Świąteczna powtórka z rozrywki. O kulisach powstania i fenomenie filmu Kevin sam w domu
Mający swoją premierę w 1990 roku “Kevin sam w domu” to po dziś dzień jeden z największych fenomenów kinematografii, co roku powracający do ramówek telewizji w okolicach Świąt. Jak to się stało, że ten niepozorny film o zapomnianym przez rodziców dzieciaku, odpierającym atak rabusiów, jest do dziś tak uwielbiany?
Współcześnie dużo łatwiej, z uwagi na coraz większą popularność wegetarianizmu, wyobrazić sobie grudniowe święta bez wigilijnego karpia niż bez “Kevina samego w domu”, który od lat 90-tych jest nieprzerwanie atrakcją telewizyjnej ramówki. Jest to fenomen tak wielki, że często pojawia się w różnorakich zestawieniach, które przygotowują amerykańskie portale, chętnie dodając fakt, iż w 2011 roku film ten oglądało, poprzez teleodbiorniki, ponad 5 milionów widzów w naszym kraju. Dziś w dobie streamingu mało kogo interesują statystyki telewizyjne, można jednak być spokojnym o to, że i w 2020 roku, szczególnie trudnym dla ludzi na całym świecie, niezwykle ciepły i pogodny klasyk z Macaulayem Culkinem, będzie najchętniej oglądanym w tym czasie filmem.
Fakty mówią same za siebie: mimo ogromnych problemów w trakcie produkcji, film duetu John Hughes - Chris Columbus zarobił na całym świecie ponad 400 milionów dolarów i długo był rekordzistą jeśli chodzi o zarobki w trakcie pierwszego weekendu, w kategorii komedia. Dopiero w 2011 roku większym hitem frekwencyjnym okazała się druga część “Kac Vegas” Todda Phillipsa. Szok był w latach 90-tych tak wielki, że doprowadził nawet do powstania nowego wyrażenia: "to be home aloned". Pisał o tym w swojej książce znany scenarzysta filmowy William Goldman, który zdefiniował to wyrażenie jako “mieć problemy w box-officie ze względu na obecność w kinach obrazu “Kevin sam w domu”. Wiele produkcji wyświetlanych w tym czasie, od listopada 1990 roku do czerwca 1991 kiedy “Home Alone” utrzymywało się w pierwszej dziesiątce rankingu, mogło - wedle ich twórców - zarobić więcej, gdyby nie rywalizacja z poczciwym Kevinem.
Tak ogromna popularność tego filmu musiała wtedy dziwić, zwłaszcza że studio, dla którego pierwotnie przygotowywano “Home Alone” nie zareagowało na ten projekt entuzjastycznie, a w dodatku ustaliło limit wydatków na zaledwie 10 milionów dolarów. W tym czasie bowiem sprzedawały się głównie filmy, w których grały największe gwiazdy ekranu, a fabuła o przygodach dziecka, które zostało pozostawione w domu i musi samodzielnie walczyć z duetem rzezimieszków, podlana świąteczno-familijnym sosem, nie zwiastowała wielkiego, frekwencyjnego hitu. Dodać do tego należy także to, że ze względu na wspomniane ograniczenia budżetowe do realizacji produkcji zatrudniono osoby, które nie były specjalnie znane w środowisku. Wbrew wszystkiemu jednak udało się stworzyć ponadczasowy hit, którego bazą był rzecz jasna świetny scenariusz.
Udana współpraca
Twórcą pierwszego skryptu do “Home Alone” był uznany reżyser John Hughes, który w latach 80-tych zrewolucjonizował podgatunek teen comedy. Choć wyreżyserował tylko osiem filmów są wśród nich takie pozycje jak “Wolny dzień Ferrisa Buellera” czy “Klub winowajców”, poza tym był również autorem wielu scenariuszy. Przedostatnim obrazem, który zrealizował był “Wujaszek Buck”, w którym oprócz jednego ze swych ulubionych aktorów, Johna Candy, Hughes miał przyjemność po raz pierwszy pracować z Macaulayem Culkinem. Podobno to jak zagrał w tym filmie młody aktor skłoniło scenarzystę do napisania skryptu, w którym głównym bohaterem będzie ośmiolatek, a który znów będzie ciepłą rodzinną komedią.
Nie tylko z dzisiejszej perspektywy jednak, o czym wspominają twórcy samego filmu, dość karkołomnym pomysłem na komedię wydaje się fakt pozostawienia dziecka przez rodziców podczas zimowego wypadu za granicę. Sam Hughes tłumaczył się jednak tym, że pomysł wpadł mu do głowy, gdy sam szykował się do dłuższego wyjazdu, robiąc sobie przed nim listę wszystkiego co musi zrobić i co ze sobą wziąć. Nagle zaczął się zastanawiać co by było, gdyby zostawił swego, dziesięcioletniego wtedy, syna w domu i jak mógłby on sobie poradzić w takiej sytuacji. Filmowi oczywiście na dobre wyszła sekwencja, w której Kevin wypowiada na głos życzenie, że chciałby zostać w domu sam, bo błyskawicznie się ono spełnia, a jego liczne perypetie sprawiają, że w końcówce filmu z pewnością zaczyna doceniać wartość rodziny. Podobny zabieg można zaobserwować w klasycznym dla polskiej twórczości telewizyjnej serialu “Siedem życzeń”, zrealizowanym zresztą kilka lat wcześniej.
Hughes początkowo oddał skrypt Patrickowi Reedowi Johnsonowi, ale ten był zajęty realizacją filmu “Space Invaders”, który ostatecznie przeszedł bez echa. Następnie zwrócił się do Chrisa Columbusa, który był akurat po totalnej klapie “Heartbreak Hotel”, a w dodatku z powodu wyjątkowo trudnej relacji z Chevy Chase’m, będącym w tym czasie prawdziwą gwiazdą amerykańskiej komedii, zrezygnował z tworzenia kolejnego filmu z serii “W krzywym zwierciadle”. Dostał on od kolegi aż dwa skrypty: do “Home Alone” i “Reach The Rock”. Ten pierwszy spodobał mu się zdecydowanie bardziej, choć miał do niego kilka uwag, które później przesłał Hughesowi. Powiada się, że pierwotna wersja twórcy “Klubu winowajców” była ostrzejszą, dynamiczniejszą komedią, podczas gdy Columbus dodał do niej kilka elementów, które uchwytywały istotę świąt, wprost uwielbianych przez tego reżysera. Być może bez jego poprawek zobaczylibyśmy lepszy film, choć można śmiało zaryzykować dolary przeciwko orzechom, że nie byłby on takim hitem box-office.
Casting i produkcja
Choć jak wspomniano Hughes pisał scenariusz “Kevina samego w domu” z myślą o tym, że to Macauley Culkin zagra głównego bohatera, Columbus przesłuchał do tej roli blisko setkę różnych kandydatów; tylko po to jednak, by ostatecznie powrócić do pierwotnej wersji, zaproponowanej przez kolegę. Reżyser twierdzi, że współpraca z młodym aktorem nauczyła go wielu rzeczy, przede wszystkim tego, że trzeba przy niej zwracać uwagę także na dobre stosunki z jego rodzicami. Już wtedy wiadomo było, że młody Macauley pochodzi z trudnej rodziny, która niedługo potem stoczyła brzydką i z lubością opisywaną przez ówczesne tabloidy batalię o majątek syna. Fakt ten połączony z trudną dolą bycia gwiazdą w tak młodym wieku sprawiły zresztą, że aktor dość szybko się pogubił i dziś zdecydowanie większą karierę robi jego brat Kieran, gwiazda choćby znakomitej “Sukcesji”, który zresztą zadebiutował w “Home Alone”, a nawet grający w bardzo ciekawych produkcjach jeszcze młodszy Rory. O Macauleyu częściej w ostatnich latach słychać było raczej w kontekście licznych problemów z uzależnieniem od narkotyków.
Casting na role pozostałych postaci był równie ciekawy. Do odtwarzania Harry Lime’a był typowany sam Robert de Niro, ale odmówił, następnie myślano również o Jonie Lovitzu. Ostatecznie udało się zatrudnić samego Joe Pesci, który nie był jednak łatwym współpracownikiem. Znany z takich filmów jak choćby “Chłopcy z ferajny” czy “Wściekły Byk”, nawykły do brutalnego języka, odtwórca nieustannie krytykował scenariusz filmu, miał również problemy z ciepłą, rodzinną atmosferą panującą na planie, na którą składało się również nieużywanie wulgarnych słów. Sam Columbus wyznał, że w pewnym momencie poradził aktorowi, by zamiast zwyczajowego “fuck” używał słowa “fridge”. Był on również utrapieniem dla młodego Culkina, którego nawet ugryzł, podczas jednej z powtórek przed realizacją kolejnych scen, a następnie zaczął go unikać na planie, tak by młodziutki aktor naprawdę bał się spotkania z graną przez niego postacią.
Problemem była też obsada drugiego rzezimieszka, bo rolę tę początkowo zaproponowano Danielowi Sternowi, ten jednak odmówił gdy dowiedział się, że film ma zostać zrealizowany w ciągu ośmiu, a nie sześciu tygodni. Zatrudniono zatem dobrze znanego Daniela Roebucka, sam Columbus zauważył jednak, że na planie kiepsko wypada współpraca pomiędzy nim a Pescim, a więc znów sięgnięto po Sterna, który z kolei dogadywał się z nim znakomicie. Na zaledwie jeden dzień zatrudniono wspomnianego już wcześniej Johna Candy, który zagrał Gusa Polinskiego, szefa grupy grającej polkę. Za udział w tym filmie znakomity aktor zgarnął zaledwie 414 dolarów, mniej niż odtwórca roli dostawcy pizzy.
Kłopoty, kłopoty Kevina...
Jak wspomniano wcześniej wytwórnia Warner Bros. nie była entuzjastycznie nastawiona do wspólnego projektu Johna Hughesa i Christophera Columbusa, który nie wydawał się dla nich czymś na czym można zarobić pieniądze. Jednym z głównych argumentów na jego rzecz była jednak stosunkowo niska kwota, za którą miał zostać sfinansowany, czyli 10 milionów dolarów. Dla porównania zrealizowana w 1988 roku komedia “Big” Penny Marshall z Tomem Hanksem kosztowała w sumie 18 milionów dolarów, czyli dokładnie tyle ile ostatecznie wyniosła produkcja “Home Alone”. Wtedy jednak zgodzono się na niższą kwotę i zaczęto ciąć koszty. Widać to przede wszystkim po zatrudnianiu poszczególnych członków ekipy, bo Raja Gosnell i Julio Mascat nie byli w tym czasie wielkimi nazwiskami na rynku, a ich głównym atutem było to, że nie żądali wielkich pieniędzy.
Budżet filmu zaczął jednak niebezpiecznie rosnąć aż sięgnął ponad 14 milionów dolarów. Hughes był przekonany, że Warner Bros. przełknie jakoś tę żabę i pozwoli na znaczące przekroczenie wcześniej ustalonego limitu. Przedstawiciele firmy zażądali jednak ścięcia kosztów do 13.5 miliona dolarów, na co ekipa odpowiedziała długą listą potwierdzającą, iż jest to niemożliwe. Wtedy cały projekt zawisł na włosku bowiem zamiast dalszych negocjacji włodarze po prostu zakręcili kurek z pieniędzmi i wydawało się, że “Kevin sam w domu” będzie jedną z wielu produkcji, której nie udało się ukończyć z powodu braku funduszy. W takim wypadku byłby to zapewne zupełnie zapomniany projekt.
Hughes jednak wcześniej, potajemnie, rozmawiał również z przedstawicielami 20th Century Fox, w tym przede wszystkim swoim znajomym Tomem Jacobsonem, który wspominał już o tym filmie Joe Rothowi, prezydentowi wytwórni filmowej. Scenarzysta przedstawił im pomysł na film, na który obaj zareagowali entuzjastycznie, pytając ile w zasadzie pieniędzy na niego potrzeba. Słysząc o jakich kwotach mowa, Roth stwierdził, że 20th Century Fox może sfinansować ten projekt i był to - jak dziś wiadomo - prawdziwy strzał w dziesiątkę, z kolei włodarze Warner Bros. długo mogli sobie pluć w brodę.
Dzięki tym pieniądzom budżet filmu można było zwiększyć do wspomnianych już 18 milionów dolarów, wystarczyło więc nie tylko na wybudowanie całej makiety domu, na który napadają grani przez Pesciego i Sterna bandyci, ale także zatopienie jej w basenie znajdującym się w szkole, dublerów dla Culkina, Pesciego i Sterna, liczne trudne efekty pirotechniczne, ale także na motyw muzyczny napisany przez samego Johna Williamsa. Realizatorzy mieli bowiem problemy ze znalezieniem kompozytora, który mógłby napisać właściwą muzykę, a sam Columbus w pewnym momencie, w żartach, rzucił nazwisko najsłynniejszego, tak ówcześnie jak i obecnie, twórcy muzyki filmowej, z którym ostatecznie - poprzez kontakt ze Stevenem Spielbergiem - udało się nawiązać współpracę. Można zatem powiedzieć, że mimo wielkich problemów ostatecznie - niczym w najsłynniejszym filmie Franka Capry “To wspaniałe życie” - również za sprawą wszechobecnego w filmie świątecznego czaru - wszystko się udaje i powstaje ponadczasowy hit, oglądany jeszcze przez kolejne 30 lat w niemal każde Święta.
Przeczytaj również
Komentarze (36)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych