Nie tylko The Expanse. Najlepsze serialowe space opery
Z okazji premiery już piątego sezonu serialu “The Expanse”, opartego na powieściach duetu ukrywającego się pod pseudonimem James S.A. Corey, przyglądamy się najciekawszym serialowym space operom. Ten podgatunek science fiction święcił triumfy szczególnie w latach 80-tych i 90-tych, ale ostatnio powoli wraca do łask.
Gwałtowny rozwój technologii cybernetycznych, a także nadzieje i lęki związane ze spodziewaną ekspansją sztucznej inteligencji sprawiły, że twórcy filmowej fantastyki jakby nieco zapomnieli o jednym z głównych tematów jaki interesował ludzi jeszcze pod koniec poprzedniego wieku, czyli eksploracji kosmosu. Właściwie w ostatnim dziesięcioleciu tylko Christopher Nolan zdołał na dobre pobudzić wyobraźnię widzów serwując widzom starą, dobrą powtórkę z rozrywki w postaci klasycznego “Interstellara”, w którym załoga statku kosmicznego rusza, by znaleźć ludzkości nowy dom i uchronić gatunek przed totalną zagładą. Z godnych polecenia filmów można wymienić również niszowe “Aniarę” i “Prospect”, które korzystają z nieco staroświeckiego sztafażu i stosunkowo niskiego budżetu, a udaje się im wykreować całkiem udaną wizję podboju kosmosu (lub w pierwszym przypadku jego kompletnego fiaska).
Wydaje się, że wraz z coraz częstszymi informacjami na temat spodziewanej katastrofy klimatycznej, wróci również temat podróży w kosmos, do których szykują się przecież prywatne firmy. Mówią o tym od lat tak znani biznesmeni jak Elon Musk i Jeff Bezos, z drugiej zaś strony coraz mocniej swą obecność w przestrzeni kosmicznej próbują zaznaczyć Chińczycy, dla których jest to jedna z płaszczyzn walki o gospodarczą dominację Jeśli rzeczywiście kosmos stanie się areną walki o prymat w sferze symbolicznej, może to doprowadzić do stworzenia podobnej sytuacji jak w czasach rywalizacji między USA i ZSRR podczas zimnej wojny, w trakcie której doszło choćby do lądowania człowieka na księżycu. Będzie to oczywiście miało przełożenie również na popkulturę, nie tylko zachodnią, ale też chińską.
Należy się zatem spodziewać więcej produkcji, takich jak choćby dostępna na Netflixie “Wędrująca Ziemia”, a to dobra wiadomość przede wszystkim dla tych, którzy czekają na ekranizację trylogii “Wspomnienia o przeszłości Ziemi” Cixina Liu. Póki co przyjrzyjmy się jednak najciekawszym serialowym space operom, ze szczególnym uwzględnieniem seriali nieco starszych, a dziś może nawet trochę zapomnianych. Niewątpliwie do tego podgatunku można zaliczyć święcącego obecnie triumfy na całym świecie “Mandalorianina”, który jednak z racji na przynależność do świata Star Wars jest traktowany nieco inaczej.
Star Trek: The Next Generation
Pisząc o serialowych space operach nie sposób pominąć ogromnego dzieła opartego o twórczość Gene’a Roddenberry’ego, które ma przeróżne odnogi. To zresztą największy problem z jego całościową oceną, bo składa się ono z kilkudziesięciu filmów i seriali, w tym tych świeżych, takich jak dostępny na Netflixie “Star Trek: Discovery” czy ostatnia produkcja Amazon Prime “Picard”. Właśnie do tego drugiego nawiązuje umieszczone w tym zestawieniu “The Next Generation” bowiem kapitanem statku Enterprise jest w nim właśnie, grany przez Patricka Stewarta, Jean Luc-Picard. Współcześni odbiorcy wydają się mieć największy sentyment właśnie do tej serii, o czym świadczy choćby liczba różnorakich memów z nią związana.
Firefly
Dzieło Jossa Whedona pojawiło się już wcześniej jako produkcja, która została zakończona zdecydowanie za szybko. Rzeczywiście pomimo całkiem sporego zainteresowania i kultowego statusu po wielu latach, “Firefly” doczekał się zaledwie jednego sezonu, składającego się z czternastu odcinków. Ciężko to zrozumieć, bo serial w znakomity sposób łączył science-fiction z westernem, podkupując sporo łotrzykowskiego uroku, który w świecie “Gwiezdnych Wojen” był łączony przede wszystkim z postacią Hana Solo. Grany przez świetnego Nathana Filliona kapitan statku Serenity był właśnie tego typu bohaterem i żal, że produkcja nie dostała więcej czasu antenowego. Być może ktoś jeszcze kiedyś do niej powróci. Póki co warto dodać, że filmowy spin-off do tego serialu, zatytułowany właśnie “Serenity” można obejrzeć na Netflixie.
Battlestar Galactica
Jeden z najsłynniejszych seriali science-fiction łączy ze sobą wątki tradycyjnie przynależące do podgatunku space opery z wojennym sf. Przy tym, choć jego produkcja nie była tak skomplikowana jak w przypadku Star Treka, i tak serii o tym tytule, czy też pojedynczych filmów, jest tak dużo, że również łatwo się w tym pogubić. Fabuła większości pozycji przynależących do tego uniwersum traktuje o wojnie jaką wypowiedziała ludzkości rasa inteligentnych maszyn - Cylonów, będących oczywiście dziełem ludzi. Seria z lat 2004-2009 jest remakiem serialu z 1978 roku, który doczekał się jednego sezonu i 24 odcinków. Obecnie te cztery sezony są dostępne w ofercie Amazon Prime.
Babilon 5
Seans choćby jednego odcinka tej pięciosezonowej serii, która doczekała się nie tylko 110 odcinków, ale także sześciu filmów pełnometrażowych, to błyskawiczna podróż w lata 90-te, którymi ten serial wręcz ocieka. Jej twórcą jest Michael Straczynski, w odróżnieniu od innych, podobnych serii, które można by nazwać swoistymi procedural dramami, ze zwartą historią zamkniętą w ramach jednego odcinka ,“Babilon 5” uchodzi za przykład jednego z pierwszych seriali fantastycznych, w którym fabuła była rozciągnięta na kilka odcinków, a nawet na cały sezon. To w połączeniu z dbałością o detale przedstawionego świata, a mimo dość skromnego budżetu, zapewniło serii grono oddanych fanów na całym świecie.
Ucieczka w kosmos (Farscape)
Nieco zapomniany serial z lat 1999-2003, który miał się doczekać pięciu sezonów, ale został skasowany po czterech seriach, pozostawiając widzów z mocno specyficznym cliffhangerem, do którego nawiązała później trzygodzinna mini-seria “Farscape: The Peacekeeper Wars” z 2004 roku. Brak popularności nie może dziwić, bo w produkcji nie zagrali znani aktorzy, ale fani chwalą ją przede wszystkim za świetną kreację świata, a także charakteryzację postaci, którą zawdzięcza ona współpracy z The Jim Henson Company. Niestety serialu nie można znaleźć w żadnych legalnych źródłach i fani science-fiction z konieczności muszą podróżować przez mało uczęszczane rubieże Internetu, by go znaleźć.
Andromeda
Kolejna pozycja obowiązkowa jeśli chodzi o seriale science-fiction. Produkowana w latach 2000-2005 seria oparta jest o mniej znany dorobek twórcy Star Treka Gene Roddenberry, a główną rolę, kapitana Dylana Hunta, gra dobrze znany choćby z “Herculesa” Kevin Sorbo. Bohater ten to prawdziwy pechowiec, którego statek wpada do czarnej dziury, a dopiero po 300 latach, w sytuacji zatrzymania czasu na jego pokładzie, zostaje odnaleziony. Pod jego nieobecność wszechświat pogrążył się w różnorakich wojnach, Hunt postanawia jednak przywrócić do życia organizację Wspólnoty Planet, która wcześniej potrafiła zapanować nad chaosem.
Dark Matter
Kanadyjski serial produkowany w latach 2017-19, który doczekał się trzech sezonów i 39 odcinków. Podobnie jak poprzednia produkcja wyraźnie widać, że pomyślany on był na dłużej, bo wiele wątków nie zostało tam zamkniętych. “Dark Matter” zostało oparte na komiksach duetu Joseph Mallozzi - Paul Mullie i opowiada o losach sześcioosobowej załogi statku kosmicznego, której członkowie budzą się po latach przebywania w hibernacji, w nieznanym zakątku galaktyki, a dodatkowo ich pamięć została przedtem kompletnie wyczyszczona, dlatego muszą oni odpowiedzieć sobie na pytania co tu robią i kim naprawdę są. Ważną rolę gra tu humanoidalny robot, obecny na statku.
Czerwony Karzeł
Mocno specyficzna brytyjska produkcja łącząca ze sobą science-fiction i komedię. Awaria reaktora atomowego na statku zabija niemal wszystkich członków załogi. Przeżywa ją jedynie Dave Lister, który miał to szczęście, że w momencie katastrofy przebywał w hibernacji, do której trafił zresztą za wniesienia na pokład kota. Bohater budzi się jednak po 3 milionach lat od wspomnianego wypadku. Teraz z pomocą komputera pokładowego, hologramu innego, zmarłego w trakcie katastrofy członka załogi Arnolda Rimmera, z którym protagonistę łączy coś w rodzaju szorstkiej przyjaźni (oczywiście jeśli tylko ze znanego politycznego powiedzonka wykreślić jego drugi element), androida, a także wspomnianego kota (lub raczej tego co z owego zwierzęcia wyewoluowało przez tak długi czas) próbuje wrócić na Ziemię.
Cowboy Bebop
Mowa tu rzecz jasna o japońskim anime, a nie o przygotowywanym przez Netflixa serialu aktorskim. Składający się z 26 odcinków serial jest prawdziwą mieszanką najróżniejszych podgatunków fantastyki. Jeden z recenzentów podsumował ją jako połączenie cyberpunku ze space operą, kinem noir i komedią, dodać należy - zgodnie z tytułem - podlane dużą dozą świetnej muzyki jazzowej. Podróżujący przez kosmos główni bohaterowie Spike Spiegel i Jet Black niemal co odcinek natrafiają na przedziwne indywidua, mając oczywiście przy okazji wiele przygód. Japońska produkcja to absolutny klasyk i pozycja obowiązkowa dla wszystkich osób zainteresowanych podgatunkiem space opera.
Final Space
Interesujące, humorystyczne, trochę podobne do serialu “Rick i Morty” (choć oczywiście nie tak kreatywne i złośliwe), podejście do podgatunku space opery. Seria na razie doczekała się dwóch sezonów i można ją oglądać na Netflixie. Jej bohaterem jest przebywający na pokładzie kosmicznego więzienia astronauta Gary Godspeed, który poznaje dość specyficznego kosmitę (Chookity!), zwanego pogromcą planet i wraz z nim wyrusza w podróż na krańce wszechświata, przy okazji odpierajac ciągłe ataki dość specyficznego, kosmicznego bytu zwącego się Lordem Przywódcą. Głosu bohaterom tej bardzo sympatycznej animacji użyczają m.in. David Tennant, Steven Yeun i Ron Pearlman.
Przeczytaj również
Komentarze (41)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych