pochodzą z „AppGallery” będą działać poprawnie. Część sypie błędami, a niektóre pomimo instalacji, nie chcą się w ogóle uruchomić. Brak wsparcia dla YouTube można co prawda obejść, podobnie jak uruchomimy tutaj pocztę czy mapy Google, ale nie zdołamy zalogować się w nich do naszego konta i zapisać ostatnich podróży czy istotnych lokalizacji. Jeśli natomiast wszystko działa poprawnie, to P40 Pro jest jednym z tych telefonów, z których korzystanie sprawia dużo radości. Czy warto ten zakup rozważyć? Tylko pod warunkiem, że będziecie świadomi pełni ograniczeń i komplikacji, ale w internecie znajdziecie mnóstwo poradników jak sobie z tymi problemami poradzić.
Ocena – 7+/10
Zalety:
- Znakomita jakość wykonania
- Piękny wyświetlacz OLED z wysokim współczynnikiem 441 ppi, w dodatku 90 Hz
- Wystarczająco wydajne podzespoły do bezproblemowej pracy i szybkiego działania
- Dużo pamięci RAM i wbudowanej pamięci na dane
- Jeden z najlepszych aparatów na rynku z ogromnymi możliwościami konfiguracji i znakomitym zbliżeniem
- Ładowanie bezprzewodowe i certyfikat IP68
- Całkiem niezły głośnik mono
- Efektowne ukrycie głośnika do rozmów pod ekranem, który działa zaskakująco dobrze
- Smukłe zagięcia wokół ekranu i wzmocnienie konstrukcji na rogach
- Działanie i wygląd nakładki producenta
- Bardzo ładne portrety i selfie z przedniego aparatu
- Zwolnione tempo nawet w 7680 klatkach (!)
- Znakomity czas pracy na baterii
- Wsparcie dla najnowszych technologii – 5G, Bluetooth 5.1 czy WiFi 6
- Wspaniale działający czytnik linii papilarnych i odblokowanie twarzą
- Aplikacja Petal, która znaczne ułatwia znalezienie i instalacje oprogramowania
Wady:
- Brak wsparcia dla usług Google, co potrafi zrodzić szereg problemów
- Problemy z działaniem algorytmów sztucznej inteligencji podczas robienia zdjęć
- Występujące sporadycznie gigantyczne szumy i przekłamania w zdjęciach nocnych
- Nieco zbyt agresywnie pracująca stabilizacja obrazu
- Telefon podczas intensywnego użytkowania wyraźnie się nagrzewa
- Kirin 990 to nie jest najwydajniejsza jednostka na rynku, jak przystało na flagowca
- Zaporowa cena względem oferowanych możliwości (szczególnie brak wsparcia dla Google)
- Zupełnie niezrozumiała dla mnie decyzja o rozszerzeniu pamięci za pomocą autorskich kart NM Huawei
- Szkoda, że zabrakło głośników stereo
- Śliska obudowa
- Niektóre aplikacje potrafią sypać błędami lub niespodziewanie wyjść do menu głównego
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (43)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych