Jim Ryan - wróg publiczny fanów PlayStation?
Jestem graczem od przeszło 25 lat. Tak na poważnie moja podróż w interaktywne światy rozpoczyna się wraz z pojawieniem się nieopodal 19-calowego odbiornika małego, szarego pudełka.
Urządzenie, które na zawsze zmieniło konsolową rzeczywistość, definiując standardy, dając początek wielu dzisiejszym markom, studiom deweloperskim i karierom ludzi odpowiedzialnych za obecne dokonania na polu kreatywnej i satysfakcjonującej rozgrywki. Moje osobiste przywiązanie do PlayStation nie oznacza, że każde potknięcie Sony będę sukcesywnie usprawiedliwiać. Błędnych decyzji podejmowanych przez twarze firmy przewinęło się wiele przez dwie dekady. Od projektów na miarę PS Home po aktywne wspieranie technologii 3D w telewizorach, na porażce Vity kończąc, o PS TV i tym retro-klasycznym nie wspominając. Każdemu z tych nieprzyjemnych okresów towarzyszyli zarządzający wówczas CEO. Kaz Hirai, Jack Tretton czy teraz, Jim Ryan. Ten ostatni właśnie został wrogiem publicznym nr 1. Pytanie brzmi, czy każdą decyzję kwestionujemy dla zasady czy faktycznie jest nam nie na rękę?
Szczęśliwy numerek
Dwie pierwsze i najbardziej legendarne konsole Sony do dzisiaj odpowiadają za historyczny synonim ogólnoświatowego przyjęcia marki PlayStation na całym świecie. Kiedy już nostalgiczne emocje opadną i przejdziemy chociażby do trudnego startu PS3, przestaje być kolorowo. Wtedy inżynierią kierował jeszcze ojciec Ken Kutaragi, pod czujnym okiem wiecznie uśmiechniętego Kazuo Hirai, bohatera dziesiątek memów związanych z ironicznym przekazem dojenia kasy od miłośników Sony. Dzisiaj, w świetle wyższych cen gier na wyłączność, zabawne memy się podwoiły. Cena średnio 350 złotych za pudełkowe wydanie nie należy do przyjemnych wydatków, natomiast tłumaczenie w kierunku lepszej jakości, niespecjalnie do mnie przemawia. Nadal istnieją zespoły dbające o efekt końcowy, potrafiący zachować standardowy pułap cenowy. Wraz z podniesioną kwotą, wracają mi w pamięci czasy Nintendo 64, choć w tym konkretnym przypadku, winę ponosiły wysokie koszty produkcji i dystrybucji kartridży.
To jednak materiał na inny wpis. Do aktualnych cen gier zapoczątkowanych przez 9. generację z ramienia Sony albo przywykniemy albo wykazując się cierpliwością, zaczekamy na stosunkowo szybkie obniżki cen. Obserwując pierwsze miesiące Demon's Souls czy Sackboy: Wielka Przygoda, ceny poleciały w dół bardzo szybko. Niewykluczone, że podobny los czeka nadchodzące Returnal. Brutalne lecz prawdziwe. Wracając do sytuacji z trudnym debiutem PS3, już wtedy zapadło wiele niekorzystnych decyzji. Przede wszystkim, zaporowa cena konsoli nieadekwatna do jakości. Pierwszy raz w konkurencyjnej historii, Sony przewyższyło technicznie konsolę Redmond, lecz ta przewaga przez lata nie pomagała. Egzotyka zasobów przeszkodziła zewnętrznym developerom, czego konsekwencją okazały się gorsze pod kątem technicznym wersje gier na obie platformy. To dopiero ironia losu. A raczej nieprzemyślane decyzje na etapie projektowania. Na X360 Microsoft zbudował dzisiejszy rosnący elektorat Xbox, ponieważ ten system miał swoje pięć minut nawet w naszym kraju. A często spotykam się z opiniami jednoznacznie sugerującymi, że "Polska jest krajem PlayStation". A może nawet jednym wielkim pokoleniem?
Czy ta tradycja ma szansę przetrwania chociażby przez kolejne lata? Konkurencja wymusza postęp, nawet jeśli krok do przodu jest brutalnym regresem przeszłości. Patrząc na obecne działania Sony, to właśnie następuje. PlayStation 3, chociaż dostarczyło masę znakomitych produkcji dedykowanych marce, odstaje od wielkiego poprzednika. Porażka na polu PS Home, 3D i praktycznie całkowite zaniedbanie aspektów wstecznej zgodności czynią więcej negatywnych wspomnień związanych z tą konsolą. I choć prezentowała się wizualnie niczym technologia jutra, jest mariażem niejednej błędnej decyzji. A rządził wtedy Kaz Hirai, nim został CEO całego Sony. Czemu te decyzje zostały tak szybko wybaczone? Odpowiedź jest bardzo prosta - dzięki PlayStation 4. Agresywne podejście w temacie gier, dobrej ceny urządzenia i falstartu Xbox One przeważyły na korzyść wschodniej korporacji. Tak, nie tylko ja widzę 4 jako szczęśliwy numerek. Taki okazał się dla całego Sony, gdy dywizja PlayStation wyciągnęła z otchłani resztę.
Wielkie zmiany
Z odważnymi decyzjami wiąże się duża odpowiedzialność. W ostatnim czasie boleśnie odczuł to chociażby CD Projekt z szanownym zarządem na czele. Teraz odczuwa to wizerunek Jima Ryan'a, obecnego CEO. Stanowisko przejął w 2019 roku, wcześniej piastował urząd szefa marketingowego działu PlayStation. Przyszła pora na cały dział interaktywnej rozrywki w Sony. Zastąpił tym samym Johna Koderę, który na stołku urzędował kilkanaście miesięcy przed następcą. To była po prostu zamiana miejsc. Kodera poszedł na fotel zastępcy, natomiast Ryan stał się najważniejszym środkiem decyzyjnym w SIE. Dopiero teraz zrobiło się o nim tak głośno. Wszystko przez rozwścieczony e-tłum graczy protestujący nad zablokowaniem sequela Days Gone. Z tym związane są jednak dość interesujące fakty. Dobrze pamiętam okres premierowy gry Bend Studio. Recenzenci zarzucali tytułowi pewną dozę odtwórczości, natomiast (prawdopodobnie) lwia część dzisiejszych krzykaczy tak samo marudziła na obecność błędów tuż po rozpoczęciu sprzedaży.
Sony w okresie kadencji PS4 przyzwyczaiło nas do wysokiej jakości gier wewnętrznych studiów, niemal pozbawionych technicznych partactw. Dwa lata temu, gdy wyszło Days Gone - nastąpiła sytuacja bezprecedensowa - oto gra Sony zawiera liczne błędy i jest niedopracowana! Miałem styczność z wyprawą Deacona przez pandemiczny Oregon, lecz owe zgrywanie się w komentarzach z uwagi na techno-ubytki było przesadzone. Mimo wszystko, jak dobre dla fanów horrorów, zombie i motocykli wydaje się nadal Days Gone, to pierwsza od kilku lat tendencja spadkowa wsród perełek Sony. Ktoś ostatnio odważnie stwierdził, że "Sony przejmuje się bardziej ocenami na Metacritic". Być może zarząd uświadomił dopiero głośny przypadek The Last of Us: Part II. Sequel Days Gone poświęcono na rzecz renowacji The Last of Us - taki projekt wymaga nakładów, to wprawdzie tylko moja teoria, lecz Ryan kieruje się bardziej korporacyjnym stylem myślenia niż zadowoleniem niszy skupionej nadal wokół Days Gone. Korpo-brutalność niestety jest wpisana w branży od momentu wkroczenia Raya Kassara do Atari pod koniec lat 70.
Zamknięcie sklepów starszej rodziny PlayStation. Kolejna ze zbrodni popełnionych przez aktualnego szefa SIE. Tylko zapomnieliśmy chyba o pewnej rzeczy - wsteczna zgodność to dzisiaj bardzo potężne narzedzie promocyjne w świetle nowej generacji. Kiedy Sony triumfowało na polu biblioteki stricte PS4, Phil Spencer rozpoczął nową modę wstecznej kompatybilności. Sprytnie wykorzystano lukę w tytanowej na pierwszy rzut oka gardzie Sony i PlayStation. A przecież marka jest prawdziwym filarem interaktywnego dziedzictwa. Wraz ze startem PS5, firma sprawnie adaptuje się do gałęzi konkurencji wyrastającej spod Microsoftu. Czy wstrzymanie starego PS Store jest częścią znacznie bardziej dalekosiężnej strategii? PS5 dopiera zaczyna rynkową podróż. Nowy PS Store działa raptem od kilku miesięcy. Wszystkie tytuły, które ogrywaliśmy na PS3, PSP, PS Vita mogą z czasem wrócić do ponownego obiegu. Zresztą, pobrane już raz, nie znikną na amen.
O tym, że decyzje Ryana niespecjalnie wpływają na opiniotwórczość całej populacji PlayStation świadczą liczby. Dwanaście tysięcy podpisów pod petycją o odwołanie ze stanowiska na przeszło 50-milionową bazę użytkowników to prawie jak kropla w morzu. Utrzymywanie starszych usług wiąże się z dodatkowym obciążeniem w postaci kosztów i oddelegowania zasobów ludzkich. Priorytetem jest obecnie PS5, Jim Ryan prawdopodobnie kieruje się dobrem ogółu kreując się na zło konieczne. Czasem postęp tego wymaga. Sony walczy skutecznie tylko orężem w postaci wysokiej jakości gier. Brakuje jednak alternatywy w postaci usług, którymi Microsoft coraz skuteczniej przyciąga nowych klientów. Redmond zbroi się także w gry. Zakupy kolejnych studiów i licencji to luksus, na jaki Sony nie może sobie pozwolić. Stąd koncentracja wyłącznie na dużych projektach. I z tym wiąże się ciekawa teoria, oby się nie sprawdziła.
Amerykanizacja PlayStation
Od dłuższego czasu widzę liczne komentarze, których autorzy twierdzą, że Sony za rządów Ryana staje się bardziej "amerykańskie". W świetle zamknięcia Japan Studio trudno się nie zgodzić. Akurat za to nigdy nie będę usprawiedliwiać obecnego prezesa. Osobiste wspomnienia z tak ambitnym tytułem jak Bloodborne są nieocenione. I choć autorem jest From Software, tak Japan Studio aktywnie wspierało proces twórczy. Nadmienić mógłbym jeszcze digitalne dzieła Fumito Uedy, stanowiące wizytówkę kreatywności i wzruszającego przekazu japońskiego kombinatu. Czy w praktyce oznacza to przekierowanie zasobów twórczych wyłącznie na sztandarowe marki?
Choć Returnal stanowczo zaprzecza takiej polityce, tak wolałbym aby Sony nie podążyło drogą sprawdzonych rozwiązań. Czyli skupienia się na wydawnictwie tylko najsilniejszych IP. Siłą rzeczy to od lat największy zarzut padający w stronę Redmond - "Halo, Gears, Forza". Tę składankę najczęściej się wymienia. Wydaje się, że posiadanie w zasięgu Microsoftu aż 24 studiów deweloperskich za jakiś czas totalnie złamie ten przyklepany przez "opozycję" slogan. Podczas gdy Sony posiada ich w sumie 12, a ostatnim zakupem było Insomniac Games, wciąż nie potwierdzono jeszcze transakcji opiewającej na posiadanie Bluepoint Games, autorów współczesnego Demon's Souls. Czy tego chcemy czy nie, trudne decyzje zapadały, zapadają i zapadać będą. Jim Ryan stał się wrogiem publicznym. Zabawne, bo branża zna przypadki nielubianych powszechnie biznesmenów, których kadencje paradoksalnie generowały największe zyski.
Tak było właśnie w historycznym przypadku Raya Kassara, którego wywołałem kilka akapitów wyżej. Czy tak będzie teraz? Przewidywania kilku następnych lat są w dzisiejszym konsolowym rynku bardzo trudne. Negatywny odzew graczy nasila się o wiele bardziej niż przed laty, kiedy nawet afery pokroju załamania PlayStation Network jakoś tak szybciej "wybaczano". Bo czemu tak płaczemy za brakiem sequela Days Gone, podczas gdy jeden z twórców otwarcie zarzuca brak zainteresowania tytułem za pełną cenę? Każdy wybór ma pewne konsekwencje. Decyzję zarządów niekiedy dyktujemy sami, za pośrednictwem portfeli. Niektórzy w swoich decyzjach kierują się mniejszym złem. Choć pewien łowca potworów rzekł - "zło jest złem, mniejsze lub większe, nie ma różnicy". Zgadnijcie, kto to powiedział?
Przeczytaj również
Komentarze (77)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych