Zabójcze lato (2020) – recenzja filmu [Galapagos Films]. O 60 minut za długo

Zabójcze lato (2020) – recenzja filmu [Galapagos Films]. O 60 minut za długo

Iza Łęcka | 25.01.2021, 21:00

Informacja o śmierci niebezpiecznego terrorysty, kamera zwrócona na twarz wściekłego mężczyzny, sceny walki rodem ze słabego filmu sensacyjnego i nagranie „z ręki”, w trakcie którego jesteśmy świadkami tragicznego wypadku małżeństwa – tak w skrócie przedstawia się pierwsze 10 minut „Zabójczego lata”, a dalej jest jeszcze gorzej... Zapraszam do recenzji.

Kiedy w redakcji dzielimy się filmami do sprawdzenia, zazwyczaj mam swoje typy – gorzej, gdy Roger pojawia się z „propozycją nie do odrzucenia”, gdyż zazwyczaj wtedy nie wiem czego się spodziewać, choć najczęściej jestem pełna nadziei. W przypadku „Zabójczego lata” było podobnie. Zgodnie z zapowiedzią jest to thriller inspirowany atakiem bombowym w trakcie Bostońskiego Maratonu w 2013 roku. Nie, fabuła filmu nijak ma się do biegania i do Bostonu, chociaż wydarzenia rozgrywają się na wyspie w stanie Massachusetts. Przez pierwsze kilka minut widz ciężko się zastanawia o co tak naprawdę chodzi, bo przeplatające się sceny i motywy nie łączą się w znośną całość, ale lepiej zacznijmy od początku...

Dalsza część tekstu pod wideo

Zabójcze lato (2020) – recenzja filmu [Galapagos Films]. To film akcji czy romans o nastolatkach?

Zabójcze lato (2020) – recenzja filmu [Galapagos Films]. O 60 minut za długo

Tillie od pół roku mierzy się z żałobą i tragiczną śmiercią rodziców, którzy zginęli w trakcie lotu awionetką. Co gorsza, ostatnie chwile ich życia zostały nagrane w wiadomości do córki, co jeszcze mocniej oddziałuje na psychikę i nie daje ukojenia w bólu. Dziewczyna wydaje się być w totalnej rozsypce, codziennie zalewa się w trupa i kłóci z ciotką, u której mieszka. Podczas jednej z imprez na plaży poznaje Niko, który przeniósł się na wyspę i odkłada pieniądze na studia, jeżdżąc taksówką. Młodzi wpadają sobie w oko, a powstała między nimi nić porozumienia prowadzi do głębszego uczucia. Błoga sielanka zostaje przerwana, gdy do Nantucket przypływa brat chłopaka, którego zamiary nie są ani trochę pokojowe, a skupiają się na zemście. Tak, ja ciągle opowiadam o tym samym thrillerze, w którym poszczególne wątki przeplatają się niczym w kalejdoskopie: po scenach rodem z kiczowatego filmu akcji z lat 90., sceneria „Zabójczego lata” całkowicie się zmienia – oto znajdujemy się na wyspie, którą zamieszkują rodziny nie narzekające na stan portfela i widzimy grupę nastolatków opijających  rozpoczęcie lata. W międzyczasie obserwujemy kulisy śledztwa agenta FBI, który odkrywa, że śmierć rodziców Tillie nie była okropnym wypadkiem, a zaplanowanym działaniem terrorystów.

Recenzowane „Zabójcze lato” jest efektem prac polskiego reżysera, Andrzeja Bartkowiaka, który na swoim koncie ma takie produkcje jak chociażby „Romeo musi umrzeć”, „Doom” czy „Mroczna dzielnica”. Najnowszy obraz Polaka nie pozostawia cienia złudzeń, że mamy do czynienia ze swego rodzaju pastiszem gatunku, który thrillerem jest tylko z założenia. Napięcia jest tutaj jak na lekarstwo, zdecydowana większość fabuły poświęcona jest letniemu romansowi nastolatków, których przyjaciele gadają tylko o upijaniu się i paleniu trawy. Misja agenta specjalnego dodaje pikanterii temu „dziełu” - w roli Cantrella widzimy sztywnego Jamesa Remara, który nawet w trakcie najostrzejszych walk wypowiada swoje kwestie ze specyficzną manierą, nadając im tragizmu i zwiększając poczucie, że całkowicie nie pasują one do sytuacji. Wielokrotnie rozbawiły mnie sceny, gdy mężczyzna pojawiał się ni stąd ni zowąd, fakty w sprawie przedstawiał jakby czytał skrót meczu w gazecie i dziarsko podążał dalej za złoczyńcą.

Zabójcze lato (2020) – recenzja filmu [Galapagos Films]. Słabe aktorstwo, nietęga fabuła, miałkie sceny walki

Zabójcze lato (2020) – recenzja filmu [Galapagos Films]. O 60 minut za długo

Scenariusz „Zabójczego lata” niestety nijak się nie klei. Podczas seansu nieustannie zastanawiałam się, co pokusiło scenarzystów do tak dziwnego połączenia wydarzeń – czy była to za duża ilość alkoholu, czy trawki, o której nagminnie rozmawiają młodzi bohaterowie? W inny sposób bowiem nie potrafię wytłumaczyć sytuacji, w której niepozorna pielęgniarka okazuje się całkiem wprawiona w sztukach walki, dziewczyna podczas jazdy samochodem postanawia wziąć kąpiel w jeziorze, po czym, jakby nic się nie wydarzyło, wraca do samochodu, a zawzięta walka wręcz kończy się wybuchem jednostki centralnej, tuż po umieszczeniu w niej pendrive'a. Tak, recenzowana produkcja posiada wiele smaczków tego typu, które wywołają u Was zażenowanie. Wraz z rozwojem fabuły, sceny z założenia wywołujące smutek, po prostu mnie bawiły. Dlaczego wakacyjne imprezy były przedstawiane z taką dbałością o wszelkie detale? Nadal nie wiem, choć w trakcie seansu szczerze liczyłam, że terrorysta zajmie się nastolatkami i po kolei, niczym w horrorze klasy B, zacznie ich wybijać. Byłby to jakiś ratunek dla filmu, do którego pasowałby wtedy idealnie tytuł „Zabójcze lato”.

Muszę jednak przyznać, że „Zabójcze lato” jest całkiem spójnym obrazem. Aktorzy nie przyłożyli się do pracy, kwestie dialogowe są wypowiadane sztywno, a między Tillie i Niko nie czuć ani krzty chemii. Para nie wygląda na zakochanych nastolatków, a dwójkę zagubionych dzieciaków, którzy nie wiedzą co robią. Do tego dodajmy niepasujące dialogi, niezdarnie potraktowane elementy thrillera, w którym sceny walki wyglądają jakby były nagrywane w zwolnionym tempie, a pojawienie się czarnego charakteru niemal zawsze poprzedza niepokojąca muzyka. Uwierzcie, że nawet największy wybuch czy efekty specjalne nie uratowałyby nowego filmu polskiego reżysera.

Podczas pisania recenzji głęboko się zastanawiałam, kiedy tak naprawdę byłaby dobra okazja do sprawdzenia „Zabójczego lata” i przyznam Wam szczerze, że chyba nigdy. Jeżeli nawet macie sporo wolnego czasu i chcecie go spędzić przed ekranem to lepszym pomysłem okazałoby się zobaczenie powtórki ulubionego serialu niż tego filmu – no chyba, że jesteście entuzjastami szalonego miksu słabego akcyjniaka z romansem dla nastolatków. Thrillery bardzo lubię, wciągają mnie jak bagno, natomiast w przypadku nowej produkcji Bartkowiaka częściej śmiałam się z bezsensowności wydarzeń, niż z zapartym tchem śledziłam podążanie za niebezpiecznym terrorystą. Zakończenie „Zabójczego lata” było tylko wisienką na rozpadającym się torcie.

PS „Zabójcze lato” jest dostępne w ofercie Galapagos Films od 28 stycznia.

Atuty

  • Wyspa Nantucket to bardzo ładne, malownicze miejsce
  • Podczas seansu zastanawiałam się, który nastolatek zginie jako pierwszy

Wady

  • Sztywni aktorzy
  • Słaby scenariusz, pełen bezsensownych zwrotów akcji
  • Fabuła jest niespójna
  • Sceny walki Was rozbawią
  • Thriller? Tylko z nazwy

„Zabójcze lato” jest połączeniem thrillera i romansu dla nastolatków, w którym nic do siebie nie pasuje. To film dla zdesperowanych posiadających zbyt dużo wolnego czasu. A zapowiadało się na historię czerpiącą garściami z filmów akcji lat 90.

2,0
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper