Tak, urodziłem się w 1995, ale czy to wyklucza mnie z grona fanów pierwszego PlayStation?
Nie od dziś wiadomo, że każdy wiek rządzi się swoimi prawami, dlatego tak widoczne są różnice pokoleniowe jakie tworzą się pomiędzy ludźmi. Sam wielokrotnie słyszałem i czytałem, że skoro jestem takim młodym szczylem, to nie mam prawa kochać pierwszego PlayStation. A właśnie, że mam!
To prawda, urodziłem się w 1995 roku, czyli kilka miesięcy po światowym debiucie pierwszej konsoli Sony, co prawdopodobnie powinno wykluczyć mnie z grona potencjalnych miłośników tejże konsoli, bo zacząłem być bardziej świadomy i kumaty dopiero w okolicach premiery PlayStation 2.
Powrót do przeszłości
No i będąc całkowicie szczerym, nie jestem w stanie przypomnieć sobie ile miałem lat kiedy po raz pierwszy w swoim życiu miałem styczność z grami wideo, ale było to jakoś w okresie gdy miałem 4 lub maksymalnie 5 lat - wtedy to u babci na wsi kuzyn z Warszawy pozwolił mi zagrać w Crasha Bandicoota 3: Warped. Od razu zakochałem się w tej grze, a gdy potem odpalił kodami demko Spyro, zacząłem jarać się jak wiedźma na stosie. Po powrocie do domu zacząłem rodzince marudzić, że chcę sobie pograć w takie cudo, ale niestety nie mogłem - a to dlatego, że pierwszym sprzętem do grania w moim domu było... PlayStation 2.
Z rodzicami poznawałem przygody Ratcheta i Clanka, Jaka i Daxtera, Sly'a Coopera, Gifta i innych bohaterów lat 2000-2002. Sam swojej konsoli doczekałem się jednak dopiero po przykrym wypadku szkolnym, gdzie za odszkodowanie i jakieś tam dołożone drobne, kupiono mi mojego prywatnego Szaraka! Tak, gdy w salonie stało PS2, ja dostałem PSX'a (o dziwo nie PSOne, a właśnie model oryginalny).
Wtedy to dostałem w swoje ręce trzeciego Crasha i oczywiście bez karty pamięci, bo tę zakupiono dzień później, przeszedłem z rodzinką chyba całą grę. Tak oto rozpoczęła się moja podróż przez otchłań przeszłości i archiwalne numery PSX Extreme oraz Neo Plus - to właśnie dzięki tym dwóm pismom zacząłem interesować się branżą na poważnie i siedziałem z nosem w każdym nowo nabytym numerze.
Tekken, GT, Spyro, Rayman, Croc... i dziesiątki innych "tłoków"
Nie ma się co oszukiwać - w tamtym czasie piraciłem gry tak jak praktycznie każdy, dzięki czemu dość szybko zyskałem dostęp do pokaźnej biblioteki tytułów na PSX'a, którą to jeszcze wzbogacono o kolekcję ojczyma, którą ten zbierał od premiery konsoli. Swoje pierwsze magiczne chwile z zabawką Sony spędziłem głównie na wspólnej rodzinnej zabawie - cioraliśmy w całą trylogię Crasha, stoczyliśmy setki pojedynków w Tekkenie 3, gdzie emocje naprawdę sięgały zenitu, a do tego spełniło się moje wcześniejsze marzenie i otrzymałem pierwsze Spyro. Ło panie, co to był za tytuł... piękno w czystej postaci.
Na początku byłem szczerze przekonany, że przygody fioletowego smoka to przyjemność na dosłownie kilkadziesiąt godzin - mogłem chodzić po wszystkich lokacjach w nieskończoność, zbierać wszystko dosłownie do ostatniego diamencika. Każde podejście do tej opowieści było wyjątkowe i niezapomniane, a tak na oko rzecz biorąc, ukończyłem całość chyba z 5 albo i 6 razy - tym bardziej byłem zdziwiony, jak kiedyś obejrzałem cały let's play Musiola i ten zamknął się w niecałych 5 godzinach.
Jeśli jednak myślicie, że maniaczyłem tak tylko w jeden tytuł, tutaj pewnie się zaskoczycie. Albo i nie. Drugiego i trzeciego Crasha ukończyłem po jakieś 10-12 razy, próbując coraz to cięższych sztuczek, jak wykorzystywanie bugów do speedrunowania i innych tego typu bajerów. Najwięcej jednak czasu spędziłem z Crash Team Racing - tego naprawdę nie jestem w stanie zliczyć. Tryb fabularny zrobiłem na 100% jakieś 20... może 25 razy, ale to ile godzin spędziłem na kanapowym graniu z ziomkami, kuzynką, siostrą czy nawet rodzicami, wie chyba tylko sam Wszechmogący.
Przygoda trwa...
Może to kogoś zdziwić, ale jestem jednym z tych graczy, którzy nigdy nie sprzedają żadnej swojej konsoli, gdyż nawet lata po zakończeniu jej wsparcia nowymi tytułami, wciąż mają w co grać. Mój Szarak skończył w tym roku 18 lat i pomimo posiadania 14 innych konsol w swoim mieszkaniu, wciąż na nim regularnie gram, a nawet uzupełniam kolekcję o oryginalne wersje gier, które dawno temu odważyłem się piracić bez umiaru.
Czasami wybór padnie na tysięczną partyjkę w CTR-a z ziomkiem, czasami siądę do ukończenia jednego z rozgrzebanych klasyków, w którym lata temu gdzieś tam utknąłem lub po prostu nie chciało mi się męczyć z jakimś bossem. I co jak co, ale powiem Wam, że Harry Potter na PSX'a to jedna z najbardziej paskudnych i okropnych gier z jakimi kiedykolwiek miałem styczność... co nie przeszkodziło mi w zrobieniu w nim 96% ukończenia.
Moja miłość do pierwszego "plejaka" jest na tyle duża, że posiadam w domu aż 3 egzemplarze - swój oryginał kupiony w 2002 roku, otrzymany od koleżanki z pracy PSOne, a także dorwany w pre-orderze PSX Mini. Niech sobie wychodzi PS5, PS6, czy nawet PS 2077, dopóki na świecie będzie jeszcze choć jedno działające PlayStation, będę na nim regularnie grywał.
Przeczytaj również
Komentarze (150)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych