Reklama
Król (2020) – wywiad z Arkadiuszem Jakubikiem. "Observer to była jednorazowa przygoda"

Król (2020) – wywiad z Arkadiuszem Jakubikiem. "Observer to była jednorazowa przygoda"

Piotrek Kamiński | 06.11.2020, 21:00

Już dzisiaj na Canal+ odbędzie się premiera serialu "Król" na podstawie książki o tym samym tytule autorstwa Szczepana Twardocha. Z tej okazji zapraszamy do przeczytania naszego wywiadu z odtwórcą jednej z głównych ról, Arkadiuszem Jakubikiem, który opowiedział nam, między innymi, o tym dlaczego potrzebował przerwy od aktorstwa i jak to się stało, że granie na konsoli przyprawiło go o kontuzję łokcia.

Piotrek Kamiński: Zacząłeś występować przed kamerą jeszcze zanim skończyłeś dziesięć lat. Zdarzyło Ci się grać ludzi dobrych i złych, pokrzywdzonych, ale i krzywdzących, wywoływać śmiech, przerażenie i politowanie. Jak w ten Twój dotychczasowy kolaż wpisuje się Kum Kaplica?

Dalsza część tekstu pod wideo

Arkadiusz Jakubik: To jedna z najciekawszych propozycji jaką w swoim życiu zawodowym dostałem. Mało tego, to był dla mnie odrobinę trudniejszy moment. Pamiętam jak pod koniec 2017 roku złapałem się na tym, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy było aż pięć premier filmowych z moim udziałem i pomyślałem: "ałaaa, Jakubik wyskakuje z każdej lodówki, niedobrze". Wtedy też kończyłem bardzo dla mnie trudne emocjonalnie zdjęcia do filmu "Kler" Wojtka Smarzowskiego. Byłem zmęczony, wypalony. Potrzebowałem odpoczynku. Przestała mnie bawić i kręcić praca na planie filmowym. Podjąłem decyzję, żeby zrobić sobie roczną przerwę. Musiałem odpocząć od filmu i postanowiłem zająć się swoimi projektami muzycznymi. Chciałem zatęsknić do grania przed kamerą, żeby móc znowu robić to na 100%, spalać się, a nie traktować tego jak pracy w nielubianej fabryce.

I tak też było. Przez cały 2018 rok nie wszedłem nawet na sekundę na plan filmowy. Pod koniec roku pojawiła się natomiast propozycja ze strony producentów, Leszka Bodzaka i Anety Hickinbotham. Powiedzieli, żebym przeczytał książkę. Mam taką zasadę, że proszę najpierw o scenariusz, bo to jest dla mnie zawsze początek, albo koniec rozmowy o ewentualnej współpracy, ale Leszek powiedział, że "nie ma na razie scenariusza, przeczytaj książkę i wszystko będziesz wiedział". I faktycznie, przeczytałem "Króla" jednym tchem i jak zobaczyłem kim jest Kum Kaplica, zachwyciłem się, zakochałem w nim i pierwszy raz w życiu mi się zdarzyło, że nie mając scenariusza w ręku przyjąłem propozycję.

Pamiętam kiedy pierwszy raz spotkaliśmy się ze Szczepanem Twardochem, z reżyserem - Jankiem P. Matuszyńskim, z producentami i przychodzi Michał Żurawski, który w serialu gra główną rolę, Jakuba Szapiro, i tak patrzy na mnie i mówi "No, cześć Arek. A co Ty taki chudy jesteś? Kum Kaplica to chyba gruby powinien być, nie?". Mówię, że "tak, wiem o tym, wiem, pracuję nad tym bardzo ciężko". I faktycznie miałem jakoś trzy miesiące żeby tych paręnaście kilogramów przybrać. Bo wiadomo - Kum Kaplica musiał być grubaskiem. Dobrze mi też zrobił ten roczny odpoczynek. Byłem wtedy wytęskniony grania. I ochoczo zacząłem próby z reżyserem i aktorami.

Ciekawe było spotkanie z Polą Gluzińską, znakomitą charakteryzatorką,  rozmawialiśmy o tym jak ta twarz Kuma Kaplicy powinna wyglądać. Wymyśliłem, żeby zrobić mu taki "scenariusz" jego życia na głowie - w sensie różnych blizn, ponieważ Kum walczył w kilku wojnach, był gangsterem i facetem, który w bojówkach PPS-u przez długi czas zajmował się mokrą robotą. To wszystko trzeba było wyrysować na łysej głowie Kuma Kaplicy. I to były dwie godziny, no może półtorej, które zawsze trzeba było przed rozpoczęciem zdjęć wysiedzieć w fotelu. Ale warto było. Mam taką potrzebę, żeby się za każdym razem jakoś przepoczwarzyć, jak kameleon zamienić się w tego bohatera, żeby zmienić jak najbardziej swoją fizyczność. Mam wrażenie, że to się w przypadku Kuma Kaplicy udało.

Król (2020) – wywiad z Arkadiuszem Jakubikiem. "Observer to była jednorazowa przygoda"

Piotrek: Czy to jest postać z którą widz sympatyzuje?

Arkadiusz: Bardzo bym chciał, żeby widz empatycznie szedł za historią Kuma Kaplicy, za jego emocjami. Mimo tego, że jest to postać bardzo nieoczywista. Nie papierowa, nie biało-czarna. Z jednej strony król warszawskiej ulicy, idol biedniejszej części miasta. Facet z prawdziwym gestem. Potrafi pomóc biednym ludziom, potrafi ich nakarmić, rozdać im pieniądze. Polski, przedwojenny Robin Hood. Warszawska ulica śpiewa piosenki o nim. Protoplastą postaci Kuma był niejaki Tata Tasiemka, autentyczna postać międzywojennej Warszawy, Łukasz Siemiątkowski. Swój pseudonim otrzymał jeszcze przed, bodajże, pierwszą wojną światową, kiedy pracował w fabryce pasmanteryjnej. Jest taka słynna piosenka Stanisława Grzesiuka pod tytułem „Rum-Helka”, gdzie jest cała strofa poświęcona właśnie Tacie Tasiemka: "Tasiemce powiedzieli, że Helka jest klawa, że z Helką jest zabawa, więc Tata zgodził się i Helkę sprowadzili, w melinę wtaszczyli. Tasiemka ujrzał ją i jej powiedział mowę swą". Jest taki znakomity teledysk Szwagierkolaski, gdzie Muniek Staszczyk śpiewa również tę piosenkę i, uwaga, kto tam gra Tatę Tasiemka? Cudowny, fantastyczny, nieodżałowany pan Leon Niemczyk. Także taką schedę po panu Leonie przejąłem. Tylko się cieszyć.

Piotrek: Szczepan Twardoch nie boi się podejmowania w swoich książkach trudnych tematów, jak na przykład przynależność narodowa, obowiązek względem Państwa, rodziny. Czy wasz serial też zabierze głos w podobnym temacie?

Arkadiusz: Myślę, że Szczepan Twardoch za każdym razem, wsiadając do swojego wehikułu czasu i przyglądając się przedwojennej Polsce tak jak w „Królu”, czy Polsce w czasie okupacji tak jak w „Królestwie” albo „Morfinie”, robi to po to, żeby współczesnym Polakom przystawić coś w rodzaju zwierciadła, w którym możemy się przejrzeć, że tak naprawdę, cholera jasna, nic się nie zmieniło. Ten podział, ten rów, mur, zwał jak zwał, był taki sam w Polsce międzywojennej. To czy my z tego jakieś wnioski wyciągniemy na przyszłość - to już jest zupełnie inna sprawa. Niestety w tym temacie jestem raczej pesymistą.

Natomiast dobrze, że jest ktoś taki, kto przystawia nam takie lustro. Nasze odbicie w nim nie wygląda najlepiej. To wciąż jest ta sama polaryzacja. Tamte przedwojenne podziały warszawskiej ulicy – z jednej prawa strona, nacjonalistyczna, faszystowska, a z drugiej brać robotnicza idąca razem z Żydami w manifestacji pierwszomajowej - to jest dokładnie, wypisz, wymaluj to co dzieje się dzisiaj. Tyle tylko, że dzisiaj to są marsze niepodległości czy marsze równości. Miejsce klasy robotniczej zajęła dzisiaj polska klasa średnia, Żydów zastąpiła mniejszość LGBT. Polska była i jest podzielona.

Polecam „Dziennik hipopotama” Krzysztofa Vargi, który dokładnie opisuje ten sam język nowomowy, tę samą frazeologię, którymi posługują się młode aktywistki z młodej lewicy, feministki i prawicowi radykałowie. To jest ten sam mentorski język pouczania i próby nawrócenia drugiej strony na moją religię. Już dawno zatraciliśmy umiejętność słuchania się nawzajem.

Piotrek: Stworzenie przekonującej Warszawy lat 30-ych zeszłego wieku było dużym wyzwaniem?

Arkadiusz: Warszawa 1937 roku była kręcona w Łodzi. To było dosyć zabawne. Mój szacunek i podziw dla scenografów, którzy odwzorowali w Łodzi jeden do jednego przedwojenną warszawską Wolę, Kercelak, Krakowskie Przedmieście czy Nowy Świat. Brawa dla producentów „Króla”, ponieważ widzieliśmy ostatnio parę polskich, „kultowych” już seriali historycznych, gdzie pusty śmiech ogarnia człowieka jak na ekranie widzi biedę szyb. Żeby zrobić dobry serial historyczny trzeba mieć odpowiedni budżet.

Według mnie punktem odniesienia dla „Króla” zdecydowanie jest znakomity "Babylon Berlin" - najdroższa telewizyjna produkcja w Europie. Oprócz, oczywiście tych inspiracji, o których mówią twórcy, czyli "Dawno Temu w Ameryce", czy "Ojciec Chrzestny". Ale też ten serial nie miałby takiego szlachetnego sznytu, gdyby nie Janek P. Matuszyński, reżyser, który stworzył znakomity duet z operatorem, Kacprem Fertaczem. Filtrowani przez ich wrażliwość, ich oczami oglądamy tę Warszawę. To są bardzo młodzi twórcy, a ponieważ dostali odpowiednią ilość dni zdjęciowych, filmowych "zabawek" znaczy sprzętu od producentów, postanowili zaszaleć. Dlatego ten serial wygląda tak atrakcyjnie na ekranie.

Piotrek: Cały serial wyjdzie spod ręki Janka P. Matuszyńskiego, czy tylko część odcinków?

Arkadiusz: To jest rzadka sytuacja, żeby jeden twórca zajął się całym sezonem, ale z tego co wiem to był chyba nawet warunek Janka - chciał mieć do końca pieczę nad „Królem”. Wziął pełną odpowiedzialność za to jak ten serial będzie wyglądał. Reżyser, autor powieści i producenci długo siedzieli i zastanawiali się jak tę wielowątkową powieść przełożyć na język filmowy, na dramaturgię serialowej historii. Bo przecież powieści nie można zekranizować jeden do jednego. Trzeba włożyć ją w konstrukcyjne ramy ośmioodcinkowego serialu - uruchomić punkty zwrotne w odpowiednich miejscach. Mam wrażenie, że to się udało.

Piotrek: Trzy lata temu użyczyłeś swojego głosu w polskiej grze "Observer". Wróciłbyś jeszcze do dubbingu gier, czy to był tylko taki jednorazowy wyskok?

Arkadiusz: To była jednorazowa rzecz. Nie ukrywam, że czekam na jakąś propozycję ze strony Piotra Babieno i jego znakomitej firmy Bloober Team oraz młodych twórców: Wojtka Piejki i Andrzeja Mądrzaka, z którymi jestem cały czas w bliskim w kontakcie. Nawet graliśmy z moim zespołem "Doktor Misio" na ich firmowej imprezie. (śmiech) Strasznie mnie ucieszył fakt, że gra odniosła sukces na całym świecie, a ogromny sukces, ostatnio słyszałem, odniosła w Japonii bodajże. Nie grałem niestety w tę grę, bo czasu mam jak na lekarstwo, a jedyną grą, która mi została, a w którą, nie ukrywam, namiętnie grałem w czasie pandemii, kiedy do domu wrócili synowie, była FIFA 20.

Śmieję się, ponieważ z tego powodu właśnie zaczął mnie boleć lewy łokieć. Poszedłem do zaprzyjaźnionego ortopedy, który uśmiał się jak powiedziałem mu skąd ta kontuzja. Ponieważ istnieje coś takiego jak "łokieć tenisisty" - kiedy przesadzasz z grą w tej dyscyplinie - ja mam nową jednostkę chorobową, mianowicie "łokieć fifisty". Za dużo grałem. Lewy kciuk przez te dziesiątki godzin grania doprowadził mój łokieć do poważnego stanu zapalnego i musiałem sobie zrobić, niestety, przerwę w graniu.

Piotrek: To pozostaje mi życzyć zdrowia!

Arkadiusz: Przyda się, zwłaszcza w tych ciężkich czasach.

Piotrek: Dzięki za rozmowę.

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper