Mass Effect to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała - spróbujcie zmienić moje zdanie
Mass Effect to jedna z najpopularniejszych marek gier wideo. Dlaczego uważam, iż jest to najlepsza trylogia, która kiedykolwiek pojawiła się na rynku? Tego dowiecie się czytając poniższy tekst.
Na rynku gier mamy wiele serii opowiadających o losach świata i wypełniających go bohaterów z krwi i kości, z których wyróżnić trzeba m.in. - Metal Gear Solid, Wiedźmin, Assassin's Creed (historię Ezia), Tomb Raider, Batman: Arkham, Gears of War, Max Payne, czy właśnie Mass Effect, dla którego dzisiaj poświęcę najwięcej uwagi, bowiem uważam, iż jest to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała. I tak, dla mnie słowiański, przepełniony humorem (przede wszystkim za sprawą niesamowitego polskiego dubbingu) Wiedźmin - mimo że dla wielu jest to dosłownie mesjasz - od rodzimych deweloperów ze studia CD Projekt RED jest mniej interesujący od kosmicznych przygód komandora Sheparda. Już tłumaczę, dlaczego.
Grając pierwszy raz w jedynkę niezbyt ją rozumiałem, lecz było to spowodowane młodym wiekiem. Jedyne, co wiedziałem, to po prostu iść w stronę znacznika i zabijać wrogie jednostki Gethów, a wszelkie nowe wpisy w leksykonie, dzienniku po prostu pomijałem, wiele tracąc. Ba, często nawet zdarzało się, że pomijałem lub w ogóle nie czytałem dialogów. Największą zagwozdką była dla mnie Tali, bowiem do końca rozgrywki nie wiedziałem nawet, jakiej rasy jest ona przedstawicielką, ani dlaczego nosi na swojej twarzy non stop maskę. Dopiero przy drugim podejściu, po premierze Mass Effect 2 na rynku, usiadłem i przeszedłem Mass Effect od A do Z.
Mass Effect 1
Pierwszym elementem, przez który nie mogłem się oderwać od monitora, byli towarzysze z Normandii, jak i postacie drugorzędne, którzy byli często naszymi zleceniodawcami, czy też celami w rozmaitych zadaniach. Czuć było na każdym kroku, iż każdemu z nich poświęcono sporo czasu, a wisienką na torcie były rozmowy z przyjaciółmi na naszym statku, dzięki którym mogliśmy więcej dowiedzieć się o ich przeszłości, a także planach na przyszłość. Najbardziej urzekł mnie swoimi opowiadaniami Wrex, ale myślę, że przyczynił się do tego w pewnym sensie głos Piotra Bąka, który dubbingował wiecznie poddenerwowanego kroganina. Moim zdaniem, Talar z Wiedźmina mógłby brać od niego lekcje. Zresztą, posłuchajcie sami. Ostrzegam oczywiście przed licznymi przekleństwami.
Mass Effect nie dałby rady przeżyć wyłącznie z sojuszników. Kanadyjczycy z BioWare, a szczególnie Drew Karpyshyn, który - można rzec - jest ojcem uniwersum, musieli zadbać o antagonistów. Jednego z nich poznajemy już na początku przygody, kiedy to eliminuje z zimną krwią swojego przyjaciela należącego do oddziału specjalnych agentów Rady, "Widmo" - Nihlusa. Następnie wkrada się tutaj nutka ciekawości, bowiem przeciwnik zaczyna korzystać z pewnego nadajnika, a kiedy my go przypadkowo niszczymy, pokazuje swoją agresję i złość w towarzystwie Matki Benezji, kobiety, która nie czuje przed nim strachu.
Sarenowi poświęcono sporo czasu, czego nie można powiedzieć np. o Eredinie, antagoniście w Wiedźminie 3, o którym wiemy bardzo mało - zresztą, można to samo powiedzieć wręcz o wszystkich dowódcach wchodzących w skład orszaku upiorów dosiadających szkielety koni. W pewnym momencie dowiadujemy się, że Saren jest zindoktrynowany przez Żniwiarzy, a dokładniej Suwerena, na którego widok czuć aż ciarki. Jeśli zrobiliśmy ze swojej postaci idealistę, a nie renegata, to wrogi turianin zaczyna przejrzewać na oczy i widzi, do czego doprowadził, ale dla niego jest już za późno. Finałowe sceny na Cytadeli były bardzo mocne, a mnie w pewnym momencie zaczęło robić się smutno, że zabijamy kogoś, kto nie jest sobą. Pisząc o ciężkich chwilach ogrywając trylogię Mass Effect, szufladka dotycząca Zbieraczy automatycznie otworzyła się w moim mózgu.
Mass Effect 2
No właśnie, Zbieracze. Rasa odpowiedzialna za zniszczenie na kawałeczki, i to dosłownie, Normandii i niemalże doprowadzenia do śmierci protagonisty marki, do której doszłoby, gdyby nie nieograniczone fundusze wrogiej dla Przymierza organizacji Cerberus i Człowieka Iluzji, który - we współpracy z Mirandą Lawson -rozpoczął projekt Łazarz, mający przynieść im chwałę i wiele korzyści, takich jak chociażby przejęcie Bazy Zbieraczy. Wrogowie wykazywali cztero-pasmową strukturę genetyczną, taką jak u protean, podobno zaginiętej, wysoko zaawansowanej technologicznie rasy, która kilkadziesiąt tysięcy przed wydarzenia przestawionymi w trylogii lat potrafili jako jedyni na świecie podróżować pomiędzy galaktykami, a ich Imperium rozciągało się na ogromną ilość układów. Będąc na statku antagonistów, dowiedzieliśmy się, że tak naprawdę to Żniwiarze podczas wcześniej inwazji wchłonęli protean i przemienili ich na swoich sługusów, co było bardzo mocnym plot twistem.
Oprócz tajemniczości Zbieraczy, Mass Effect 2 zaoferował coś sprawdzonego, tyle że pod inną postacią - misje lojalnościowe. Wyróżniały się one ciekawą opowieścią towarzyszy, w której rozwiązywaliśmy problem trapiący ich od paru ostatnich miesięcy, czy nawet lat. Jeden z nich chciał naprawić błędy z przeszłości i odnaleźć swego syna, drugi chciał rozprawić się z ojcem, a jeszcze inny bohater chciał, abyśmy pomogli mu w rozprawie, od której zależał jego miejsce w radzie danej rasy. Ten rodzaj zadań był naprawdę świetny, a ominięcie go szerokim łukiem równało się ze straceniem poznania świetnej zawartości.
Mass Effect 3
Gdy już Żniwiarze zaatakowali Ziemię, Rada zaczęła wierzyć Shepardowi - szkoda, że czekali ze swoją decyzją tak długo, bowiem przez nich życie straciło miliony ludzkich, niewinnych istot. Mass Effect 3 było zwieńczeniem kosmicznej przygody pierwszego ludzkiego widma, co oznaczało, iż odbiorcy zakończyli najważniejsze wątki, takie jak rozprawienie się z Ceberusem, tudzież wyleczenie genofagium i pozwolenie kroganom się rozwijać. Niektóre decyzje wywołały kolejne konflikty, ale nie były one ważne, kiedy to na każdym kroku napierały Stare Maszyny wyrządzające ogromne szkody.
Należę do tych osób, którym zakończenie trylogii się podobało. Wszystko zostało wyjaśnione, a ja sam nie pragnąłem przejedzonego happy endu, w którym wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Shepard był bohaterem już od pierwszego pojawienia się na Eden Prime, a jego poświęcenie miało zaboleć - i zabolało, lecz niektórych nie w pozytywnym sensie.
Fora gamingowe zostały zasypane gradem tematów, które miały za zadanie zmusić deweloperów odpowiadających za markę zmienić końcowe momenty w produkcji i wyjaśnić, co dokładnie stało się na Cytadeli. Kanadyjczycy zadbali i o jedno i o drugie, bowiem parę tygodni po oficjalnej premiery pozycji na rynku, na serwerach pojawiło się Extended Cut dodające wiele filmów przerywnikowych do wszystkich czterech zakończeń. Dodatkowo, jeden z twórców odpowiadających za scenariusz oznajmił na jednym z forum, że Shepard, po zniszczeniu Żniwiarzy, walczy o życie, co potwierdza scenka przedstawiająca hełm z oznaczeniem N7 i ciężki głos komandora próbującego złapać oddech.
Mass Effect to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała
O serii Mass Effect nie zapomnę jeszcze przez kilka najbliższych lat z powodu bohaterów z krwi i kości, dzięki którym przy żadnej konwersacji zainteresowanemu trudno ziewnąć, nie wspominając nawet o pomijaniu dialogów. Scenariusz, za który odpowiadał wyżej wymieniony kanadyjski pisarz - Drew Karpyshyn - nie czerpał, na szczęście, garściami z oklepanych elementów, mimo tego, iż tutaj również mieliśmy do czynienia z formułą "from zero to hero". Ogromną robotę w utrzymaniu odbiorcy przed ekranem monitora zrobiły setki plot twistów, które wywracały nasze nastawienie do niektórych osób nawet o 180 stopni - w tym miejscu trzeba wspomnieć przede wszystkim o Sarenie, jednym z najlepszych antagonistów w historii gier wideo.
Przeczytaj również
Komentarze (96)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych