8 ciekawych horrorów z pierwszego PlayStation, o których mogliście zapomnieć
Ostatnio przeglądając swoją kolekcję gier z pierwszego PlayStation, natknąłem się na tytuły i serie, o których czas zapomniał, a które swego czasu na kanwie popularności survival horrorów ogrywałem regularnie. Nie zawsze były to tytuły z najwyższej półki, ale z różnych względów warto je sobie przypomnieć.
Niektóre serie horrorów znane z pierwszego PlayStation przetrwały jeszcze wiele lat, że wspomnę o Resident Evil, Silent Hill, Alone in the Dark czy nawet Clock Tower. Z kolei część z produkcji z lat 90. dobrze wykorzystywała zakupioną licencję na znaną markę i dzięki temu nie popadła w zapomnienie (dwie części szarakowego Aliena czy przyzwoite Evil Dead). Są też takie tytuły, o których powrót co jakiś czas się modlimy. Tak, patrzę teraz w stronę Parasite Eve, Dino Crisis i Soul Reaver (wbrew pozorom z horroru miał sporo).
Niemniej jednak gier z gatunku grozy było na PlayStation znacznie więcej. I nawet jeśli część była pokręcona jak ruski termos, a część kopiowała schematy znane z gier konkurencji, które odniosły sukces, to jednak zdołały mnie do siebie przyciągnąć, a czasami wywołać stan przedzawałowy. Oto osiem produkcji, o których niewielu już pamięta, a warto je wygrzebać z szafy.
Nightmare Creatures
Jaki czas temu przebąkiwano, że seria wróci z trzecią odsłoną, ale na razie zapadła niepokojąca cisza. Pierwsza część z PSX-a to klasyka horrorów akcji rozgrywająca się w 1834 roku. Czarna magia, mroczne ulice Londynu, masowe szlachtowanie zmienionych w potwory mieszkańców i klimat przez duże K. Choć był to tytuł akcji można było autentycznie doczekać stanu przedzawałowego, gdy nagle z mroku wyłaniały się kolejne maszkary. A stres napędzał też spadający wskaźnik adrenaliny, który trzeba było napełniać zabijając wrogów. W pierwszej części mieliśmy do wyboru dwie postacie, w dwójce, rozgrywającej się 100 lat później, w ręce graczy trafiał obandażowany obiekt eksperymentów ze szpitala Adama Crowleya, antagonisty z jedynki. Uzbrojony w topór potrafił odpalić bardzo soczyste finishery i był niecodziennym, głównym bohaterem. Trzecia część była w produkcji już lata temu, niestety bankructwo firmy Kalisto pokrzyżowało te plany.
Countdown Vampire
Udana, w mojej opinii, zrzynka z Resident Evil. Nie ma się zresztą czemu dziwić, wszak firmę K2 LLC odpowiedzialną za ten tytuł założyli byli pracownicy Capcomu i Square. Mieliśmy więc czarną ciecz, która zmieniała ludzi w wampiry (tylko czemu włóczyły się one tak samo jak zombiaki?), mieliśmy policjanta, który musiał ratować vipów na otwarciu kasyna, mieliśmy skrzynie przechowujące przedmioty, a nawet alternatywną wersję scenariusza z nowymi scenkami fabularnymi. To wszystko brzmi jak Resident Evil z wampirami i tym Countdown Vampire w sumie było, choć kilka elementów jak mini-gierki w kasynie, możliwość uratowania przemienionych w wampiry ludzi (specjalna broń) czy tryb, w którym zostawaliśmy wampirem polując na ludzi, były lekkim powiewem świeżości. Tytuł rozkręcał się zdecydowanie dopiero na drugiej płycie, a z czasem przeszło nam częstować ołowiem również nietoperze czy inne wilkołaki.
Dark Messiah
Gra znana też pod tytułem Hellnight wydana przez Atlusa w kolaboracji z Konami. Produkcja dość niszowa, ale osadzenie akcji w Tokio z przyszłości, w którym funkcjonuje spowity mrokiem system kanałów, gdzie żyją członkowie tytułowej sekty, było naprawdę intrygujące. Gracz trafia w to złowieszcze miejsce po wypadku pociągu. Koncept gameplayu był równie ciekawy - akcję obserwowaliśmy z pierwszoosobowej perspektywy, a w trakcie przygody poznawaliśmy różne postacie (choćby seryjnego mordercę). Jeśli nasz bohater zginął z rąk ścigającego nas potwora, z którym nie mogliśmy w żaden sposób walczyć (trzeba było brać nogi za pas), zastępowała go jedna z poznanych postaci. Można to więc porównać do liczby żyć, bo jeśli nie została już żadna postać w zanadrzu na ekranie pojawiał się napis Game Over. Głównym celem bohaterów było wydostanie się na powierzchnię, a mogli w tym pomóc nawet członkowie sekty, bo nie wszyscy byli nastawieni wrogo. To był naprawdę oryginalny tytuł. Tak go przynajmniej pamiętam.
Martian Gothic: Unification
Piękne czasy, gdy Take-Two wydawało takie niszowe produkcje. To w sumie po części kolejny klon Resident Evil w survival-horrorowym sosie, ale rozgrywający się w bazie marsjańskiej w 2019 roku (ten rok już dawno za nami, a bazy jak nie było, tak nie ma), gdzie trzyosobowa załoga ma zbadać, co stało się z poprzednią ekipą, która nie odzywała się przez wiele miesięcy. Oczywiście odkrywają, że członkowie załogi bazy zostali zabici. I powrócili jako krwiożercze zombie. Perspektywa trzecioosobowa, kamera zmieniająca perspektywę w zależności od lokacji, zdobywanie kolejnych kart-kluczy i zwiedzanie bazy jak nic przypomina grę Capcomu, choć mieliśmy tu trzy grywalne postacie, możliwość zmieniania się pomiędzy nimi, a nawet wymieniania przedmiotami dzięki specjalnemu systemowi tub próżniowych w całej bazie. Pamiętam, że strasznie irytował mnie fakt, że wrogów nie można było permanentnie zabić. Gdy wracaliśmy do lokacji potrafi ponownie wstać. Ale i tak plus za fajny, marsjański klimat.
Overblood
Ten survival-horror wyprodukowany przez świętej pamięci studio Riverhillsoft i wydany przez Electronic Arts nie był klonem Residenta. Akcja działa się w tajnej placówce zajmującej się klonowaniem, a my wcielaliśmy się w gościa z amnezją, któremu otworzyła się komora kriogeniczna. I jak się domyślacie celem było rozwikłanie zagadki, co tu się do cholery dzieje i kto za tym stoi. Z czasem dochodziły dwie grywalne postacie - kobitka i robot - a zmieniając się pomiędzy nimi mogliśmy rozwiązywać różne puzzle. Było trochę łażenia po korytarzach, strzelania do zmutowanych stworów, walki wręcz, zmiany perspektywy na FPP, a nawet namiastka quick time eventów. Typowy średniak, ale z fajnym klimatem. Na PlayStation trafiła też druga odsłona cyklu, ale nie był to już survival-horror.
Juggernaut
Tutaj mamy do czynienia z horrorem, który mocno inspirował się serią Myst. Dziewczyna naszego bohatera zostaje opętana, a z pomocą księdza chłopak opuszcza swoje śmiertelne ciało i wchodzi do umysłu lubej, który przybrał kształt ogromnej rezydencji. Dalej jest tylko lepiej, bo badamy kolejne części duszy dziewczyny, a zbliżająca się konfrontacja z diabłem to tylko część skrywanych tajemnic prowadzących nas do więzienia na wyspie, dżungli czy cyberprzestrzeni. Gra miała częściowo otwarty charakter i wstawki FMV (zajmowała trzy płyty), a oprócz rozwiązywania zagadek musieliśmy też sporadycznie używać broni. To był kolejny, typowy średniak, choć osobiście mam do niego spory sentyment.
Echo Night
Jeden z najstraszniejszych horrorów w jakie grałem na PlayStation, atmosferą przytłaczający momentami nie gorzej niż pierwszy Silent Hill. I to od From Software, przyszłych twórców serii Dark Souls. Akcję śledziliśmy z perspektywy pierwszej osoby i choć grafika nie zmuszała Szaraka do intensywnej pracy, to mroczne korytarze ogromnego statku, opanowanego przed duchy, były bardzo sugestywne. A duchy dzieliły się na te, które nas atakowały i na te, którym trzeba było pomóc. Z racji tego, że bohater nie dysponował bronią, walczyć z przeciwnikami można było za pomocą innych sposobów, choćby zapalając światło. Tajemnica śmierci ojca bohatera i cała intryga związana z przeniesieniem się do przeszłości i badaniem statku, który również uznany był za zaginiony, trzymała mnie w napięciu do samego końca. Druga odsłona gry, wydana na PS2 i rozgrywająca się w kosmosie, nie była już tak dobra.
D
Gra jednego z najbardziej kontrowersyjnych, japońskich twórców - Kenjiego Eno - który niestety w 2013 roku zmarł na zawał w wieku zaledwie 42 lat. Gość zasłynął między innymi krytyką Super Mario 64, zaprezentowaniem loga Segi Saturn na pokazie Sony czy podmianą już zacertyfikowanej płyty właśnie z omawianym D, by przemycić sceny kanibalizmu, które normlanie kontrola jakości by zablokowała. D pozwalało nam wcielić się w córkę dyrektora szpitala. Ten dokonał mordu na swoich pacjentach i zabarykadował się z zakładnikami. Dziewczyna miała poznać mroczną prawdę o swoim ojcu, rozwiązując zagadki i przebijając się przez kolejne lokacje w perspektywie pierwszo lub trzecioosobowej. Gęsty klimat, cztery zakończenia i patenty takie jak możliwość zobaczenia przyszłych wydarzeń sprawiły, że gra stała się hitem w Japonii. Wydane na Dreamcasta D2, mimo tej samej bohaterki, nie kontynuowało wątków jedynki.
Przeczytaj również
Komentarze (37)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych