Reklama
10 rzeczy, których nie wiedziałeś o Domu z papieru

10 rzeczy, których nie wiedziałeś o Domu z papieru

Dawid Ilnicki | 26.09.2020, 19:00

“Dom z papieru” to dziś jeden z najpopularniejszych seriali na platformie Netflix, który jednocześnie pozwolił uwierzyć w to, że promowanie produkcji spoza anglojęzycznego świata ma sens, co później potwierdziło także niemieckie “Dark”. Hiszpańska seria kryje wiele ciekawostek, o których warto wspomnieć.

Serial, który wkrótce podbije niemal wszystkie rynki i stanie się globalnym fenomenem zaczynał w 2017 roku, mając swoją premierę w hiszpańskiej telewizji Antena i był początkowo zaplanowany na dwie części, które miały się zamknąć w 15 epizodach. Netflix wykupił jednak prawa do tej serii w końcówce 2017 roku i obecnie liczy sobie ona już 35 odcinków. Ma się zakończyć na piątym sezonie, co zostało ogłoszone w połowie 2020 roku. Oto dziesięć nietypowych rzeczy, których mogliście nie wiedzieć o tym popularnym serialu:

Dalsza część tekstu pod wideo

Serial był bliski skasowania

Choć słupki oglądalności po premierze pierwszego sezonu były całkiem wysokie z czasem zaczęły spadać, zwłaszcza w trakcie finału, i serial Alexa Piny był bliski skasowania. Wszystko zmieniło się jednak po wykupieniu praw do wyświetlania przez Netflix, który zmienił jego tytuł (“Money Heist”), zmontował odcinki tak by seria składała się z 22 krótszych epizodów i jak widać po popularności, zdołał go dobrze zareklamować.

Inny tytuł

10 rzeczy, których nie wiedziałeś o Domu z papieru

Pierwotnie twórcy długo zastanawiali się na właściwą nazwą, w końcu stanęło na “La Casa del Papel”, co po polsku zostało przetłumaczone jako “Dom z papieru”. Równoległe współistnienie obu tytułów, oryginalnego i tego nadanego serii przez Netflixa, często sprawia zresztą, że niektórzy myślą, iż mają do czynienia z różnymi produkcjami. Tymczasem pierwszym wyborem twórców było “Los Desahuciados” co po angielsku można by przetłumaczyć jako “The Outcasts”.

Interesujący pomysł na pseudonimy głównych bohaterów

Wybór twórców jeśli chodzi o ksywy głównych bohaterów wydaje się intrygujący, choć jak zazwyczaj bywa w podobnych przypadkach, był efektem niemal całkowitego przypadku. Z początku nie mieli oni bowiem żadnego dobrego pomysłu, ale pewnego dnia twórca serialu Alex Pina przyszedł na plan w koszulce z napisem “Tokyo” co miało zainspirować jego współpracownika Jesusa Colmenara, by wykorzystać właśnie nazwy miast z całego świata.

Aktorzy otrzymywali scenariusz przez każdym odcinkiem

10 rzeczy, których nie wiedziałeś o Domu z papieru

Serial nie był od razu pomyślany od początku do końca, a twórcy cały czas pracowali nad skryptami do kolejnych odcinków na bieżąco. Wpływało to oczywiście także na pracę aktorów, którzy zapoznawali się ze scenariuszem tuż przed każdym odcinkiem. Odtwarzający rolę Profesora Alvaro Morte powiedział w jednym z wywiadów, że po sesji, na której odtwórcy dostawali plan na kolejny odcinek, każdy z nich otrzymywał masę sms-sów od kolegów z planu, którzy z entuzjazmem reagowali na kolejne fabularne rozwiązania.

Odwołania do “Wściekłych psów”

Już sam pomysł na ten serial może w pewnej mierze przypominać fabułę wielkiego debiutu reżyserskiego Quentina Tarantino, ale nie sprowadza się ono tylko do ogólnej koncepcji. Sama idea, by bohaterowie nie odnosili się do siebie za pomocą swoich realnych imion, tylko wymyślonych nicków (w serialu: miast, we “Wściekłych psach”: kolorów) został zaczerpnięty właśnie stamtąd. Inspirację widać choćby w dialogu Nairobi do Berlina, w którym wspominana jest słynna scena ucinania ucha przez bohatera, którego portretuje Michael Madsen.

Profesor i Berlin pierwotnie nie mieli być braćmi

10 rzeczy, których nie wiedziałeś o Domu z papieru

W pierwszej wersji scenariusza nie było mowy o tym, że dwaj główni bohaterowie tego serialu mieli być braćmi. Dopiero w trakcie prac nad serią odtwarzający te role Alvaro Morte i Pedro Alonso wpadli na pomysł ich powiązania. W ich wersji Berlin miał być starszym synem ojca Profesora z pierwszego małżeństwa. W pewnym momencie obaj mówią do siebie po rosyjsku, bo Berlin miał zabrać Profesora do specjalnej kliniki w Moskwie, gdy ten był młodszy.

Tajemnicze połączenie, które wypadło ze scenariusza

Wszyscy członkowie grupy Profesora wydają się po prostu ludźmi, którzy chcą zarobić wielkie pieniądze i do końca życia nie zajmować się żadną pracą zarobkową. Okazuje się, że pierwotnie w scenariuszu była ukryta jedna ważna cecha, która ich łączyła. Mieli oni być nieuleczalnie chorzy co powodowało, że wszyscy zgodzili się uczestniczyć w skoku. Pewnym śladem po tym pomyśle, już w scenariuszu właściwym, może być choroba Berlina.

Serial ma kilku znanych fanów

10 rzeczy, których nie wiedziałeś o Domu z papieru

Jak to bywa w przypadku tak znanych serii jej fanami są również bardzo znane postacie. Do śledzenia poczynań ekscentrycznej grupy włamywaczy przyznaje się król horroru Stephen King, a jednemu z miłośników-celebrytów udało się nawet wystąpić w tej produkcji. Mowa oczywiście o gwiazdorze reprezentacji Canarinhos i Paris Saint Germain Neymarze juniorze, który w jednym z odcinków trzeciego sezonu zagrał brazylijskiego mnicha.

Nieoficjalny pseudonim Profesora

W serialu wszyscy uczestnicy napadu przyjmują specjalne pseudonimy, które wywodzą się od nazw miast na całym świecie. Wszyscy oprócz Profesora, który jest od początku przedstawiany właśnie w ten sposób. W jednym z wywiadów odtwarzający go Alvaro Morte wspomniał jednak o nieoficjalnej ksywce postaci, którą odtwarza. “Byłoby to miasto Watykan. Bardzo małe państwo-miasto. Tak jak Profesor jest jednak nieustannie bronione, a z drugiej strony ma ogromny wpływ właściwie na cały świat. To nazwa, która z pewnością do niego pasuje jednak musieliśmy usunąć wszelkie religijne nawiązania”. Zupełnie inny pomysł miał odtwarzający rolę Denvera Jaime Lorente “Nazwałbym go Venice Beach, bo byłoby to niesamowite”.

Specyficzny śmiech Denvera

10 rzeczy, których nie wiedziałeś o Domu z papieru

Jednym ze znaków rozpoznawczych serii stał się dość specyficzny śmiech postaci, która otrzymała pseudonim Denver, granego przez Jaime Lorente. Nie był on bezpośrednim wkładem samego odtwórcy w tę rolę, a zwyczajnie został dopisany do scenariusza przez scenarzystów, jako jedna z cech charakterystycznych tego bohatera. Każdy uczestnik biorący udział w castingu na tę rolę musiał ją zatem odegrać po swojemu. Łatwo sobie więc wyobrazić sytuację, w której to próbka śmiechu aktora była bezpośrednim argumentem na rzecz zakontraktowania właśnie jego do tej roli.

Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper