Sound of Metal (2019) – recenzja filmu (M2). Sound of Silence
Wciąż tylko niektóre kina są otwarte, ale pojawia się w nich coraz więcej nowości. Tym bardziej, że trwa okres rozdawania przeróżnych nagród filmowych – zwykle są to najciekawsze miesiące, bo dystrybutorzy z tej okazji chcą pokazać jak najwięcej docenianych produkcji. Oto recenzja filmu Sound of Metal (2019).
Ruben i Lou tworzą sceniczny duet, grając mocną, szybką metalową muzykę. Pewnego dnia, uwielbiający grać na perkusji Ruben zaczyna tracić słuch, do tego w bardzo szybkim tempie. Diagnoza jest brutalna – jeśli nie zadba o swoje zdrowie, wkrótce przestanie całkowicie słyszeć. By sobie z tym poradzić, Ruben udaje się do miejsca, w którym przebywa więcej osób niesłyszących.
Sound of Metal (2019) – recenzja filmu (M2). Rzecz o uzależnieniu
Punkt wyjścia, przyznać trzeba, jest dość banalny, ale jeśli wyobrażacie sobie, że dalej będzie konwencjonalna opowieść o tym, jak to utalentowany muzyk traci możliwość realizacji pasji i stara się zrobić wszystko, by jednak dalej grać, a na końcu jest wspaniały koncert, to mocno się pomylicie. Sound of Metal, film wyreżyserowany przez Dariusa Mardera, scenarzystę Drugiego oblicza Dereka Cianfrance’a, podąża często w bardzo nieoczywiste rejony i zwyczajnie jest zaskakujący.
Może też warto od razu napisać, żeby była jasność i nikt nie był zdziwiony – Sound of Metal w ogóle nie jest filmem o muzyce, o tym, co ona daje ludziom, o jej tworzeniu, o magii koncertów. Nic z tych rzeczy. Jedyne występy, jakie oglądamy to te na samym początku, gdy widzimy Rubena jako bardzo skupioną osobę, wypacającego na scenie trawiące go emocje. A potem traci tę możliwość i musi na nowo odnaleźć się w rzeczywistości. Sound of Metal jest przede wszystkim filmem o uzależnieniu. I nie chodzi tylko o to, że Ruben – jak sam przyznaje – zażywał w życiu wszystkie możliwe narkotyki, głównie heroinę, co oczywiście mocno odbiło się na jego zdrowiu i kondycji. Gdy zerwał z nałogiem, wpadł w sidła kolejnego.
Sound of Metal to opowieść o człowieku, który żeby funkcjonować musi być w niemal ciągłym gazie, ciągłych ruchu, ciągle coś robić, bez chwili wytchnienia. To swoista ucieczka przed myślami i uczuciami, z którymi nie można sobie poradzić. Nieprzypadkowo najważniejszym zadaniem, jakie Rubenowi daje prowadzący ośrodek dla osób niesłyszących Joe, jest poranne siedzenie w pustym pokoju, połączone z próbą nie robienia niczego konkretnego, po prostu pobycia z samym sobą. Dla Rubena jest to okazja, by poznać samego siebie, przemyśleć wszystkie doświadczenia, znaleźć sposób na inne funkcjonowanie, a może i szczęście oraz okazję do zaczęcia wszystkiego na nowo.
Sound of Metal (2019) – recenzja filmu (M2). Wybitne aktorstwo, wybitna realizacja
Sound of Metal ogląda się znakomicie, jest to film utrzymany w dobrym tempie, pojawia się tu trochę humoru (czasem gorzkiego), ale przede wszystkim nie można oderwać oczu od bohaterów. Zacznę jednak od granego przez Paula Raciego Joe, bo mam wrażenie, że trochę za rzadko się o nim wspomina. A jest to rola rewelacyjna. Joe to człowiek, po którym widać, że z jednej strony stracił w życiu w zasadzie wszystko, z drugiej i tak odnalazł swoje powołanie. Bez trudu wierzy się w jego mądrość, umiejętność prześwietlenia drugiej osoby w taki sposób, że dociera do najbardziej ukrytych i tłumionych uczuć. To gość, który potrafi być i bardzo sympatyczny oraz pomocny i zasadniczy oraz surowy. Naprawdę warto docenić ten występ.
Większość uwagi skupia się oczywiście na Rizie Ahmedzie, który wcielił się w Rubena. Ahmed pokazał już, że jest świetnym aktorem, na przykład w serialu HBO Długa noc. Tutaj jednak zalicza po prostu życiową rolę, do tego niesamowicie wymagającą. Nie chodzi tylko o to, że musiał dobrze pokazać cierpienie swojego bohatera, uzależnienie połączone z jednoczesnym brakiem zgody na to, co mu się przytrafia. Przede wszystkim Ahmed przez bardzo długi czas jest tu pozbawiony głosu (bo i tak nikt go nie usłyszy), więc musi opierać się tylko na gestach i mimice. I robi to doskonale, bo wszystko – sposób poruszania się, wyraz twarzy oraz to, co widać w jego oczach – składa się na wiarygodne pokazanie zachodzących w Rubenie zmian i trawiących go emocji. To rola, która wymagała nielichego skupienia, by widz mógł towarzyszyć bohaterowi w odkrywaniu na nowo samego siebie i szukaniu nowego podejścia do życia.
Jest to możliwe również dzięki absolutnie wybitnej warstwie dźwiękowej. Nie pamiętam, kiedy ostatnio (może nigdy) widziałem film, który tak doskonale sprawiałby, że widz jest w stanie wczuć się w to, co przeżywa bohater i w jakiś sposób odbiera rzeczywistość. Mamy tu więc bardzo dużo ciszy, ale też urwanych, o różnym stopniu głośności i długości dźwięków. W połączeniu z prowadzeniem kamery, które sprawia, że sami jesteśmy nieco zagubieni w przestrzeni sprawia to, że momentami niemalże sami jesteśmy Rubenem. Dlatego też akurat Sound of Metal naprawdę dobrze jest obejrzeć w kinie, na dużym ekranie i z porządnym udźwiękowieniem. Nie wiem, czy oglądanie tego filmu w domu będzie takim samym doświadczeniem, ale pewnie kiedyś to sprawdzę, bo z pewnością będę chciał go zobaczyć jeszcze raz.
Atuty
- Świetnie skonstruowana, podążająca w nieoczywistych kierunkach fabuła;
- Wybitne aktorstwo;
- Równie wybitna realizacja (dźwięk i prowadzenie kamery to mistrzostwo);
- Dużo emocji
Wady
- Nie ma żadnej wyraźnej wady, po prostu moim zdaniem film zasługuje na ocenę 9
Sound of Metal (2019) to film, któremu pod wieloma względami nie jest daleko do arcydzieła.
Przeczytaj również
Komentarze (16)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych