Listy do M. 4 (2020) – recenzja filmu (TVN). Coraz dalej święta
Święta Bożego Narodzenia były już jakiś czas temu, kina były zamknięte, TVN nie wiedział, co robić. Aż uznał, że swój – zapewne murowany – hit udostępni na platformie player.pl. Ciekawe, czy osoby decyzyjne nie plują sobie w brodę, skoro od 12 lutego znów będzie można oglądać produkcje na wielkim ekranie. Ale może i tam w końcu trafią Listy do M. 4, bo o nich oczywiście mowa.
W czwartej części wraca duża część znanych z poprzednich odsłon bohaterów, dochodzą także nowi. Wszystkich czekają przeróżne przygody, pełne zaskakujących zbiegów okoliczności, nieporozumień i emocji. Widz będzie siedział na krawędzi fotela! No dobra, żartowałem.
Listy do M. 4 (2020) – recenzja filmu (TVN). Tony żenady
Okej, miejmy to z głowy – dobrze wiem, że wszyscy czekaliście na tę recenzję. Wszak do dziś zdarza się, że ktoś w komentarzach przywołuje moją recenzję Listów do M. 3, którym dałem 6. To, że parokrotnie pisałem, iż zdecydowanie się pospieszyłem i przyznaję, że się nie popisałem oraz że powinienem był dać o wiele niższą notę, wszystkim chyba jakoś umknęło. Nie mam pretensji – w sumie te Listy do M. 3 to całkiem spoko inside joke. Przy okazji recenzowania filmu Listy do M. 4 nie popełnię już błędów.
Na dobrą sprawę, nie bardzo wiem, o czym pisać. I nie tylko dlatego, że zdecydowana większość fabuły kompletnie wyleciała mi z głowy, chociaż film widziałem w czwartek wieczorem. Po prostu nie za bardzo jest co analizować, bo wszystko wygląda dokładnie tak, jak można się tego było spodziewać. Listy do M. 4 są całkowicie pozbawione uroku, lekkości i przede wszystkim humoru. O sensie wydarzeń już nawet nie warto wspominać. Jeszcze gdyby żarty były po prostu marne (sporo tu takich), to można by pewnie na to machnąć ręką. Problem w tym, że są w dużej części mocno niesmaczne, żenujące, a wręcz i skandaliczne. Twórców bowiem bardzo bawią na przykład dowcipy z molestowania w pracy. Dużo tu seksizmu, homofobii, wyśmiewana jest edukacja seksualna. A wszystko w sposób naprawdę żałosny.
Listy do M. 4 (2020) – recenzja filmu (TVN). Marność nad marnościami
Czy jest coś, za co można by pochwalić Listy do M. 4? Trudne pytanie. Od biedy można by uznać, że są tu ze dwa wątki z jakimś większym potencjałem na przyzwoitą produkcję obyczajową. Na przykład historia Szczepana, który chodzi po bloku i chce złożyć życzenia świąteczne sąsiadom, a przy okazji ich poznać. Tu też pojawiają się durne sytuacje i nieśmieszne żarty, ale ogólna konstatacja, że warto czasem porozmawiać z ludźmi, którzy dookoła nas mieszkają, jest jak najbardziej słuszna. Tyle, że nawet, jak pojawia się coś jakkolwiek interesującego, to natychmiast przykrywane jest tandetą. Tym bardziej, że film jest pełen product placementu i to bardzo nachalnego.
Nie pomagają też aktorki i aktorzy. Nikt się tu w żaden sposób nie stara, wszyscy jadą na całkowitym autopilocie. Do tego stopnia, że część jest chyba wręcz znużona tym wszystkim i ledwo maskuje, że jedyne, o czym myślała podczas kręcenia, to żeby mieć to jak najszybciej z głowy, dostać przelew i zająć się czymś innym. Seans filmu Listy do M. 4 jest też bardzo surrealistyczny. Już nawet nie chodzi o to, że święta były dawno temu i wszyscy o nich zapomnieli, więc trochę trudno jest „poczuć magię”. Dziwnie się po prostu ogląda ludzi biegających po mieście bez maseczek, wszystko wszędzie wygląda normalnie i kolorowo. Filmy służą oczywiście do eskapizmu, ucieczki przed smutną rzeczywistością, ale bardzo wątpię, by w tym przypadku to zadziałało.
PS Film jest dostępny na platformie player.pl.
Atuty
- W ze dwóch wątkach tkwi jakiś potencjał na przyzwoitą produkcję obyczajową (ale twórcy go nie wykorzystują)
Wady
- Cała reszta, na czele z żenującymi dowcipami
Czy jak napiszę, że Listy do M. 4 są beznadziejne (bo są), to można to uznać za mój recenzencki redemption arc?
Przeczytaj również
Komentarze (42)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych