Reklama
Nie tylko Potop. Najlepsze polskie filmy z wielkimi bitwami w tle

Nie tylko Potop. Najlepsze polskie filmy z wielkimi bitwami w tle

Dawid Ilnicki | 28.11.2020, 19:00

Netflixowa premiera niezbyt udanego filmu “Legiony” skłoniła do przyjrzenia się dotychczasowym polskim filmom, w których pojawia się motyw wielkiej bitwy. Jeszcze w XX wieku filmowcy chętnie sięgali po tego typu inscenizacje, choćby w ekranizacjach znanych powieści, a już w ostatnim dwudziestoleciu również pojawiło się kilka znaczących produkcji tego typu.

Mimo szumnych zapowiedzi prawdziwej ofensywy jeśli chodzi o realizowanie filmów historycznych w ostatnich kilku latach, skończyły się one tak jak zwykle kończą się tego typu plany. Owszem, powstało kilka znanych tytułów, które jednak albo niedomagały na płaszczyźnie widowiska, nie próbując nawet realizować udanych sekwencji scen batalistycznych, albo - tak jak wspomniane “Legiony” - kulały pod względem scenariuszowym, nie potrafiąc połączyć ze sobą kilku wątków w taki sposób, by dało się to oglądać bez bólu. Te drugie miały jednak przynajmniej taką wartość, że całkiem sensownie pokazywane starcia zbrojne co można było uznać za atut tych produkcji, w ten sposób zresztą nawiązywały one do klasycznych filmów, stworzonych jeszcze w XX wieku.

Dalsza część tekstu pod wideo

Kino batalistyczne, zwłaszcza to dotyczące XX wieku, ma paradoksalnie problem nie tylko z twórcami, ale również z widzami. Istnieje bowiem duża część widowni, która nie potrafi spojrzeć na stworzone widowisko bez narzekania na ujęcie tematu, brak pewnych wątków czy też pominięcie jakichś istotnych elementów, a biorąc pod uwagę wyłącznie czystą filmową frajdę płynącą z obserwacji starć. Tymczasem o “Pearl Harbor” Michaela Baya z pewnością nie można powiedzieć, że to film wybitny, ale z całą pewnością jest efektownym pokazem możliwości realizatorskich i dlatego mimo wielu zastrzeżeń ogląda się go całkiem dobrze. Z podobnego założenia wyszedłem tworząc listę polskich filmów z motywem bitwy. Część z nich z nich nie sposób ocenić wysoko całościowo, ale znajdziemy tam całkiem efektowne sceny starć zbrojnych, znajdują się tu także klasyki, jak również filmy dziś nieco zapomniane.

Orzeł

Film z 1958 roku to rzadki przykład próby realizacji obrazu opowiadającego o funkcjonowaniu załogi okrętu podwodnego podczas ataku na niego. Co ciekawe już na początku twórcy informują, że choć fabuła została oparta na prawdziwych wydarzeniach to część bohaterów została kompletnie zmyślona, podobnie jak niektóre zdarzenia przedstawione w filmie. Dzięki temu nikt nie może mieć pretensji o to, że produkcja nie jest w pełni zgodna z historią, opowiadając o załodze łodzi podwodnej, której udaje się zbiec niemieckiej obławie. Dziś stanowi on przykład świetnie zrealizowanego filmu, który miał mocno ograniczony budżet, a mimo to potrafi trzymać w napięciu. Cyfrowo odrestaurowaną wersję filmu można za darmo obejrzeć na stronie vod.pl.

Gniazdo

Film Jana Rybkowskiego z 1974 roku sięga do korzeni polskiej państwowości, opowiadając o Mieszku I, którego w tym obrazie gra, zmarły niedawno, Wojciech Pszoniak. Dobór tematyki jest bardzo nietypowy, a obraz stanowi niewątpliwie ciekawostkę, bo na tle współczesnych seriali portretujących wczesne średniowiecze wygląda wyjątkowo staroświecko. Sama inscenizacja bitwy pod Cedynią z końcówki tego dzieła została zrealizowana całkiem udanie i nieprzypadkowo “Gniazdo” jest wymieniane w gronie najlepszych polskich filmów historycznych XX wieku.  

Krzyżacy

Wiele złego można powiedzieć o filmie Aleksandra Forda, ale jedno jest pewne: przez rzeczoną produkcję brnie się dużo lepiej niż przez samą książkę, która była prawdziwą zmorą jako lektura szkolna, jeszcze w podstawówce, zwłaszcza jej środkowa część. Ekranizację powieści Henryka Sienkiewicza z 1960 roku zobaczyło ponad 32 miliony widzów, więcej niż wynosiła ówczesna liczba ludności w całym kraju, co sprawia, że do dziś był to najchętniej oglądany obraz w historii polskiej kinematografii. Punktem kulminacyjnym jest rzecz jasna przesławna bitwa pod Grunwaldem, którą ogląda się w tym wypadku bardzo dobrze. W bonusie oczywiście najbardziej ikoniczna scena z polskiej historii: podarowanie dwóch nagich mieczy, która po prostu musiała się doczekać obecności w filmie.

Popioły

Jeden z filmów Andrzeja Wajdy, który rozgrywa się w czasie wojen napoleońskich i koncentruje się wokół dziejów dwójki Rafał Olbromski (Daniel Olbrychski) i Krzysztof Cedro (Bogusław Kierc). Jeden z nich uczestniczy w oblężeniu Saragossy i bitwie pod Samosierrą, a drugi w pokazywanej w filmie bitwie pod Raszynem. Obaj spotkają się w przededniu wielkiej wojny z Rosją, którą jak się okazuje Napoleon I przegrywa. Obraz ten jest też niezwykle kontrowersyjny, zwłaszcza z punktu widzenia dzisiejszych czasów, z powodu słynnej sceny strącania konia ze skały, w której rzeczywiście zadecydowano o poświęceniu konkretnego zwierzęcia. 

Westerplatte

Film Stanisława Różewicza z 1967 roku, który można a wersji odrestaurowanej cyfrowo obejrzeć na Youtube. Warto to zrobić, bo pokazuje on dobitnie, że starsze produkcje mogą bić na głowę nowsze. W zestawieniu z “Tajemnicą Westerplatte z 2013 roku obraz z XX wieku wypada bardzo dobrze. Świetne role Zygmunta Hubnera, Józefa Nalberczaka i najlepiej obecnie kojarzonego Arkadiusza Bazaka, bardzo dobrze zainscenizowane sceny batalistyczne, a także dbałość o mundury i uzbrojenie to główne atuty tego wciąż wysoko ocenianego filmu.

Kierunek Berlin

Jeden z dwóch filmów Jerzego Passendorfera podejmujący temat ofensywy na Berlin w 1945 roku, łącznie ze zrealizowanymi rok później “Ostatnimi dniami”. Biorąc pod uwagę nazwisko scenarzysty obu obrazów oczywiście trudno było uniknąć komentarzy dotyczących nachalnej propagandy, ale tego typu produkcje należy od początku oglądać mając to na uwadze, podobnie jak większość radzieckiego kina z tego okresu. W filmie mamy kilka nieźle zainscenizowanych walk w wojskami niemieckimi i to właśnie dzięki nim film warto zobaczyć nawet dziś, szczególnie jeśli lubi się polskie kino wojenne z tamtego okresu. 

Pan Wołodyjowski

Zrealizowany pięć lat później “Potop” okazał się większym sukcesem artystycznym i jest dziś filmem dużo lepiej ocenianym niż pierwsze widowisko zrealizowane przez Jerzego Hoffmanna, ale i o nim trzeba w tym kontekście wspomnieć. Grający wbrew własnym interesom (był bowiem aktorem scenicznym, a poza tym wiedział jak wielkie jest to wyzwanie) i długo uchylający się od tytułowej roli Tadeusz Łomnicki z pewnością nie stworzył tak zapamiętywalnej postaci jak Daniel Olbrychski. Akcja nie płynie też tak wartko jak w drugiej części trylogii, realizowanej zresztą przez polskiego twórcę filmowego od tyłu. Mimo tego w obrazie z 1969 roku jest kilka mocnych elementów, takich jak choćby obrona fortecy w Kamieńcu Podolskim, która do dziś prezentuje się bardzo dobrze.

Ogniem i mieczem

Czego by nie powiedzieć o Jerzym Hoffmanie należy przyznać, że ekranizacje kolejnych części trylogii sienkiewiczowskiej wychodziły mu po prostu najlepiej, bo już późniejszą “Bitwę Warszawską” ogląda się po prostu fatalnie. Tymczasem powracającemu do tematu po aż 25 latach sędziwemu już wtedy twórcy udało się po raz kolejny zrobić kawał wciągającego widowiska, nawet jeśli niektórzy bohaterowie (jak choćby Podbipięta, który współcześnie byłby z pewnością dużo ciekawszą postacią) są mocno staroświeccy, a część obsady (Zamachowski, Scorupco) kompletnie nie przekonuje. Pozostają jednak całkiem udanie inscenizowane bitwy pokazujące, że i polskie kino może być efektowne.

Miasto 44

Reżyserowi tego filmu, Janowi Komasie należą się brawa choćby za sposób podjęcia nadal mocno dzielącej polskie społeczeństwo historii, z której łatwo można by zrobić dość bezpieczną, martyrologiczną opowieść,  na co pewnie zdecydowałoby się większość twórców. Tymczasem młody reżyser mocno ją uwspółcześnił i zdynamizował, także dzięki użytej w filmie muzyce. W dodatku z punktu widzenia realizatorskiego film ogląda się znakomicie, nie ma on też typowych problemów ze scenariuszem, znanych z poprzednich i kolejnych produkcji tego typu. Ze zrozumiałych względów wiele eksperymentalnych rozwiązań obecnych w tym filmie nie spodoba się dużej części widzów, ale rolą filmów o tak trudnych wydarzeniach historycznych nie jest łączenie wszystkich punktów widzenia tylko zaproponowanie własnej, spójnej wizji, co z całą pewnością w tej produkcji udało się zrobić.

Karbala

Film Krzysztofa Łukaszewicza to całkiem udana odpowiedź na pamiętną “Operację Samum” film, który dawał nadzieję na świetne widowisko, a ostatecznie zawodził przede wszystkim na tej płaszczyźnie. W przypadku dostępnego na Netflixie obrazu można, a nawet należy, narzekać na wiele: od scenariusza po niektóre wybory aktorskie, ale jest to produkcja, którą ogląda się całkiem nieźle, bo jeśli chodzi o czyste filmowe rzemiosło jest wykonana bardzo dobrze. Oczywiście obraz ten w zestawieniu choćby z “Helikopterem w ogniu” nadal wygląda przeciętnie, ale w kinie wojennym powstaje wiele dużo gorszych filmów, a w tym przypadku miło popatrzeć na udane role dobrych polskich aktorów, takich jak choćby Bartłomiej Topa i Michał Żurawski. 

Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper