Jak oni zaczynali: David Lynch
Nie każdy twórca zostawał mistrzem od pierwszego spojrzenia w kamerę. Ba, wręcz przeciwnie – większość dopiero po wielu latach dochodziła do wielkich sukcesów artystycznych. Cykl „Jak oni zaczynali” ma za zadanie przybliżyć pierwsze filmy znanych reżyserów: ich wprawki, ćwiczenia, debiuty. Ósmy odcinek poświęcony będzie „Sześciu mężczyzn, którym robi się niedobrze” Davida Lyncha.
Niemal każdy widz kojarzy filmy Davida Lyncha, którego twórczość, jak mało czyja, dzieli odbiorców. Jedni widzą w nim pozytywnego wariata, w którego szaleństwie można znaleźć metodę i dzięki temu dokopać się do tego, co znaczą jego produkcje. Inni uważają go za nienormalnego gościa, którego głównym celem jest to, by na ekranie działy się rzeczy dziwne, nie mające jednak sensu. Zanim jednak Lynch zrobił karierę, już jako dziecko często przeprowadzał się wraz z rodzicami do kolejnych miast Stanów Zjednoczonych. W ten sposób poznał wiele szkół, z których wszystkie określał jako miejsca, które niszczyły kreatywność uczniów i ich chęć do nauki. Początkowo Lynch najbardziej interesował się malarstwem i właśnie z tym wiązał swoją przyszłość zawodową. Jednak szybko, bo zaledwie po roku, porzucił School of the Museum of Fine Arts w Bostonie i razem z przyjacielem, Jackiem Fiskiem, udał się w podróż po Europie. Wycieczka, chociaż miała trwać trzy lata, zakończyła się po kilkunastu dniach powrotem do USA. Za radą Fiska Lynch zaczął uczęszczać do Academy of Fine Arts w Pensylwanii i to właśnie tam zrealizował swój pierwszy film – „Sześciu mężczyzn, którym robi się niedobrze”.
Wszystko zaczęło się w momencie, gdy David Lynch wpadł na pomysł, że chciałby zobaczyć, jak jego obrazy się ruszają. Ideę tę przedstawił artyście Bruce’owi Samuelsonowi, jednak ten nie był zainteresowany współpracą. W związku z tym Lynch postanowił, że samemu stworzy animację, wypożyczył najtańszą kamerę z 16 milimetrową taśmą oraz znalazł opuszczone pomieszczenie w szkole, do której uczęszczał. Na produkcję „Sześciu mężczyzn, którym robi się niedobrze” wydał łącznie 200 dolarów, co, jak łatwo można się domyślić, było dla niego sporą kwotą. Tym bardziej, że w tym samym roku (1967) ożenił się z Peggy Reavey, którą poznał w Academy of Fine Arts. Co ciekawe Lynch zaprezentował swoje dzieło na corocznej wystawie Akademii i zajął pierwsze miejsce. Dzięki temu bogaty student, H. Barton Wasserman, zaoferował mu 1000 dolarów za kolejne przedsięwzięcie. W ten sposób Lynch rozpoczął swoją trwającą do dziś karierę.
„Sześciu mężczyzn, którym robi się niedobrze” nie ma w zasadzie żadnej fabuły, a przynajmniej trudno byłoby to fabułą nazwać. To poklatkowa animacja, w trakcie której widz sześć razy ogląda te same sześć postaci, którym robi się niedobrze, a następnie wymiotują. Całość jest czarno-biała poza pojawiającym się sporadycznie czerwonym kolorem. Zwracającym posiłek mężczyznom towarzyszy dźwięk strażackiej syreny. Mimo to już w tej produkcji da się odnaleźć kilka charakterystycznych dla Lyncha zabiegów. Pierwszym jest takie wykorzystanie bieli i czerni, żeby inny kolor, który pojawia się na ekranie był bardziej widoczny. W tym przypadku jest to czerwień, która obecna jest w żołądkach sześciu postaci. Drugim wyróżnikiem jest użycie wyrazistego, powtarzającego się dźwięku, który może wywołać u niektórych widzów – jak u niżej podpisanego – ból głowy. Najważniejszym jednak elementem jest oczywiście surrealizm, będący wyznacznikiem całej twórczości Davida Lyncha. Nie bardzo można powiedzieć, o co chodzi w „Sześciu mężczyzn, którym robi się niedobrze”, a jednak odbiorca, chociaż ogląda sześć razy to samo, nie może oderwać oczu. Niewykluczone, że film nie ma żadnego przesłania, o nic w nim nie chodzi i, tak jak powiedział Lynch (który notabene prawie nigdy nie tłumaczy swoich dzieł), chodziło w nim wyłącznie o to, by obrazy się poruszały. Kto wie jednak, czy nie dałoby się znaleźć jakiejś tezy stojącej za tą produkcją, do której kluczem mogłaby być właśnie powtarzalność. Przykładowo, jeśli przyjęłoby się, że mężczyźni wymiotują z powodu za dużej ilości wypitego alkoholu, można by uznać „Sześciu mężczyzn, którym robi się niedobrze” za pokazanie, iż człowiek, nawet kiedy wie, że coś jest dla niego szkodliwe, i tak będzie powtarzać daną czynność.
Wydaje się, że już samo to, iż można podjąć próbę (nad)interpretacji pierwszego filmu Davida Lyncha świadczy o jego talencie i renomie jaką się cieszy. „Sześciu mężczyzn, którym robi się niedobrze” to w końcu debiut, zaledwie wprawka do znacznie poważniejszych projektów w przyszłości. Mimo to już w tej czterominutowej produkcji, Lynch zawarł wiele z charakterystycznych dla siebie rzeczy, które później tak doskonale rozwinął.
Przeczytaj również
Komentarze (25)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych