Jeszcze jest czas (2020) – recenzja filmu (M2). Rodzinne obligacje

Jeszcze jest czas (2020) – recenzja filmu (M2). Rodzinne obligacje

Jędrzej Dudkiewicz | 09.03.2021, 21:00

Kina – a raczej ich część, do tego raczej w większych miastach – są otwarte już od jakiegoś czasu. Jeśli tęskniliście za oglądanie filmów na dużym ekranie, to na pewno zaliczyliście kilka seansów. Biorąc pod uwagę, że nie jest wykluczone, iż w kolejnych województwach wrócą obostrzenia, niedługo znów może nie być takiej możliwości. Trzeba się zatem spieszyć! Oto recenzja filmu – dobrze pasującego tytułem do tego wywodu – Jeszcze jest czas (2020).

John nie ma najlepszych wspomnień z dzieciństwa, ze względu na to, że ma bardzo konserwatywnego i trudnego w relacjach międzyludzkich ojca, Willisa. Gdy jednak ten coraz gorzej sobie radzi, zabiera go z rodzinnego domu do Los Angeles, by się nim zaopiekować. Jak łatwo się można domyślić, nie będzie to takie proste.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jeszcze jest czas (2020) – recenzja filmu (M2). Rodzinne obligacje

Jeszcze jest czas (2020) – recenzja filmu (M2). Debiut

Jeszcze jest czas to kolejny przykład tego, że coraz więcej aktorek i aktorów chce spróbować swoich sił na stołku reżyserskim. Tym razem padło na Viggo Mortensena, który i tak jest wszechstronnie utalentowany – wszak poza filmami zajmuje się też muzyką, fotografią, czy malarstwem. Czy będzie z niego dobry reżyser?

Po jednej produkcji oczywiście trudno powiedzieć, ale wydaje się, że ma on potencjał i zadatki, by tworzyć ciekawe rzeczy. W Jeszcze jest czas porusza przede wszystkim kilka ciekawych tematów. Jednym z nich jest zderzenie pokoleń. Willis, najdelikatniej rzecz ujmując, nie jest zbyt sympatycznym człowiekiem. To seksista, homofob, przekonany, że cały świat kręci się dookoła niego, nigdy za nic nie przepraszający, konflikty najchętniej rozwiązuje przy pomocy siły. John ma partnera tej samej płci, wspólnie wychowują córkę, generalnie ma w sobie o wiele więcej wrażliwości – no nie wpisuje się w stereotyp „prawdziwego faceta”, który kultywuje jego ojciec. Powstaje więc pytanie, czy te dwie siły (bo też ma ją w sobie) są w stanie się jakkolwiek dogadać, znaleźć nić porozumienia, czy miłość jest w stanie zasypać tak duże podziały.

No właśnie, miłość. To drugi ważny wątek Jeszcze jest czas. Chodzi oczywiście o miłość rodzinną, syna do ojca (w drugą stronę, o ile można o niej mówić, jest to specyficzne uczucie). Mortensen zastanawia się, czy wystarczy kochać swojego ojca, żeby być w stanie mu pomóc. No i czy można jednocześnie go nienawidzić. Pytanie brzmi też, ile jesteśmy winni drugiej osobie, czy jeśli przez niemal całe życie ktoś nas zawodził, to rzeczywiście musimy rzucić wszystko i pędzić mu na ratunek, tylko dlatego, że łączą nas więzy krwi? A co z naszym życiem i bliskimi, którzy pełnią obecnie o wiele większą rolę – czy można ich obarczać tymi problemami? Odpowiedzi na te pytania wcale nie muszą być łatwe.

Jeszcze jest czas (2020) – recenzja filmu (M2). Bardzo dobre aktorstwo

Tym, co sprawia, że Jeszcze jest czas ogląda się bardzo dobrze i widz ma ochotę myśleć o poruszanych tu kwestiach, z pewnością jest aktorstwo. Viggo Mortensen to naprawdę bardzo dobry aktor i wydaje mi się, że dość mocno niedoceniony. Tutaj bardzo dobrze buduje swoją postać, widać, że John jest wrażliwy, przez co bardzo mocno przeżywa relację z ojcem, wewnątrz kłębi się mu mnóstwo emocji i myśli, ale też stara się, by zachować spokój i nie dać się sprowokować. Genialny jest też grający Willisa Lance Henriksen. W jakiś sposób udaje mu się sprawić, że Willisa nie tylko nie znosimy (bo to na serio nie jest typ, który budzi sympatię), ale jednocześnie w jakiś przedziwny sposób czasem mu współczujemy. Henriksen dobrze też radzi sobie z postępującą chorobą swojej postaci – Willis powoli przestaje ogarniać, co się dookoła niego dzieje, jednak nie zawsze ma się pewność, czy jego zachowanie wynika z tego, czy raczej jest to udawanie, obliczone na wywołanie w innych pożądanej przez niego reakcji (w tym sensie Willis jest też trochę trollem). Warto też zwrócić uwagę na wcielającego się w młodego Willisa Sverrira Gudnasona i grającą matkę Johna Hannah Gross – to naprawdę solidne kreacje, które pomagają zrozumieć, jak wyglądało dzieciństwo głównego bohatera.

Żeby nie było jednak tak kolorowo, Jeszcze jest czas ma trochę wad. Przede wszystkim wynikają one z faktu, że to debiut Mortensena. Nie zawsze radzi on sobie z utrzymaniem tempa, są momenty, które spokojnie można by wyciąć z filmu, albo skrócić. Brakuje też trochę więcej emocji – o ile można zastanawiać się, co samemu zrobiłoby się na miejscu Johna, o tyle jednak wszystko to nie zawsze oddziałuje emocjonalnie. Innymi słowy Jeszcze jest czas mogło być produkcją o wiele bardziej poruszającą. Nie zmienia to jednak faktu, że to całkiem udany debiut i warto ten film obejrzeć.

Atuty

  • Kilka bardzo ciekawych i uczciwie przedstawionych wątków fabularnych;
  • Bardzo dobre aktorstwo

Wady

  • Nie zawsze trzyma tempo, niektóre fragmenty można by skrócić;
  • Trochę za mało w tym wszystkim emocji

Jeszcze jest czas (2020) to całkiem udany debiut reżyserski Viggo Mortensena.

7,5
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper