Sony wydaje więcej gier na PC. Czy to koniec ery exclusive'ów?
W ostatnich miesiącach możemy zauważyć coraz większą chęć Sony do wydawania swoich tytułów na PC. Czy to początek końca ery tytułów na wyłączność?
Świat gier wideo jest w pewnym sensie bardzo nietypowy. Od lat toczone są wojny pomiędzy fanami (niekiedy nawet „fanatykami”) konkretnych konsol. Dawniej SEGA walczyła z Nintendo, a dziś największym echem odbija się batalia pomiędzy Sony i Microsoftem, albo dokładniej – PlayStation i Xboksem. Gdzieś w tym wszystkim przewijają się także fani Nintendo i PC, a każda grupa ma kieszenie wypchane argumentami o wyższości swojego sprzętu i po kilka asów w rękawie.
Można obrzucać się liczbą rdzeni, ilością RAM, pojemnością dysku i wizualnym wyglądem. Częstokroć zdarzało mi się czytać o tym, że coś jest lepsze, bo mniej waży, albo ma stabilniejszą budowę – wcale nie rzadziej pojawiają się teksty o cenie. I wszystko to jest prawdą, nie potrafię się nie zgodzić. Każda dyskusja sprowadza się zawsze jednak do konkretnego punktu. Czego by nie mówić, w ostatecznym rozrachunku chodzi przecież o gry.
Tytuły na wyłączność
Temat ten niebywale mocno wybrzmiał przy okazji ogłoszenia nowych kart graficznych przez NVIDIĘ. Świeżutka linia GeForce RTX 30XX zachwyciła i słusznie sprawiła, że wiele osób zaczęło ponownie rozważać zakup konsol – pojawiło się mnóstwo dylematów, czy nie lepiej postawić na zbudowanie mocnego PeCeta. To oczywiście wywołało burzę i doprowadziło do licznych kłótni, gdzie fani danego sprzętu przekonywali do swoich racji.
No i tu dochodzimy do sedna. Lwia część osób sympatyzujących z konkretnymi konsolami pisała, że karty mogą być rzeczywiście niebywale mocne, ale gry, które się nań ukażą, prawdopodobnie nie osiągną poziomu choćby Horizon Forbidden West (przykład pochodzi z komentarza). To dość często przytaczany argument i, czego by nie mówić, zazwyczaj się sprawdza.
Fundamentalnie rzecz biorąc, nie musimy mieć najlepszego sprzętu, jeśli nie mamy w co na nim grać. To trochę niczym inwestycja w gramofon, który nie odtwarza płyt winylowych. Od zawsze chodziło wyłącznie o jakość gier, a już niejednokrotnie przekonywaliśmy się, że nie potrzeba najmocniejszego urządzenia, aby czerpać najwięcej frajdy z samej zabawy - to proste!
Wyłączność zanika?
Jasne, wciąż mamy konkretne bastiony „ekskluzywności” - tu najlepszym przykładem jest choćby Naughty Dog, które cały czas wydaje swoje gry wyłącznie na konsolę od Sony. Osoby nieposiadające PlayStation mogą zazdrościć takich marek jak „Jak & Daxter”, „Uncharted”, czy „The Last of Us”. Bardzo wymowne jest jednak to, że zaczynają stawać się tymi ostatnimi - choć w gruncie rzeczy nie wiadomo, jak długo się ostaną.
Nie trzeba wcale daleko sięgać pamięcią - wystarczy cofnąć się o rok. W międzyczasie Final Fantasy zdążyło pojawić się na Xboksach, Horizon Zero Dawn wskoczył na PC, a Microsoft wydaje swoje produkcje jednakowoż na komputery osobiste i konsole spod szyldu „Dużego X”. Można odnieść wrażenie, że dla firmy Billa Gatesa pojęcie „wydawania gier na wyłączność” przestało istnieć. W ich słownikach nie ma wzmianki o „exclusive’ach”.
Zaledwie pod koniec sierpnia fani Sony mogli poczuć się podobnie, gdy w Internecie pojawił się dokument, który mówił o tym, że firma zamierza produkować więcej gier na PeCety. Od dawna mówiło się, że przygody Alloy będą zaledwie przetarciem - co jakiś czas czytamy doniesienia o przeniesieniu God of War (2018) i na „blaszaki”. Na tym etapie nie byłbym już zaskoczony, pieniądz rządzi światem i trzęsie każdą branżą.
O całkowitej rezygnacji nie ma mowy
Mając jednak pełną świadomość siły kasy, jestem pewien, że Sony nie zamierza oddać swoich wszystkich asów. Na pewno jeszcze nie teraz. Jak zaznaczałem na początku, to właśnie gry stanowią najcięższy przedmiot sporu - po położeniu na szali to właśnie one mogą ostatecznie zdecydować o tym, na czyj sprzęt się zdecydujemy. No, bo trzeba sobie odpowiedzieć szczerze, czemu właściwie kupiliśmy konsolę Y, a nie Z. U mnie kluczowe były owe gry i ani razu przez minione 7 lat się nie zawiodłem.
Usunięcie tytułów na wyłączność zatarłoby możliwość określenia tytułów mianem „system-sellers”. Sprzęt sprzedawałby marketing, bebechy oraz cena - a najlepiej świetny stosunek wszystkich trzech elementów. Tu prawdopodobnie lepiej wypadłby Xbox, którego przewaga tkwi w magicznym tworze bieżącej generacji, a więc Game Passie. Ów zaprezentował nam możliwości, o jakich wcześniej mogliśmy tylko marzyć - wiele ludzi całkowicie odpuściło sobie kupowanie gier i korzysta wyłącznie z subskrypcji.
Nie jestem więc zaskoczony, iż kilka dni temu czytaliśmy, że „PS5 otrzyma więcej ekskluzywnych tytułów”. Sony doskonale zdaje sobie sprawę, że to ich najbardziej zabójcza artyleria. Ogłoszenie premiery The Last of Us 3 na wszystkie sprzęty byłoby marketingowym strzałem w kolano, a podobnym szokiem byłoby chyba wydanie Animal Crossing: New Horizons na PC, albo Super Mario Odyssey na PlayStation 4. Tak się nie stanie, albowiem Nintendo doskonale zdaje sobie sprawę, jak dużą siłę mają ich produkcje w kontekście kupowania kolejnych „Pstryków” – Sony idzie podobną drogą.
Konsolowe gry na PC to forma promocji
Przez jakiś czas rzeczywiście zastanawiałem się, co stoi za coraz częstszym oferowaniem pozycji z PS4 i Xboksa One posiadaczom PC. Po przeanalizowaniu wszystkich możliwości doszedłem do wniosku, że kluczem może być zwyczajnie promocja. Będąc wędkarzem nie łowi się złowionych ryb - wędkii zarzuca się, aby dorwać nowe, których wciąż nikt nie schwytał. Premiera Horizon Zero Dawn na PC bardzo mocno zbiegła się z zapowiedzią sequela, który, co znaczące, ukaże się znów wyłącznie na PlayStation 5. Gracze z PC, którzy będą chcieli kontynuować przygodę z Aloy, wiedzą już, którą konsolę kupić.
Wydaje mi się, że wszystko to idzie tym torem i nie wierzę, aby Sony zrezygnowało z tak znaczącej przewagi nad zieloną konkurencją. Odpuszczenie ekskluzywności tytułów byłoby bez wątpienia bardzo ciekawą zagrywką - przynajmniej z punktu widzenia graczy. Z perspektywy wielkiej korporacji nastawionej na zysk już niekoniecznie. Jestem w stanie wyobrazić sobie przerzucenie konkretnych gier z wyłączności całkowitej na czasową, ale nic ponadto.
Exclusive’y wciąż będą ważnym elementem
I jestem pewien, że przynajmniej w najbliższych latach nawet komentarze Phila Spencera nie zmienią tej rzeczywistości. Konkretne studia deweloperskie wciąż będą przekonywać graczy do konsol bardziej, niż hardware, który w nich znajdziemy. Nie udostępnia się kury znoszącej złote jajka - chyba że jest już zmęczona, a jej jajka są bardziej żółte, niż złote. Nie jestem jednak typem osoby, która z całą pewnością powie, że gry na wyłączność nigdy nie znikną.
Lubię podkreślać, że technologia to Shinkansen - jej rozwój jest błyskawiczny, a to, co było świeże dwa lata temu, dziś jest nieco archaiczne. Zdaję sobie sprawę, że w ciągu nadchodzących lat zmiany mogą być ogromne, ale bez wątpienia jeszcze przez najbliższy czas to właśnie „ex’y” będą sprzedawały sprzęty do gier i ostatecznie pchały nas do podjęcia odpowiednich decyzji. Dla kogoś z boku może być to bardzo niezrozumiałe, ale, aby ładnie zamknąć tekst w klamrze - świat gier wideo jest w pewnym sensie nietypowy.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Horizon Zero Dawn.
Przeczytaj również
Komentarze (233)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych