Prototype – zapomniany i genialny. Trzecia część byłaby spełnieniem marzeń
Choć wszystkie znaki na niebie i ziemi zdają się sugerować, że kontynuacja serii Prototype jest niemożliwa, osobiście wciąż mam nadzieję, że raz jeszcze dane mi będzie dostać coś nowego w tym niezwykle brutalnym i krwistym świecie.
Będę z Wami szczery – od zawsze miałem ogromną słabość do gier, które pozwalały korzystać z przeróżnych super mocy i wpływać tym samym na otoczenie. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że wychowałem się, jak wielu z Was, na anime, które swego czasu leciały w polskiej telewizji hurtowo. Widząc na ekranie to, co wyczyniają Son Goku czy Vegeta, chciało się potem robić dokładnie to samo, w podobnym stopniu delektując się przewagą nad innymi.
Bliźniaczy wpływ miały na mnie amerykańskie komiksy i kreskówki, które na nich bazowały. Fascynowałem się mocami Spider-Mana, Hulka, Wolverine’a czy Mr. Fantastica. Koncept jednostek przeważających zwykłych obywateli bardzo mnie pociągał. Nie z chęci poczucia wyższości nad innymi, ale swego rodzaju stawiania czoła wrogom, którzy często nawet nie spodziewają się tego, na jak wiele nas stać.
Długo szukałem idealnego projektu w świecie gier, który byłby w stanie zaoferować mi doznania, jakich potrzebuję w tym temacie. Przebijałem się przez dziesiątki produkcji flashowych (o niektórych wspomniałem w tym tekście) oraz te nieco nowsze. Idealną odpowiedź dostałem dopiero w 2009 roku, gdy w moje łapki wpadł krwawy, brutalny i bardzo pociągający projekt od Radical Entertainment...
Prototype, czyli witaj Nowy Jorku!
Od premiery tego tytułu minie niedługo dwanaście lat. I choć wracając do niego dziś, dobrze widać, że jest to gra sprzed dekady, wciąż trzyma się naprawdę nieźle. Wizualnie w dalszym ciągu potrafi sprawić nieco przyjemności, a ciężki klimat nieustannie wylewa się z ekranu. Jak wspomniałem, pewnych archaizmów nie da się przeoczyć, ale zdaje się to nie przeszkadzać. I dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że już w momencie premiery, pozycja ta była niezwykle świeża.
W grze wcielaliśmy się w Aleksa Mercera, który był tytułowym Prototypem – człowiekiem, który w wyniku eksperymentów genetycznych, został obdarzony super mocami rodem z komiksów. Jego zdolności opierały się głównie na modyfikowaniu tkanek, co oferowało masę możliwości. Mogliśmy przyjmować postać napotkanych NPC (wraz z ich wspomnieniami), albo tak transformować swoje ciało, by było maszyną do zabijania – szpony, kolce, wielkie pięści... Do wyboru, do koloru!
Wszystko to otwierało naprawdę wachlarz możliwości. Z racji, że całość rozgrywała się na Manhattanie, a my dostaliśmy szansę przemierzania otwartego świata, opcje zdawały się wręcz bezkresne. Gdy zdążyłem uporać się z fabułą, wciąż wracałem, aby po prostu niszczyć otoczenie oraz przeciwników. Ot, dla czystej frajdy, która płynęła z umiejętności, jakimi obdarzony został Alex.
Prototype 2, czyli więcej lepiej, głośniej, mocniej...
Niespełna trzy lata po wydaniu pierwszej odsłony, Radical Entertainment wypuściło kontynuację i... Ależ to było dobre! Pamiętam gorączkowe wyczekiwanie, ażeby znów wejść do tego brutalnego świata i korzystać z jeszcze lepszych mocy. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że to jeden z tytułów, na jakie czekałem najbardziej w moim dotychczasowym życiu. A to bez wątpienia jest wyborem dość nietypowym i niepopularnym.
Twórcy zdecydowali się tutaj na bardzo ciekawe odwrócenie perspektywy. Tym razem wcielaliśmy się w Jamesa Hellera, który, jak sam twierdzi, w wyniku działań Aleksa Mercersa stracił żonę i dziecko. Zakończenie jedynki jasno wskazało bowiem, że nasze decyzje doprowadziły do zawirusowania prawie całego Nowego Jorku. Akcja sequela rozgrywa się czternaście miesięcy po zakończeniu poprzedniej części i jest to miasto nieco inne, niż przedtem.
I jest po prostu lepiej. Mamy więcej mocy, masę nowych możliwości, nieco podciągniętą grafikę, a przede wszystkim znacznie przyjemniej poprowadzoną fabułę. O ile w pierwszej odsłonie można było się niekiedy nudzić za sprawą schematyczności misji i wpychania ich na siłę, o tyle tutaj wszystko miało swój porządek. Nawet zadania poboczne mogły przynieść sporo ważnych informacji, a każda walka zdawała się sensowna. Godna śmierć.
Prorotype 3, czyli niespełnione marzenie
Tak minęło osiem lat. W przyszłym roku będziemy mogli mówić o dekadzie od drugiej części, a dopełnienia trylogii wciąż próżno wyczekiwać. Jak wiadomo, Radical Entertainment zostało zamknięte, a prawa do marki spoczywają teraz wyłącznie w rękach wydawców – Activision. Jeśli jednak wziąć pod uwagę, że przyznano oficjalnie, iż druga odsłona była finansową klapą, można mieć poważne wątpliwości odnośnie do szans na kontynuację.
Oddałbym wiele, aby być świadkiem powrotu Aleksa przy okazji możliwości, jakie oferuje dzisiejsza technologia. Szansę są? Pewnie są, ale nikłe. Z drugiej strony – kontynuacji Half-Life’a też miało nie być, choć to nieco inna sytuacja. Najgorzej, że jeżeli weźmiemy pod uwagę, jak potraktowano Prototype: Biohazard Bundle, można zakładać, że Activision niespecjalnie zależy na marce i nie widzą w niej potencjału na rozwój.
A szkoda...
Bo przyjąłbym wszystko. Porządny remake na miarę nowej generacji konsol, reboot serii, albo właśnie trzecią odsłonę przygód na Manhattanie. Opcji jest naprawdę dużo, ale mogłoby się zwyczajnie okazać, że w dzisiejszych czasach może to nie przejść. Jak wiadomo, tamte gry stały brutalnością, a obecnie raczej odchodzi się od podobnych zamysłów i coraz częściej stawia na uderzanie w sferę mentalną, aniżeli fizyczną.
Cóż, nie ma w tym nic złego. Choć chyba nigdy nie będę do końca spełniony w kwestii gier, jeśli nie otrzymam jeszcze jednej szansy na powrót do tego świata. Ale w takiej jakości, na jaką ów zasługuje. I dopóki będzie się tliła iskierka nadziei, dopóty będę ściskał kciuki. Próżno tu jednak liczyć na jakiekolwiek plotki, więc może bezpiecznej będzie zapomnieć...?
Przeczytaj również
Komentarze (30)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych