Reklama
Warner Bros. i łączona dystrybucja 17 filmów w 2021 roku. Czy decyzja ostatecznie dobije kina?

Warner Bros. i łączona dystrybucja 17 filmów w 2021 roku. Czy decyzja ostatecznie dobije kina?

Iza Łęcka | 26.12.2020, 21:00

Od wielu miesięcy największe wytwórnie filmowe mają twardy orzech do zgryzienia. Próbując ratować się przed mrożeniem kolejnych produkcji, które coraz mniej cierpliwie czekają odłożone na półce, włodarze Warner Bros. zaskoczyli, ogłaszając nietypową formę emisji swoich największych nowości debiutujących w 2021 roku. Czy pandemia na trwałe odciśnie piętno na branży filmowej? Jak kina poradzą sobie z kolejnym wyzwaniem? Zapraszam do tekstu.

Wraz z początkiem grudnia gruchnęła wieść z obozu Warner Bros., którego przedstawiciele podali do publicznej wiadomości bezprecedensowe ogłoszenie. Uwzględniając możliwe trudności w dystrybucji nowości filmowych, zdecydowano się na udostępnienie całego katalogu przypadającego na 2021 rok w mieszanej formie: wraz z premierami w wybranych, otwartych sieciach kin, obrazy zostaną udostępnione widzom HBO Max przez okres jednego miesiąca całkowicie za darmo. O ile fakt, że kolejni giganci branży próbują ratować się z pandemicznej opresji nikogo nie powinien dziwić, o tyle ujrzenie w tym zestawieniu tak obiecujących filmów jak „Diuna” Denisa Villeneuve, „Matrix 4”, nowej odsłony „The Suicide Squad” czy „Godzilla vs. Kong” wydaje się kuriozalne. Sceptycy zwiastują powolny upadek kin, do którego swoją cegiełkę bezlitośnie dołożyło Warner Bros., czy jednak widzowie na trwałe odwrócą się od widowisk na salach kinowych?

Dalsza część tekstu pod wideo

Ratuj się, kto może

Warner Bros. i łączona dystrybucja 17 filmów w 2021 roku. Czy decyzja ostatecznie dobije kina?

O tym, że jedną z branż, która najbardziej ucierpiała na pandemicznych obostrzeniach jest scena filmowa, nie muszę nikomu przypominać. W pierwszej połowie 2020 roku wstrzymane zostały prace na największych planach, a producenci zaczęli kombinować, jak dokończyć nagrywanie takich hitów jak nowa odsłona Mission: Impossible, „The Batman” czy „Jurassic World: Dominion”. Po wprowadzeniu restrykcji, Hollywood powróciło w specyficznych warunkach do szybkiego trybu prac, choć wyzwaniem okazały się premiery kinowe. Co i rusz słyszeliśmy o kolejnych przesunięciach – Disney czy wspomniane Warner Bros. nie kryli się, że chodzi przede wszystkim o pieniądze, a dane blockbustery zasługują na swoje 5 minut na wielkim ekranie. Miesiące mijają, kolejne sieci nie mogą już poradzić sobie ze stratami finansowymi lub na chwilę są otwierane, by po następnych wzrostach zachorowań przerywać działalność. Tymczasem projekty są sukcesywnie finalizowane, i co? I nic. Filmy muszą odsiedzieć swoje na półkach, bo przy kosztach jakie generuje ich produkcja tylko światowa, klasyczna dystrybucja, z salami wypełnionymi widzami, wydaje się opłacalna. Sytuacja jest patowa.

Szefowie Warner Bros. w końcu przerwali milczenie i oferują własne rozwiązanie, jednak nie zapominają o X muzie. W oficjalnym oświadczeniu podkreślone zostało, że głównym celem jest „zagwarantowanie jak największej ilości filmów na światowym rynku kinowym w ciągu roku”. W wywiadzie dla The Hollywood Reporter, Toby Emmerich, prezes Warner Bros. Pictures Group, bronił stanowiska i podkreślił, że wszędzie tam, gdzie będzie można, nowe obrazy zostaną zaprezentowane na dużym ekranie, a głośne premiery  szczególnie zachęcą widzów do wizyt. Czy jednak tak będzie? Nie wiadomo. „Wonder Woman 1984”, która już od 10 dni dostępna jest na światowych rynkach niezbyt skutecznie przyciągnęła fanów. Choć w kolejnej przygodzie księżniczki Amazonek były pokładane nadzieje na miano kasowego hitu czy też najbardziej dochodowego widowiska tego roku, w 5 dni film zgarnął 38,5 miliona dolarów, czyli zdecydowanie mniej niż wynosiły pierwsze prognozy (60 mln dolarów). Ludzie czekali na udostępnienie blockbustera z Gal Gadot w roli głównej na HBO Max – już powoli nikt nie ma ku temu złudzeń, choć część analityków rynku twierdzi, że warto jeszcze przyglądać się efektom dystrybucji na zachodnich rynkach, a nuż przyniesie to lepszy skutek. Włodarze WB pragną jednak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Zawsze bowiem istnieje szansa, że dzięki miesięcznej emisji „Wonder Woman 1984” na platformie streamingowej przybędzie nowych subskrybentów. Prestiż marki również wydaje się nie bez znaczenia.

Warner Bros. i łączona dystrybucja 17 filmów w 2021 roku. Czy decyzja ostatecznie dobije kina?

Rozwiązanie przyjęte przez amerykańskiego giganta nieco różni się od wcześniej zastosowanych taktyk. Warto przypomnieć, że pierwsza przed szereg wyszła korporacja Myszki Miki, udostępniając za dodatkową opłatą subskrybentom Disney+ we wrześniu tego roku „Mulan”. Adaptacji kultowej animacji Disneya jeszcze kilka miesięcy wcześniej zwiastowano gigantyczny sukces – w końcu to pozycja przygotowana głównie z myślą o rynku azjatyckim, zatem zainteresowanie miało być ogromne. Za seans z wojowniczą księżniczką w domowym zaciszu policzono całkiem słoną kwotę (29,99 dolarów). Pomimo początkowych wzrostów liczby abonentów i większych kwot wydawanych w aplikacji przez klientów (wzrost o 193% w okolicy premiery), plany spaliły na panewce, bowiem nie miały swojego przełożenia na efektowne wyniki – przynajmniej nie w tradycyjnej emisji. W weekend otwarcia na terenie Chin film zarobił jedyne 23,2 mln dolarów, a pamiętając o kosztach produkcji w wysokości 200 mln dolarów i agresywnej kampanii promocyjnej skupionej na tamtym regionie, rezultat okazał się co najmniej mało zadowalający. „Mulan” natomiast udowodniła jedno: widzowie są w stanie zapłacić dodatkowe pieniądze za produkcję, nawet w usłudze streamingowej. Ponad 100 tysięcy subskrybentów usługi wykupiło dostęp do filmu, dzięki czemu Disney na czysto zgarnął ponad 35,5 mln dolarów z samej dystrybucji streamingowej. Rezultat nie jest zbyt wyróżniający, ale pozwolił nieco nadrobić straty.

Dla Amerykanów jest to również cenna lekcja, z której, miejmy nadzieję, wyciągnięto wnioski. Udostępnienie na miesięczny okres za darmo aż 17 widowisk w skali roku może przynieść nieco więcej pozytywnych efektów w dłuższej perspektywie. Za takimi produkcjami jak „Diuna” czy „Matrix 4” przybędą nowi widzowie, którzy zapełnią kiesę wykupionymi subskrypcjami. Jeżeli plan wypali, za przyszłorocznymi hitami mogą iść kolejne, co odciśnie wpływ na pozycji HBO Max na tle konkurencji.

"Nikt nie chce filmów z powrotem na dużym ekranie bardziej niż my. Wiemy, że nowe treści są siłą napędową kin, ale musimy zrównoważyć to z rzeczywistością, w której większość kin w Stanach Zjednoczonych będzie prawdopodobnie działać ze zmniejszoną wydajnością w 2021 roku. Dzięki temu jedynemu w swoim rodzaju rocznemu planowi możemy wspierać naszych partnerów w emisji stałym ciągiem filmów światowej klasy, dając jednocześnie widzom, którzy mogą nie mieć dostępu do kin lub nie być gotowi na powrót [na seanse- przyp red.], szansę obejrzenia naszych niesamowitych filmów z 2021 roku (...)”. - Ann Sarnoff, CEO WarnerMedia Studios and Networks Group.

Bunt na pokładzie

Warner Bros. i łączona dystrybucja 17 filmów w 2021 roku. Czy decyzja ostatecznie dobije kina?

W kuluarach mówi się również o bojkocie sieci kin, które mocno nie zgadzają się z ogłoszeniami Warner Bros. – na te niezadowolenie lekiem mają być zwiększone opłaty, jakie wytwórnia rzekomo miałaby ponieść, by móc udostępnić obrazy w funkcjonujących obiektach. Już teraz mówi się o znacznie korzystniejszych warunkach przy emisji „Wonder Woman 1984”.

Za wygraną nie dają jednak twórcy, którzy doskonale zdają sobie sprawę, że cierpieć będzie nie tylko ich twórcza duma, ale przede wszystkim portfele. Wiele czołowych person z branży filmowej podpisuje kontrakty, które oprócz honorarium zawierają gaże przeliczane procentowo od zysków, jakie osiągnie dana produkcja. Odłożenie na półkę kilkunastu wyprodukowanych filmów, do których niedługo miałyby dołączyć świeżo nakręcone, nie tylko wstrzymuje zarabianie, ale przede wszystkim generuje coraz większe straty. W obecnej sytuacji również stacje streamingowe nie są pewnikiem dochodów, jakich doświadczano przy normalnej dystrybucji, w czasie prężnie działających kin.

Sławni reżyserzy oraz aktorzy coraz głośniej i zdecydowanie krytykują włodarzy Warner Bros., atakując także HBO Max. Głośnym echem odbiła się wypowiedź reżysera „Tenet”, który podkreślił bezsensowność ogłoszenia i niszczenie lat współpracy ze znanymi, cenionymi filmowcami. Christopher Nolan nie omieszkał również podkreślić, że pomysł wytwórni okaże się kolejną wpadką finansową, bo jest nieopłacalny. Później w osobistym wpisie sam Denis Villeneuve miał odnieść się do nowych realiów największych produkcji. Reżyser „Diuny” trafił w samo sedno – wiele filmów kręconych jest z myślą o salach kinowych i podkręceniu doświadczenia, co generuje ogromne koszty. Jakość platform streamingowych nie zastąpi dźwięku, obrazu i atmosfery sal kinowych:

„„Diuna” to zdecydowanie najlepszy film, jaki kiedykolwiek zrobiłem. Mój zespół i ja poświęciliśmy ponad trzy lata naszego życia, aby uczynić go wyjątkowym doświadczeniem na dużym ekranie. Obraz i dźwięk naszego filmu zostały starannie zaprojektowane tak, aby można było go zobaczyć przede wszystkim w kinach”.

Do konfliktu niedawno dołączyło także Legendary Pictures, które ocierając się niemal o zakończenie sprawy na sali sądowej, wymusza na wytwórni zmianę planów na 2021 rok – przynajmniej w przypadku tak kluczowych filmów, jak „Diuna" czy „Godzilla vs. Kong”.

A co z kinami?

Warner Bros. i łączona dystrybucja 17 filmów w 2021 roku. Czy decyzja ostatecznie dobije kina?

Możemy śmiało stwierdzić, że kinomaniacy nigdy nie darują sobie wizyt przed wielkim ekranem. Doświadczenia, jakie generuje seans na sali kinowej, dźwięk oraz jakoś obrazu w połączeniu z efektami są nie do przecenienia, a spory katalog najnowszych produkcji jest tworzony przede wszystkim z myślą o wyzwoleniu najbardziej intensywnych emocji. Jesteśmy jednak coraz bardziej odzwyczajani od wizyt w kinach, a mają na to wpływ nie tylko regularne zamknięcia w domach, nowa rzeczywistość, w której ograniczamy kontakty z innymi, ale również umacniające się katalogi streamingowych gigantów. Dodajmy do tego nowinki technologiczne i systematycznie spadające ceny sprzętów RTV, które mogą zapewnić już obraz w 8K – przy odpowiednio wysokim budżecie zaoferujecie sobie wrażenia przypominające seans na wielkiej sali (choć nigdy nie zostanie on zastąpiony).

Jeżeli jednak filmy kosztują setki milionów, a ich dystrybucja stoi pod ciągłym znakiem zapytania (i stać będzie najpewniej jeszcze do czasu szeroko zakrojonych szczepień na koronawirusa), Hollywood i cała branża musi zacząć działać. Kolejna fala zmian nastąpi już za chwilę – obrazy, nawet te najbardziej widowiskowe, zostaną okrojone już na etapie produkcji. Jeżeli bowiem światowa dystrybucja stoi pod znakiem zapytania, blockbustery nie mogą kosztować setek milionów dolarów, bo okażą się prędzej czy później klapami finansowymi. 2020 rok już wielokrotnie dawał takie przykłady – w następnych latach producenci nie pozwolą sobie na kolejne kompromitacje i fiaska.

Warner Bros. i łączona dystrybucja 17 filmów w 2021 roku. Czy decyzja ostatecznie dobije kina?

Warner Bros. przybiło gwóźdź do trumny kinom, ale trudno dziwić się tak wielkiemu przedsiębiorcy, że próbuje się ratować i przy okazji ulepszyć pozycję swojej platformy streamingowej. W zderzeniu z konkurencją, HBO Max musi zwrócić uwagę kolejnych widzów – tym bardziej, że w planach jest rozszerzenie zasięgu o następne rejony świata, w tym także o Europę. Streaming przeżywa rozkwit, kolejni gracze chwalą się coraz lepszymi rezultatami i sukcesami finansowymi, dlaczego więc WB nie miałoby podnieść prestiżu swojej usłudze? Mając całą bibliotekę potencjalnych hitów, które zamrożone generują tylko straty, tylko głupi by tak nie zrobił. Prezes WarnerMedia, Jason Kilar, w swoim oświadczeniu podkreślił wagę ostatniej decyzji:

„Po rozważeniu wszystkich dostępnych opcji i przewidywanego stanu branży w 2021 roku, doszliśmy do wniosku, że jest to najlepszy sposób, aby działalność WarnerMedia w dziedzinie filmu mogła się rozwijać w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Co ważniejsze, planujemy dostarczyć konsumentom 17 niezwykłych filmów w ciągu całego roku, dając im wybór i możliwość decydowania o tym, jak chcą się nimi cieszyć. Nasze treści są niezwykle cenne, chyba że są pozostawione na półce i nikt nie ma możliwości ich obejrzeć. Wierzymy, że takie podejście służy naszym fanom, wspiera wystawców i filmowców, a także wzbogaca doświadczenie HBO Max, tworząc wartość dla wszystkich”.

Warner Bros. i łączona dystrybucja 17 filmów w 2021 roku. Czy decyzja ostatecznie dobije kina?

Żadnym górnolotnym stwierdzeniem nie będzie zdanie, że stoimy u progu przełomowych zmian. X muza od tak, z dnia na dzień, nie zostanie zmieciona z powierzchni ziemi, ale by utrzymać status kin potrzeba sporo wysiłków, które zweryfikuje pandemia. Za plecami czai się kolejny konkurent kin – streaming – będący w zaistniałych warunkach nieco pewniejszą formą debiutu dla kolejnych filmów. Zyski nie będą tak gigantyczne, jednak będą regularnie generowane. Mogę się założyć, że z czasem największe wytwórnie we współpracy z Netflixem, HBO Max, Amazon Prime i innymi opracują strategię, która umożliwi zdobycie jeszcze większej kasy. Dobro widzów, realizacje artystycznych zapędów twórców i filmowców to jedno, a pieniądze i wpływy, to drugie. Musimy mieć świadomość, co bardziej się liczy.

Z czasem kina mogą przejąć pozycję obecnych teatrów, ustępując miejsca platformom streamingowym. Czy nastąpi to z przyspieszeniem, czy będzie odkładane, zależy tylko od największych członków branży filmowej. Poszczególne sieci kin już powoli kończą swój żywot, bowiem seanse pozbawione widzów stają się nierentowne. Na naszych oczach dzieje się historia.

Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper