Yasuke (2021) – recenzja serialu [Netflix]. Onimusha: Black

Yasuke (2021) – recenzja serialu [Netflix]. Onimusha: Black

Piotrek Kamiński | 05.05.2021, 21:00

Poznajcie historię pierwszego czarnego samuraja Japonii, którego Oda Nobunaga uhonorował własną rezydencją i ceremonialnym mieczem, mimo że ten nie pochodził z Japonii i miał skórę "czarną jak węgiel". Z tym ,że w tej wersji historii poza samurajami znajdziemy też wielkie roboty, wilkołaki, magię i diabli wiedzą co jeszcze.

Scenarzyści tak świata filmu, jak i gier uwielbiają męczyć postać Nobunagi. Czasami zrobią z niego ambitnego przywódcę, który pragnie zjednoczyć zwaśnioną Japonię, czasami rządnego krwi demona bez serca, a w jednym przypadku dołożyli mu długie, rude włosy, olbrzymie piersi i dla wykończenia dorzucili skandalicznie kusą zbroję. Nie ma facet lekko. W świecie gier, najczęściej kojarzony jest z rolą demonicznego króla w serii Onimusha, gdzie wcielający się w członka klanu Akechi gracz musi położyć kres jego tyranii. Jak na ironię, historycznie to Akechi Mitsuhide zdradził Odę, a nie odwrotnie. Tym ciekawiej jest obejrzeć serial, który maluje go w odrobię bardziej pozytywnych barwach.

Dalsza część tekstu pod wideo

Yasuke (2021) – recenzja serialu [Netflix]. Krew i demony

Głównego bohatera tej sześcioodcinkowej opowieści poznajemy w momencie, w którym gigantyczne roboty oraz demony z piekła rodem szturmują właśnie zamek Nobunagi. Sytuacja zdaje się być przegrana, lecz Yasuke (LaKeith Stanfield) nie ma zamiaru tak po prostu się poddać. Pragnie za wszelką cenę chronić swojego pana. Niestety, sam Oda nie łudzi się już, że uda mu się ujść z życiem, zachowując przy tym honor. Z pomocą swojego oddanego sługi popełnia samobójstwo, a zamek, wraz z marzeniem o zjednoczonej Japonii, upada.

20 lat później Yasuke wciąż mieszka w Japonii i jest potężnym wojownikiem, lecz nie chce już przelewać krwi. Na co dzień trudni się przewożeniem ludzi przez rzekę, piciem sake w miejscowym barze i użalaniem się nad sobą. Jego życie straciło być może sens, ale przynajmniej wciąż trwa. A sens można przecież odnaleźć. Nowy, być może lepszy. Okazja trafia się, kiedy kobieta należąca do klanu, który kiedyś znał, prosi go o przewiezienie chorej córki, Saki, w górę rzeki, do lekarza, który powinien być w stanie jej pomóc. Yasuke nie ma ochoty podejmować ryzyka, ale jego szlachetna natura ostatecznie wygrywa. Będzie to początek przygody pełnej magii, miecza, walki o ludzką duszę i, być może, odkupienie.

Yasuke (2021) – recenzja serialu [Netflix]. Onimusha: Black

Ogromne brawa należą się twórcom za przygotowanie sześciu odcinków prezentujących jedną, zamkniętą historię, będącą jednocześnie potencjalnym wstępem do czegoś więcej, jeśli serial znajdzie swoją widownię. Ciężko stwierdzić, czy tak się faktycznie stanie, ponieważ anime od Netflixa mają zazwyczaj swój specyficzny charakter, tak tonalnie, jak i graficznie, co wcale nie każdemu musi się podobać. Zwłaszcza jeśli lubią to 'prawdziwe' anime. Tegoroczna "Dota" raczej się przyjęła, choć należałoby wziąć pod uwagę fakt, że jest to adaptacja bardzo dobrze znanej gry, więc miała ułatwione zadanie. "Yasuke" to zupełnie oryginalna historia, ciągnięta jedynie nazwiskiem aktora podkładającego głos pod tytułową postać, LaKeitha Stanfielda, któremu zdecydowanie nie można odmówić talentu aktorskiego, lecz z wybieraniem dobrych ról bywa już u niego różnie. Jego L z netflixowej adaptacji "Death Note" do dziś nawiedza mnie w najgorszych koszmarach. Być może lekko hiperbolizuję, lecz wcale nie jakoś bardzo.

Poza nim, jest to produkcja bardzo typowa dla Netflixa - przepełniona ułatwiającym proces produkcji, lecz również rzucającym się w oczy CGI, szybką, porwaną animacją, która całkiem dobrze sprawdza się podczas oglądania walk zwykłych ludzi, ale wprowadza kompletny chaos, kiedy widz ma śledzić ruchy wielkiego demona o niesprecyzowanej ilości kończyn i innych macek. Pochwalić za to należy wykorzystaną paletę barw. Kolory są żywe i mocno kontrastowe, zwłaszcza kiedy akcja dzieje się w nocy, czy o zachodzie słońca. Cały serial jest niezwykle krwawy - wszędzie latają głowy, ręce, a ludzie zdają się składać niemalże z samej juchy, bo niemożliwością jest, aby z normalnego człowieka tyle się tego wylało - oraz poważny. Ciężko znaleźć choćby jedną scenę, która powstała po to, by jakoś ten ciężki klimat trochę przełamać. Odczucie podobne jak przy oglądaniu Berserka - z tym, że znacznie słabszego.

Yasuke (2021) – recenzja serialu [Netflix]. Potęga dobrze wykorzystanej kliszy

Skłamałbym pisząc, że źle mi się oglądało serial Leseana Thomasa. Fabuła idzie do przodu w satysfakcjonującym tempie, a kolejne potyczki, mimo że poskładane w zasadzie wyłącznie ze schematów tak już przemaglowanych, że aż przyjemnie się je punktuje, powinny usatysfakcjonować głodnego krwi i akcji widza. Szybkie cięcia sprawiające, że sekundę później olbrzymie drzewo zsuwa się po ich linii i upada; niemożliwie wysokie salta, po których natychmiast następuje doskoczenie do przeciwnika; krzyżowanie mieczy, które jakimś cudem nie stają się od tego tępe i wyszczerbione (poza samym finałem, gdzie miecz Yasuke jakby przypomniał sobie jak powinien wyglądać po tylu uderzeniach o inne ostrze); przecinanie wroga od głowy po jajka; dzieci potężniejsze niż wszyscy dorośli razem wzięci; robot uczący się o uczuciach; starcie tytanów. Wszystko to widzieliśmy już więcej razy niż pewnie gotowi jesteśmy przyznać, lecz wydaje mi się, że to właśnie ta znajomość wszystkich tych klisz, to ciepłe uczucie oglądania czegoś znajomego, sprawia, że "Yasuke" może się spodobać.

Jako anime samo w sobie, "Yasuke" nie powala właściwie niczym. Postaciom brakuje unikalnych cech wyglądu i charakteru, albo w drugą stronę - wyglądają po prostu dziwacznie. Fabuła jest prosta i w przynajmniej dwóch momentach przeskakuje dalej zdecydowanie zbyt prędko - do kompletu jeden z tych momentów to dosłownie finał całej opowieści, co potrafi skwasić trochę minę widza. Opening - tak ważny przecież element właściwie każdego szanującego się anime, jest nudny i nijaki. Przesłuchałem raz i na więcej ochoty już nie było. Sama ścieżka dźwiękowa zazwyczaj raczej nie przebija się na pierwszy plan, stanowiąc raczej niepozorne tło wydarzeń, ale wygrywany od czasu do czasu na syntezatorze motyw kojarzący się lekko z vangelisowym "Blade Runnerem" miło pieści ucho.

"Yasuke" nie jest może dziełem wybitnym, ale jako szybki, niewymagający serial do obejrzenia pomiędzy kolejnymi wielkimi produkcjami, albo standardowym, ekhem, kinem wypuszczanym przez platformę, powinien sprawdzić się w sam raz.

Atuty

  • Szybka, krótka, wciągająca historia;
  • Interesująco pokolorowany;
  • Opowiada jedną, spójną historię;
  • Krwawy jak na walki samurajów przystało;
  • Część projektów postaci sprawia bardzo pozytywne wrażenie...

Wady

  • ...a część dokładnie odwrotnie;
  • Nie ma do zaoferowania choćby jednego oryginalnego pomysłu;
  • Kilka dziur w fabule spowodowanych szybkim tempem rozwoju wypadków;
  • CGI mocno kłóci się z klasyczną animacją;
  • Oszczędna animacja, czasami wprowadza niepotrzebny chaos.

Nawet przyjemne, choć mocno szablonowe anime w stylu amerykańskim. Z nudów można sprawdzić.

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper