Nie tylko Tenet - legendarne filmy, które też miały ogromne problemy przed premierą
Po wielu perturbacjach, związanych z przełożeniem daty premiery z powodu pandemii, do kin w końcu weszło nowe dzieło Christophera Nolana. Podczas gdy jedni zastanawiają się czy owe problemy wpłyną na powodzenie “Teneta” w box-office’ach my postanowiliśmy przypomnieć o legendarnych filmach, które miały dużo poważniejsze problemy, już w trakcie przygotowań.
“Tenet” to pierwsza wielka premiera, która wchodzi do kin po okresie niemal zupełnego postoju spowodowanego pandemią koronawirusa. Podczas gdy dystrybutorzy wielu filmowych hitów postanowili poczekać z pierwszym seansem swych pozycji do przyszłego roku, inni wybierają zupełnie odmienną taktykę, wprowadzając je już teraz. Dotyczy to przede wszystkim nowego filmu Nolana, który według wcześniejszych raportów z każdym dniem zwłoki generuje coraz większą stratę i podobno musi zarobić przynajmniej 800 milionów dolarów by się zwrócić. Wiąże się to oczywiście z rosnącymi odsetkami od zaciągniętych, na poczet realizacji tego widowiska, długów. Jeszcze w lipcu wydawało się, że kina otworzą się szybciej niż planowano, ale wkrótce okazało się, że na seans najnowszych filmów trzeba będzie poczekać nieco dłużej.
To wszystko oczywiście wpłynęło na strategię marketingową filmu Nolana, który początkowo nie otrzymał nawet daty oficjalnego debiutu, a przez moment wydawało się, że nie będzie dostępny w standardowej, globalnej dystrybucji. Wytwórnia Warner Bros. rozważała nawet różne daty dla poszczególnych części świata, biorąc zapewne pod uwagę doniesienia o coraz lepszej sytuacji na rynku azjatyckim, gdzie zdążyły już zadebiutować lokalne hity, takie jak choćby sequel koreańskiego “Zombie Express”. W końcu jednak zapowiedziano polską premierę na 26 sierpnia co sprawia, że “Tenet” staje się pierwszym blockbusterem, który debiutuje po tym trudnym dla wszystkich okresie, będąc z pewnością dla innych dystrybutorów prawdziwym miernikiem tego jak obecnie wygląda rynek filmowy.
Dość niecodzienna sytuacja z kilkukrotnym odwoływaniem daty premiery nie jest przypadkiem częstym, ale też zdarza się co jakiś czas, by wspomnieć tylko o “Nowych mutantach”, którzy również trafiają do kin, kończąc jeszcze dłuższy okres ciągłych kłopotów. Historia kina zna jednak przypadki zupełnie inne: nieustanne problemy na planie, konflikt pomiędzy reżyserem a gwiazdą aktorską, czy też niedyspozycja odtwórcy głównej roli. Części filmów udaje się wyjść z tej próby cało, niektóre dzięki nim wyglądają wręcz lepiej niż pierwotnie planowano, a inne niestety ponoszą spektakularną porażkę, którą widać na ekranie. Przed Wami osiem pozycji, które znane są z różnych problemów na planie zdjęciowym, a mimo to udało się je - w mniejszym lub większym stopniu - przezwyciężyć i film ostatecznie miał swoją kinową premierę.
Czas Apokalipsy
Legendarny film Francisa Forda Coppoli to jednocześnie przykład obrazu, którego produkcja była niezwykle trudna, a przy problemach na planie bledną kilkukrotnie przesuwane premiery “Teneta”. Dość powiedzieć, że twórcy zakładali, iż dzieło trafi do kin w kwietniu 1977 roku i będzie kosztowało 12 milionów dolarów, a tymczasem udało się to dopiero w 1979 roku, zaś budżet zamknął się w kwocie niemal trzy razy większej. Już podczas pierwszego, światowego pokazu w Cannes, Coppola zszokował dziennikarzy porównując tworzenie tego filmu do amerykańskiej obecności w Wietnamie. “Byliśmy w dżungli, było nas za dużo, mieliśmy dostęp do zbyt dużych pieniędzy i sprzętu, co ostatecznie sprawiło, że wpadliśmy w obłęd”. Zdjęcia kręcono na Filipinach, które dwa miesiące po ich rozpoczęciu nawiedził potężny tajfun, przez który trzeba było wstrzymać prace. Na domiar złego ataku serca doznał, grający w tym filmie główną rolę Martin Sheen, który wtedy tłumaczono ogromnym stresem panującym na planie. Trudów realizacji nie wytrzymywał także Marlon Brando, który skonfliktował się na planie z prześladującym go Dennisem Hopperem, a także nie uczył się własnych linii dialogowych. Dodatkowo zakończenie trzeba było zmienić ze względu na jego nadwagę. W przypadku tego filmu idealnie sprawdza się jednak łacińska sentencja: per aspera ad astra, bo “Czas Apokalipsy” do dziś uchodzi za jedno z największych dzieł w historii kinematografii.
Szczęki
Legendarny film Spielberga to zabawny przykład produkcji, której problemy realizatorskie ostatecznie nie wyszły na złe, a było wręcz odwrotnie. We wspomnieniach twórców notorycznie pojawiają się bowiem liczne kłopoty ze sztucznymi rekinami, które nie dość, że często nie spełniały swojego zadania, miały bowiem tendencje do częstego zacinania się, to jeszcze filmowane wyglądały wyjątkowo sztucznie. Reżyser zdecydował się więc okroić liczbę ujęć rzeczonej bestii, przez co obraz stał się jeszcze bardziej przerażający. Zamiast bowiem co chwila widzieć niebezpieczeństwo, widzowie jedynie się go spodziewali, co potęgowało nastrój grozy. Rzeczywiście oglądając dziś ten klasyk thrillera zachwyca przede wszystkim to w jaki sposób twórcy igrają z naszymi oczekiwaniami, pokazując rekina tylko w decydujących momentach. Kto wie zatem co by było, gdyby maszyny działały bez zarzutów...
Chinatown
Jedną z kluczowych decyzji przy realizacji tego klasycznego filmu w reżyserii, będącego wtedy na absolutnym topie, Romana Polańskiego była wymiana operatora kamery: Stanleya Corteza zastąpił John Alonzo, co postrzega się dziś w kategorii prawdziwego strzału w dziesiątkę. Istotniejsza wydaje się jednak sprawa głównej roli żeńskiej, do której ponoć była przymierzana Jane Fonda, ale sam reżyser nalegał na Faye Dunaway. Tego wyboru mógł wkrótce pożałować, bo współpraca z ówczesną gwiazdą nie należała do łatwych. Dunaway ma opinię wyjątkowo trudnej osobistości, której cierpkich słów nie szczędził jej kolega z planu Jack Nicholson, a sam Polański mocno podkręcał atmosferę na planie. W pewnym momencie doszło do incydentu, w trakcie którego wściekła aktorka rzuciła w stronę twórcy kubek z moczem, a później wręcz uciekła z planu. Spotkanie w siedzibie Paramount Pictures zakończyło się jednak zawieszeniem broni i “Chinatown” ostatecznie stało się jednym z najlepszych filmów noir w historii.
Lśnienie
Praca na planie filmu takiego perfekcjonisty jak Stanley Kubrick nigdy nie jest łatwa, czego doświadczyła para głównych aktorów, a przede wszystkim odtwarzająca rolę Wendy Torrance Shelley Duvall. Jack Nicholson również narzekał na zachowanie reżysera, którego nie interesowało stworzenie typowego thrillera psychologicznego, a raczej wykreowanie specyficznej atmosfery zagrożenia, co oczywiście się udało. O ile jednak amerykański gwiazdor pozostawał w dobrej relacji z Kubrickiem, tego samego nie dało się powiedzieć o Duvall, którą twórca nieustannie prześladował na planie, rzadko bywając zadowolony z tego co widzi. Sama aktorka przyznała, że efektem olbrzymiego stresu na planie była jej choroba. By zdać sobie sprawę z wysiłku psychicznego, na jaki została narażona Duvall, należy wspomnieć o tym, że słynna scena z kijem bejsbolowym potrzebowała aż 127 powtórek i swego czasu trafiła z tego powodu do księgi rekordów Guinnessa. Aktorka ostatecznie podołał zadaniu, tworząc niesamowitą kreację, ale w trakcie pracy na planie zaczęły jej nawet wypadać włosy.
Egzorcysta
Nietypowy i do dziś uważany za jeden z najbardziej przerażających horrorów w historii kina, film Williama Friedkina miał również niecodzienne problemy jeśli chodzi o realizację. Najpierw w 1972 roku spłonęła część planu, która była używana jako dom Regan. Okazało się, że spowodował to ptak, który wleciał do instalacji elektrycznej. Co ciekawe jednak jedynym miejscem, które się zachowało było to, które posłużyło do filmowania słynnego egzorcyzmu. Doprowadziło to do sporej przerwy w kręceniu filmu. Grający w filmie ojca Damiena Karrasa, Jason Miller brał udział w wypadku na motocyklu, a Linda Blair i Ellen Burstyn doznały groźnie wyglądających urazów. W dodatku tuż po zakończeniu kręcenia filmu zmarło dwoje aktorów: Vasiliki Maliaros i Jack McGowran. Wkrótce zaczęto więc mówić o prawdziwej klątwie, a w dodatku pojawiły się plotki o tym, że reżyser wezwał prawdziwego księdza, by wyegzorcyzmował miejsce realizacji filmu, który w końcu wszedł do kin, wywołując oczywiście jeszcze więcej kontrowersji.
Wyspa doktora Moreau
O realizacji tego filmu powstał dokument, pokazywany na ostatnim Octopusie. Pomysłodawcą ekranizacji książki H.G. Wellsa był Richard Stanley, wielki fan twórczości ojca założyciela współczesnej literatury science-fiction. Kiedy wydawało się, że w końcu dopnie swego i ją zrealizuje okazało się, że nie po drodze mu, tak z producentami, jak i z grającymi w tym filmie główne role aktorami. Trudno się dziwić, skoro jedną z gwiazd był Marlon Brando, który jak zwykle nie ułatwiał życia twórcom, a jeszcze gorszym współpracownikiem na planie był ponoć Val Kilmer. Totalny chaos na planie sprawił, że wytwórnia musiała w końcu zwolnić Stanleya, co z kolei doprowadziło do buntu pewnej części realizatorów, którzy trzymali z reżyserem pochodzącym z RPA, tym bardziej że zastąpił go apodyktyczny John Frankenheimer. Ten w środku kręcenia filmu zdecydował się na poprawienie scenariusza i tygodniową przerwę w zdjęciach. Wszystko to sprawiło, że zamiast planowanych sześciu tygodni zdjęcia trwały aż sześć miesięcy. Film okazał się tak artystyczną, jak i komercyjną klapą.
Wodny świat
Kevinowi Costnerowi zamarzył się prawdziwy, oryginalny blockbuster, a status prawdziwej gwiazdy przekonał sponsorów do tego, by zainwestować w jego obraz (który tworzył wraz z Kevinem Reynoldsem) w sumie około 175 milionów dolarów. “Wodny Świat” nazywany przez niektórych “Mad Maxem na wodzie” był swego czasu najdroższym filmem w historii i okazał się kompletną klapą, która sprawiła, że Costner stracił cały swój gwiazdorski status. Sam aktor był bliski śmierci podczas sztormu, będąc przywiązanym do masztu jednej z łodzi. Wcześniej okolicę nawiedził huragan, który praktycznie zmiótł z powierzchni wody wielomilionową konstrukcję, a to sprawiło, że gwiazdor, będący jednocześnie producentem tego filmu, był w czasie pracy nad nim w wyjątkowo podłym nastroju, co odbijało się na współpracy z innymi. Joss Whedon, który przyleciał, by dokonać kilku poprawek w scenariuszu na ostatnią chwilę nazwał ten czas “siedmioma tygodniami piekła”. Partnerujący Costnerowi Reynolds zrezygnował z pracy tuż przed jej końcem, z powodu nieustannych kłótni z aktorem. “Waterworld” jest do dziś uważany za jedną z największych klęsk w historii kina.
Hobbit
Ci, którzy pamiętają kuriozalną końcówkę trylogii Petera Jacksona, która w niczym nie przypominała najlepszych momentów trylogii “Władca pierścieni” zachodzili w głowę jak to się stało, że tak znakomity twórca jak Nowozelandczyk w ogóle dopuścił do czegoś takiego. Problemy “Hobbita” zaczęły się jednak dużo wcześniej, w momencie gdy z funkcji reżysera zrezygnował ceniony meksykański twórca Guillermo del Toro. Zmiana reżysera sprawiła, że rozpocząć od nowa trzeba było preprodukcję, ale to nie obchodziło wytwórni, która nie przesunęła dotychczasowych terminów, skutkiem czego zaplanowana na półtora roku praca musiała zostać wykonana w kilka tygodni. Sam Jackson pracował właściwie 21 godzin na dobę, będąc odpowiedzialnym za każdy aspekt filmowego rzemiosła, bowiem z powodu braku czasu wszystko powstawało na żywo, na planie. Twórcy w filmikach, które można znaleźć w dodatkach do wydania DVD, w zasadzie przyznawali, że sami nie wiedzieli co robili kręcąc wielką bitwę. Sam Jackson dorobił się kilku siwych włosów więcej i w sumie nic dziwnego, że od tego czasu nie wziął się za kolejną, wielką superprodukcję.
Przeczytaj również
Komentarze (23)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych