Najbardziej niedocenione filmy o zombie
Debiut reżyserski George’a A. Romero z 1968 roku: “Noc żywych trupów”, spowodował ogromne zainteresowanie figurą zombie, która wkrótce stała się niezwykle popularna w różnych dziełach popkulturowych. W ostatnich dekadach była używana w różny sposób, także przez mało znanych twórców, którzy wykorzystali ją, by stworzyć bardzo udane produkcje.
Rzecz jasna George Romero, uważany za klasyka tego podgatunku horroru, nie jest pierwszym twórcą, w którego filmie pojawiały się żywe trupy. W tym miejscu najczęściej wymienia się obraz z 1932 roku, zatytułowany “White Zombie”, który był niezależnym horrorem, wyreżyserowanym przez Victora Halperina, w którym główną rolę zagrał wielki Bela Lugosi. Nie ulega jednak wątpliwości, że to zmarły w 2017 roku, w wieku 77 lat, amerykański reżyser i scenarzysta przyczynił się do tak dużej popularności tych postaci, które z jednej strony wywodzą się z ludowych tradycji haitańskich, a także afrykańskich, a z drugiej ich obecność na ekranach w zaskakująco świeży sposób odnosi się do współczesnych problemów, co widzimy zresztą zarówno w pierwszym filmie George’a Romero, jak i w kolejnych częściach jego wielkiej serii, a także już w bieżących produkcjach.
Naturalnie współcześnie zaczęto wykorzystywać zombie po prostu jako figury dawnego kina, do których można się odnieść z typowo post-modernistyczną manierą, puszczając do widza oczko. Tak niewątpliwie postąpili twórcy komedii “Zombieland”; szczególnie pierwsza część była czymś ożywczym w świecie fabuł traktujących o ludziach, którym przyszło żyć w świecie opanowanym przez żywe trupy. W podobny, choć nieco bardziej zjadliwy dla dzisiejszej rzeczywistości, sposób do tematu podszedł Edgar Wright w “Shaun of the Dead”, które również jest komedio-horrorem, gdzie zwyczajni ludzie zostają zetknięci z nagłym końcem świata jaki znali. Oczywiście podejście parodystyczne to tylko jeden sposób wykorzystywania tego motywu. Nadal bowiem powstają poważne produkcje, takie jak choćby świetny koreański “Train to Busan” czy nawet serial “The Walking Dead”, które z jednej strony za pomocą figury zombie chcą pokazać, że wszechobecny wyścig szczurów prowadzi do kompletnego zobojętnienia na los bliźnich, nawet w obliczu niespodziewanej zagłady, a z drugiej zarysować jak mógłby wyglądać nowy ład społeczny po nagłej katastrofie.
Obok tych najbardziej znanych produkcji występują również niszowe filmy i seriale podejmujące temat zombie-apokalipsy. Hitem ostatnich miesięcy był niewątpliwie koreański serial “Kingdom”, dzięki któremu mogliśmy zobaczyć dobrze znane wydarzenia w zupełnie innej scenerii, feudalnej Korei. Bardzo dobrze znany jest również film Danny Boyle’a “28 dni później” według scenariusza Alexa Garlanda, w realistyczny sposób podejmujący temat katastrofy w wielkim mieście, czego brakuje choćby w “The Walking Dead”. Żywe trupy to temat wdzięczny, co mamy nadzieję pokaże także ta lista. Skupiłem się w niej na prezentacji dziesięciu, mniej znanych filmów, które za motyw przewodni wzięły sobie właśnie atak nieumarłych i udało im się powiedzieć w tym temacie coś nowego lub przynajmniej stworzyć całkiem interesujące widowisko.
Noc pełzaczy - filmy o zombie
Film z 1986 roku, wyreżyserowany przez Freda Dekkera, połączył w sobie kilka dobrze znanych tematów, na styku fantastyki i horroru. Po pierwsze, obserwujemy tu inwazję obcych, którzy wystrzeliwują w stronę Ziemi tajemniczy kanister, który - jak się okaże - będzie zawierał niezwykle niebezpieczną zawartość. Ta zamieni całą studencką brać, na jednym z kampusów, w krwiożercze zombie. Mamy tu oczywiście nawiązanie do ojca-założyciela podgatunku i to całkiem dosłowne, jeden z głównych bohaterów nazywa się bowiem Chris Romero. Wszystko zostało zrealizowane w konwencji komedio-horroru, który jednak potrafi wystraszyć, z uwagi na bardzo dobrą realizację. Twórcy starali się zawrzeć w obrazie nawiązania do jak największej ilości filmów klasy B, dlatego jest to sporej klasy rarytas, dziś już niemal kompletnie zapomniany. Nie przez młodszych reżyserów jednak, o czym świadczy przykład innego filmu, który pojawi się w tym zestawieniu.
Dom przy cmentarzu - filmy o zombie
Lucio Fulci jest obok Dario Argento, Mario Bavy i Sergio Martino uważany za klasyka nurtu “giallo”, mającego duże grono oddanych fanów, których pasjonują nie tylko fabuły kolejnych filmów, ale też sposób ich powstawania. Obok krwawych kryminałów, wzorowanych na tanich powieściach amerykańskich, a także filmowej klasyce Alfreda Hitchcocka, niemal wszystkich tych twórców interesował również horror, ze szczególnym uwzględnieniem właśnie Fulciego, który na przełomie lat 70-tych i 80-tych zrealizował kilka filmów, których bohaterami były żywe trupy. Jednym z nich jest właśnie “Dom przy cmentarzu”, w którym obserwujemy młode małżeństwo przeprowadzające się na prowincję, które jest kompletnie nieświadome dość niecodziennego sąsiedztwa, z jakim przyjdzie im się zmagać. Już samo wprowadzenie do filmu pokazuje z czym będziemy mieli do czynienia, a sam reżyser nieprzypadkowo jest określany “ojcem chrzestnym gore” i choć dziś te sceny wyglądają już przestarzale, sam obraz broni się znakomitą atmosferą, zwłaszcza w drugiej części.
The Video Dead - filmy o zombie
Film Roberta Scotta z 1987 roku równie dobrze mógłby się znaleźć w niedawnym zestawieniu najdziwniejszych filmów epoki VHS, bo już sama fabuła z dzisiejszej perspektywy wygląda niezwykle pokracznie. Oto bowiem pisarz Henry Jordan otrzymuje przesyłkę, która zawiera telewizor. Razu pewnego zasiada do seansu czarno-białego filmu o zombie, nieświadomy tego, że urządzenie, które otrzymał jest swego rodzaju portalem, przez który oglądane stwory dostają się do świata realnego i zaczynają zagrażać jego mieszkańcom. Pomysł jest dość prosty, a sam film jest zrealizowany w konwencji komedio-horroru, który z całą pewnością nie wytrzymuje porównań do takich dzieł jak “Evil Dead” czy “Martwica mózgu”, ale powinien zadowolić tych, którzy z nostalgią podchodzą do typowych B-klasowych dzieł ery VHS.
Wąż i tęcza - filmy o zombie
Wes Craven to klasyk współczesnego kina grozy jednak jest on znany raczej ze slasherów, takich jak “Koszmar z ulicy Wiązów”, a następnie cyklu, który niejako zamknął ten podgatunek horroru, czyli “Krzyku”. Okazuje się jednak, że także ten twórca był zainteresowany motywem żywych trupów, do którego podszedł na poważnie. Obserwujemy bowiem w tym filmie działania naukowca, który zostaje wysłany na Haiti, po to by dowiedzieć się jak najwięcej na temat tajemniczej substancji, zamieniającej ludzi w zombie. Po premierze chwalono podejście Cravena do voodoo, które w wielu innych filmach pojawia się tylko jako egzotyczny element fabularny. Całkiem niezłe oceny zebrał również Bill Pullman i choć filmowi daleko do innych, ważniejszych dzieł tego reżysera i tak warto go zobaczyć.
O miłości i śmierci - filmy o zombie
Kolejny ciekawy przykład komedio-horroru, będącego koprodukcją włosko-francusko-niemiecką, w której jednak zagrał Rupert Everett, kiedyś zapowiadający się na gwiazdę amerykańskiego kina. Gra on zarządcę cmentarza w małym włoskim miasteczku, który prócz zwyczajowych obowiązków związanych z tą profesją, ma też dość specyficzne zadania dodatkowe. Otóż, musi on zabijać powracających do życia umarlaków. Ważnym elementem fabularnym tego filmu jest uczucie jakim główny bohater zaczyna darzyć pewną młodą wdowę. Reżyser tego przedziwnego, iście groteskowego filmu, Michele Soavi nie zrobił wielkiej kariery, ale jednocześnie obraz, o którym mówimy wzbudził spore zainteresowanie. Sam Martin Scorsese nazwał go jednym z najlepszych włoskich filmów lat 90-tych. Trudno o lepszą rekomendację.
Fido - filmy o zombie
Wielu obserwatorów uznaje film Andrew Curriego za jedno z najlepszych, które zapoczątkowało serię obrazów o umarlakach, w których bohaterami są zwykli, nudni drobnomieszczanie, konfrontowani z zombie-apokalipsą w konwencji komedio-horroru. Najważniejszym przedstawicielem tej grupy okazało się “Shaun of the Dead”. Na skutek działania tajemniczej siły z kosmosu Ziemia na jakiś czas stała się areną działania krwiożerczych żywych trupów. Na szczęście (albo i nie?) ludzkość poradziła sobie z tym problemem, dzięki działaniu korporacji ZomCon, która znalazła sposób, by kontrolować groźne stworzenia. Te z czasem zaczęły funkcjonować jako pomoc domowa, zaprzęgnięto je także do drobnych prac, co widz obserwuje na przykładzie rodziny Robinsonów, którzy kupują sobie takiego specyficznego służącego, a ten z czasem zaczyna pełnić również inne funkcje. Głównym zarzutem skierowanym w stronę tego filmu jest to, że nie udało się wykorzystać pomysłu nawet w 60%-ach, ale idea jest na tyle interesująca, że produkcję z pewnością warto zobaczyć, nawet jeśli nie przyciągnie Was do niego sama obecność Carrie-Anne Moss.
Robale (Slither) - filmy o zombie
O tym, że twórca “Strażników Galaktyki” James Gunn ma niebanalne podejście do pewnych, często spotykanych, motywów popkulturowych wiedzą wszyscy, co pokazuje nawet seria, dzięki której dostał się do mainstreamu. Wczesnym przykładem tego typu obrazu jest “Slither” z 2006 roku, drugi film zombie, w którym Gunn maczał palce (napisał też scenariusz do “Świtu Żywych Trupów” Zacka Snydera). W “Robalach” mamy do czynienia z nagłym zagrożeniem z kosmosu, tajemniczym pasożytem zamieniającym ludzi w żywe trupy. Bardzo wcześnie zauważono podobieństwa do wspomnianego już wcześniej dzieła Freda Dekkera, a twórcy “Slithera” zostali wręcz oskarżeni o plagiat, nie tylko produkcji z 1986 roku, ale także “Shivers” z 1975, zwłaszcza przez fanów starych obrazów. W obu przypadkach widać jednak to samo podejście: nawiązywanie do tak wielu klasycznych produkcji kina klasy B jak tylko się da, a więc trudno mówić o kopiowaniu jakichś konkretnych rozwiązań.
Pontypool - filmy o zombie
Niezwykle interesujący film, który opowiada o początku zombie-apokalipsy z perspektywy człowieka prowadzącego informacyjną audycję radiową, która stara się na żywo relacjonować to co dzieje się na polu walki. To rodzaj dość staroświeckiego horroru, który nie tyle pokazuje, co raczej, za sprawą telefonów od słuchaczy stacji, sugeruje co się właśnie dzieje i robi on wrażenie cierpliwie budowanym nastrojem ciągłego zagrożenia, także dzięki świetnej roli mocno niedocenianego Stephena McHattie. Jednocześnie jest to oczywiście propozycja z kategorii “chybił-trafił”. Jeśli zaakceptujecie jej założenia możecie dostać oryginalną, rzadko spotykaną fabułę. Łatwo jednak ocenić ją jako 90 minut filmu o zombie praktycznie bez zombie.
Trupy sprzedaję - filmy o zombie
Kolejny komedio-horror, którego twórcą jest irlandzki reżyser Glenn McQuaid, reżyser powstałego cztery lata później “VHS”. Akcja obrazu została osadzona w XVIII wieku, a głównymi bohaterami są drobny złodziejaszek czekający na egzekucję, którego gra znany choćby z “Lost” Dominic Monaghan, a także odtwarzany przez zasłużonego Rona Pearlmana mnich, któremu łotrzyk opowiada historię swego życia. Ta, jak łatwo się domyśleć, jest niezwykle barwna i opowiada także o starciu z zombie. Film jest pełnometrażową wersją krótkiego obrazu tego samego twórcy, który miał poważny wydźwięk, co nie zostało dobrze przyjęte, a więc realizatorzy zdecydowali się na konwencję mocno specyficznej komedii, co chyba wyszło na dobre, zwłaszcza że właściwa produkcja zyskała wysokie oceny i nadaje się na całkiem przyjemny seans.
Juan od Trupów - filmy o zombie
Już sam tytuł tego filmu jasno wskazuje na to jakie są jego inspiracje: chodzi tu rzecz jasna o wspomniany już kilkukrotnie film Edgara Wrighta. Mimo oczywistych podobieństw ta hiszpańsko-kubańska koprodukcja broni się, przede wszystkim dzięki świetnemu humorowi i oryginalnym lokacjom. Bohaterami tego przedziwnego filmu jest grupa bezrobotnych, która musi stawić czoła hordom nieumarłych. Z jednej strony mamy tu zatem oryginalne, momentami niewybredne poczucie humoru, a z drugiej garść dość oczywistych wątków społeczno-politycznych, które tworzą całkiem udaną miksturę.
Przeczytaj również
Komentarze (62)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych