Reklama
Najciekawsze ekranizacje twórczości H.P. Lovecrafta

Najciekawsze ekranizacje twórczości H.P. Lovecrafta

Dawid Ilnicki | 14.08.2020, 22:00

Pochodzący z Providence, a żyjący na przełomie XIX i XX wieku, Howard Phillips Lovecraft jest z całą pewnością jednym z najbardziej wpływowych pisarzy, którego twórczość jest dziś uważana za podwaliny współczesnego horroru i pokrewnych mu gatunków. Autor zainspirował sporą ilość klasycznych pozycji kina grozy, a jego dzieła stały się podstawą kilku filmów zrealizowanych w XX i XXI wieku.
 

Jak wielu, kompletnie niezrozumiałych w swoich czasach, autorów H.P. Lovecraft umierał w 1937 roku na raka w poczuciu, że jego twórczość pójdzie w niepamięć. Do popularyzacji jego dzieł przyczynił się głównie korespondujący z nim przyjaciel August Derleth, który nie tylko zebrał całą spuściznę pisarza, ale także rozpropagował pojęcie “mitologii Cthulhu”, chyba najbardziej znanego pojęcia kojarzonego z tym twórcą, które przetrwało po dziś dzień w świadomości niemal wszystkich, zainteresowanych światem fantastyki, czytelników. Wielu twierdzi, że źródłem całej twórczości Lovecrafta jest przekonanie o wyjątkowo wąskich horyzontach poznawczych ludzkiego umysłu, który nie jest w stanie objąć pełnej rzeczywistości, która jednak z czasem może się człowiekowi ukazać w całej swojej złożoności. Ta zaś sprawi, że człowiek przerażony ucieknie w obłęd (zapewne tak jak wielu wczesnych czytelników jego twórczości) lub w nieświadomość, utożsamianą w jednym z jego tekstów z nowymi wiekami średnimi. Ciekawa wizja w dobie wszechobecnych fake-newsów i ludzkiej ucieczki w przeróżne teorie spiskowe.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dziś, między innymi za sprawą serialu “Kraina Lovecrafta” opartego jednak nie na żadnym dziele samego pisarza, a na książce Matta Ruffa, samotnik z Providence wraca na popkulturowe salony i warto przypomnieć jak wiele różnych produkcji zainspirował. Począwszy od dobrze znanych dzieł fantastycznych, takich jak choćby “Obcy” Ridleya Scotta, dużej części twórczości Johna Carpentera, na czele z “Coś”, a także “W paszczy szaleństwa”, dzieł Clive’a Barkera z serii “Hellraiser”, świetnego “Event Horizon”, a skończywszy na ostatnich filmach i serialach, takich jak pierwszy sezon “True Detective’a”, horrory “Cabin in the Woods”, “The Void” czy też “Głębia strachu”. Inspiracje, które znajdziemy w tych produkcjach to nie tylko same fabularne schematy, ale przede wszystkim strona wizualna i specyficzna, niepokojąca atmosfera grozy, biorąca się z nieuniknionego spotkania z Nieznanym.

Co ciekawe jednak sama twórczość Lovecrafta nie miała jak dotąd szczęścia do właściwej adaptacji. Owszem, da się wyróżnić kilka ciekawych dzieł, które twórczo rozwijają zawarte w jego opowiadaniach idee i prezentują ciekawą stronę wizualną, ale większość należy dziś do grupy klasyków horroru klasy B lub interesujących eksperymentów filmowych. Ciekawą próbę rewitalizacji twórczości pisarza z Providence podjął ostatnio pochodzący z Republiki Południowej Afryki Richard Stanley, który po kilkunastu latach przerwy powrócił z “Kolorem z przestworzy” będącym adaptacją jego opowiadania. Być może teraz pójdą za nim inni. Prześledźmy zatem najciekawsze adaptacje twórczości klasyka horroru.

Nawiedzony pałac

Zrealizowany w 1963 roku przez samego Rogera Cormana film jest przedziwnym przykładem kulturowego samplingu. Tytuł bowiem sugeruje powinowactwo z dziełem innego klasyka grozy Edgara Allana Poe, a tymczasem opiera się on na opowiadaniu Lovecrafta pod tym samym tytułem. Znakomity aktor, Vincent Price gra w nim podwójną rolę: podejrzanego o czarnoksięstwo i spalonego na stosie Josepha Curwena, a także jego wnuka Charlesa Dextera Warda, który po 110 latach wraca do posiadłości dziadka. W dziele wspominany jest zarówno Cthulhu, jak i księga Necronomicon, i stanowi ono całkiem udany film grozy lat 60-tych, który jednak oczywiście w dzisiejszych czasach jest już pewnego rodzaju reliktem tamtych czasów.

Re-animator

Pierwsza ekranizacja prozy Lovecrafta, za którą wziął się duet Stuart Gordon - Brian Yuzna. Pierwszy z nich wyreżyserował film, a drugi - autor słynnego “Dentysty”- był jego producentem. Obraz został oparty na krótkiej powieści “Herbert West-Reanimator” i początkowo był przygotowywany jako sztuka teatralna, następnie półgodzinny odcinek telewizyjny, aż w końcu pełnometrażowy film. Akcja została uwspółcześniona, gdyż twórcy zorientowali się, że w przypadku zachowania oryginalnej linii czasowej produkcja zwyczajnie kosztowałaby zbyt wiele. Fabuła koncentruje się wokół postaci Herberta Westa (Jeffrey Combs), który prowadzi przedziwne eksperymenty nad ożywianiem zmarłych organizmów. W Arkham poznaje studenta medycyny Dana Caina i wspólnie postanawiają dokonać medycznego przełomu. Film sprawia wrażenie klasycznego horroru klasy B i w takim ujęciu niewątpliwie ma swój urok, podobnie jak dość prosty, ale jednak chwytliwy, specyficzny motyw muzyczny.

From Beyond

Kolejny film duetu Gordon-Yuzna, tym razem luźno powiązany z opowiadaniem Lovecrafta pod tym samym tytułem, i znów skupiony wokół przedziwnych eksperymentów, choć tym razem wyraźnie nawiązujący do podgatunku body-horroru, rozpowszechnionego przede wszystkim przez Davida Cronenberga. Świadczą o tym choćby prezentowane w tym obrazie przeraźliwe modyfikacje ciała głównego bohatera, który za pomocą urządzenia o nazwie Rezonator, pobudzając szyszynkę, doprowadza do łączenia się z organizmami spoza naszego wymiaru. Owe połączenia w pewnym momencie stają się tak groteskowe, że naprawdę straszą i są najmocniejszym atutem tego dość udanego filmu. Oczywiście nadal mamy tu do czynienia z horrorem klasy B, w którym owe eksperymenty łączą się choćby z BDSM, tworząc miksturę, której z pewnością nie spodziewaliby się ludzie kojarzący prozę Lovecrafta z zupełnie innymi tematami.

Wskrzeszony (The Resurrected)

Obraz w reżyserii Dana O’Bannona jest oparty na krótkiej powieści grozy “Przypadek Charlesa Dextera Warda” i znów pojawia się tu motyw szalonego naukowca, który pracuje nad eksperymentami mającymi wskrzeszać zmarłych. Żona wspomnianego uczonego wynajmuje detektywa, który zaczyna go śledzić i odkrywa dość niewygodną prawdę. Produkcja ta wyraźnie chce połączyć tematykę obecną w twórczości Lovecrafta z kinem noir, próbując stworzyć coś w rodzaju nowej wersji “Harry’ego Angela”, problem jednak w tym, że zwrotów akcji jest tu tyle co kot napłakał, a ostatecznie w filmie broni się w zasadzie wyłącznie charakteryzacja i niezłe jak na tamte czasy efekty specjalne. Niestety więc należy powiedzieć, że jest to średnio udana adaptacja prozy samotnika z Providence.

Necronomicon

Antologia trzech różnych opowieści, połączonych dodatkowo motywem historii prawdziwego H.P. Lovecrafta, którego gra tu Jeffrey Combs, a sam bohater szuka tytułowej księgi, znanej choćby z serii “Evil Dead” (kolejne nawiązanie do twórczości pisarza). Opowieści, za które wzięli się Christophe Gans, Brian Yuzna, a także Japończyk Shusuke Kaneko są różne, bo oparte są o zupełnie inne teksty samego twórcy, a obraz jest dziś uważany za prawdziwy klasyk ery VHS.

Potwór na Zamku (Castle Freak)

Kolejne dzieło Stuarta Gordona, tym razem bez udziału Briana Yuzny, ale oczywiście z Jeffreyem Combsem w głównej roli. Gra on ciekawą postać: byłego alkoholika, który zaczyna nowe życie po tym jak dziedziczy wielką posiadłość we Włoszech. Tymczasem w okolicy ktoś popełnia bestialskie mordy, a oskarżonym jest właśnie John Reilly, który musi się przez to skonfrontować ze swą przeszłością. Wkrótce okazuje się, że ową posiadłość zamieszkuje również tajemniczy stwór. Obraz z 1995 roku jest całkiem ciekawy, tak jeśli chodzi o konstrukcję głównego bohatera, jak i atmosferę grozy, a także świetną realizację i do dziś uchodzi za jedną z najlepszych adaptacji dzieł H.P. Lovecrafta.

Dagon

Z pewnością kojarzycie dość specyficzną grupę filmów, które łączy to, że przydałby im się porządny remake. Tak jest niewątpliwie w przypadku tego hiszpańskiego filmu, który jest oparty na opowiadaniu “The Shadow Over Innsmouth” i obserwujemy w nim dwie pary, których jacht rozbija się u wybrzeży Półwyspu Iberyjskiego. Jedna z nich udaje się w okolice miejscowości Imboca, która od początku wydaje się dziwna, a z czasem okazuje się, że zamieszkują je przedziwne stwory, oddające cześć morskiemu bogu Dagonowi. Sama fabuła nie jest jeszcze tragiczna, a film ma swój urok, całość grzebie jednak kiepskie wykonanie, w tym także wyjątkowo biedne efekty specjalne, które sprawiają, że obraz ten można zaliczyć jedynie do kina klasy B. Wypadałoby trochę przy nim popracować, z pewnością zapewnić większy budżet i lepsze efekty specjalne, bo drzemie tu spory, niestety zupełnie niewykorzystany, potencjał.

Zew Cthulhu

Dzieło Andre Lemana to dość nietypowy przykład zrealizowanego współcześnie filmu niemego, który na tapet bierze najbardziej znany element obecny w twórczości Lovecrafta, czyli ową “mitologię Cthulhu” i udaje mu się wyjść z pojedynku z tą, jak zdążyliśmy już zapewne zauważyć mocno wymagającą prozą, z tarczą. Znakomicie udało się w nim pokazać narastającą obsesję głównego bohatera: wnuka słynnego profesora, który na łożu śmierci przekazuje potomkowi wszelkie zebranego przez siebie informacje na temat tajemniczego kultu. W obrazie widzimy również samego Wielkiego Przedwiecznego, który za sprawą użytych w filmie, dość skromnych środków, robi dobre wrażenie nie stając się potworem jakich wiele w popkulturze (a to możemy powiedzieć choćby o bestii z filmu “Underwater”). Z drugiej strony jest to jednak pozycja dla tych, którzy darzą sympatią kino nieme.

Szepczący w ciemności 

Sam Andrew Leman współpracował z reżyserem kolejnego filmu, pochodzącego z 2011 roku, czyli właśnie “Szepczącego w ciemności”, który został oparty na powieści o tym samym tytule i w dodatku również pobłogosławiony przez H.P. Lovecraft Historical Society. Obaj twórcy zastosowali niemal dokładnie te same zabiegi jak przy wcześniejszej produkcji i znów spotkała się ona z entuzjazmem, choć zdecydowanie nie tak dużym jak w przypadku “Zwu Cthulhu”, być może ze względu na to, że teraz nikt nie był już niczym zaskoczony. Sami twórcy przyznawali, że chcieli uchwycić atmosferę horrorów z lat 30-tych, takich jak “Dracula”, “Frankenstein” i “King Kong” co do pewnego stopnia się udało. 

Kolor z przestworzy

Właściwie wszystkie filmy pochodzącego z RPA Richarda Stanleya są bardzo nierówne, ale jednocześnie niezwykle trudno przejść obok nich obojętnie. Reżyserowi udawało się nieźle łączyć cyberpunk z post-apo (“Hardware”) czy też opowiadać o lokalnej legendzie w nieco bełkotliwy, ale z drugiej strony zaskakująco wciągający sposób (“Dust Devil”). Sięgnąwszy po opowiadanie H.P. Lovecrafta twórca wydobył z niego jednocześnie grozę i piękno zmieniającego się świata, po tym jak na ziemi ląduje tajemnicza siła z kosmosu, której natury nikt nie próbuje nawet dociekać. Końcówka filmu jest wspaniała pod względem wizualnym i daje nadzieje na to, że za prozę Lovecrafta wezmą się jeszcze reżyserzy obdarzeni wyobraźnią, dzięki którym być może zobaczymy jeszcze wielkie, niepokojące widowisko na jakie zasługuje pisarz z Providence.

Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper