Czy Christian Bale to najlepszy Batman? Czego możemy się spodziewać po Robercie Pattinsonie?
Rychła premiera kolejnej odsłony “Batmana” z Robertem Pattinsonem w roli głównej prowokuje do zadawania pytań o to jak poradzi sobie w niej nowy odtwórca i jakiej postaci spodziewać się w nowym filmie. Formuła produkcji o Człowieku-Nietoperzu zmieniała się kilkukrotnie, a aktorzy odtwarzający jednego z najsłynniejszych herosów uniwersum DC spotykali się z przeróżnymi ocenami wśród kinomaniaków.
Jeśli dobrze pójdzie, na początku przyszłego roku powinniśmy zobaczyć nową odsłonę “Batmana”, którego wyreżyseruje Matt Reeves. W rolę nieustraszonego obrońcy Gotham wcieli się tym razem, po raz pierwszy, Robert Pattinson. Aktor, który podobnie jak wielu wcześniejszych odtwórców Człowieka-Nietoperza, musiał się zmagać z przeróżnymi stereotypami, dotyczącymi wcześniejszych ról. W przeciwieństwie jednak do swych poprzedników 35-latek ma już pewne etapy za sobą. Mało kto bowiem współcześnie skojarzy go z rolą słynnego wampira Edwarda, w niesławnym z kolei filmie “Zmierzch”. Począwszy bowiem od “Cosmopolis” Davida Cronenberga Pattinson powoli, acz sukcesywnie, poszerzał zakres ról w jakich był obsadzany i dziś trudno go kojarzyć z tą jedną, najbardziej charakterystyczną. Stąd wynika zresztą pewna trudność z przewidywaniem jak wypadnie on w roli Bruce’a Wayne’a w najnowszym obrazie.
Mówiąc o podobieństwach warto podkreślić to, że praktycznie każdy aktor, który miał się wcielić w rolę Batmana był początkowo oprotestowywany przez wyjątkowo czuły, a czasami wręcz złośliwy fandom DC, po czym zazwyczaj okazywało się, że spisywał się w tej roli bardzo dobrze. Przy czym nawet najwięksi fani opowieści o Człowieku-Nietoperzu zapewne słabo kojarzą nazwiska takie jak Lewis G. Wilson, pierwszy i najmłodszy odtwórca tej postaci, a także Robert Lowery, bo pierwszym punktem odniesienia jest zwykle Adam West. Odtwórca roli wyjątkowo campowego, mocno komediowego Batmana na długie lata zapisał się w pamięci fanów serii, niekoniecznie pozytywnie, a do wizji wykreowanej w latach 60-tych odnosili się późniejsi twórcy, tworząc - zazwyczaj - już dużo poważniejsze projekty.
Legenda głosi, iż producent serialu wypatrzył Westa w reklamie telewizyjnej Nestle Quick, w której aktor odtwarzał mocno karykaturalną postać szpiega, którego można by określić mianem Jamesa Bonda na wesoło. Z uwagi na to, że pomysłem na zekranizowanie komiksów o Człowieku-Nietoperzu było właśnie podejście kampowe, West zdawał się pasować do tej roli idealnie. Co interesujące w kilka lat później odtwórca otrzymał propozycję zagrania 007 w filmie “Diamenty są wieczne”, który jak wiadomo również nie jest historią do końca poważną. Odmówił jednak tłumacząc, że jego zdaniem Bonda po prostu musi grać Brytyjczyk. Jego Batman mocno podobał się widzom w końcówce lat 60-tych, ale był już zupełnie nie w smak fanom kilka dekad później, gdyż ci domagali się zdecydowanie poważniejszego potraktowania swojego ulubionego bohatera.
Spory elektorat negatywny
Zdecydowanie bardziej mroczną produkcję o Człowieku-Nietoperzu szykowano już w latach 70-tych i miała być ona zgodna z duchem opowieści wykreowanej przez Boba Kane’a. Zarządzający jednak projektem Michael R. Uslan, który próbował podrzucić pomysł kilku wytwórniom filmowym, nie znalazł w nich zainteresowania. Jednym z powodów fiaska było to, że ich przedstawiciele nie godzili się na poważniejsze potraktowanie tematu, mając w pamięci właśnie - odnoszący sukcesy dekadę wcześniej - serial z Westem. Do tematu powrócono dopiero w latach 80-tych, kiedy scenariusz do pierwszego filmu skończył Tom Mankiewicz. O tym jak daleko od powagi konceptu znajdował się wtedy projekt świadczy jednak choćby to, że scenarzysta podrzucił go m.in. Ivanowi Reitmanowi, który widział w roli Bruce’a Wayne’a Billa Murraya, a w Robina miał się wcielić… Eddie Murphy. Po sporym sukcesie “Wielkiej przygody Pee Wee Hermana” zadecydowano o zatrudnieniu Tima Burtona, który okazał się twórcą przełomowym, jeśli chodzi o dalsze losy filmowego Batmana, dokonując także kilku odważnych decyzji obsadowych.
Wtedy już bowiem wiedziano o tym, że wybór odpowiedniego aktora może być kluczowy w kwestii powodzenia nowej historii Człowieka-Nietoperza. Kandydatów do jego zagrania było oczywiście mnóstwo, a na samych twórców naciskano, by obsadzić kogoś kto w tym czasie był jednoznacznie kojarzony z kinem akcji. Pierwszym wyborem miał być Pierce Brosnan, który jednak nie był tą rolą zainteresowany. Z kolei Michaela Keatona miał zaproponować producent Jon Peters, który był zafascynowany jego grąw mało znanym filmie “Clean and Sober”, a pracujący z nim już wcześniej Tim Burton po prostu się na to zgodził.
To co nastąpiło później było typową reakcją fandomu, która co prawda - nie w takim natężeniu, ale jednak - pojawiała się później, także przy innych kandydaturach do roli Batmana. Oficjele Warner Bros. otrzymali wtedy ponad 50000 listów z protestami przeciwko obsadzaniu w roli ich ukochanego bohatera właśnie Keatona, które zwykle podkreślały, że fani absolutnie nie życzą sobie powrotu do mocno kampowej wizji serialu z Adamem Westem, a w ten sposób wyobrażano sobie film z nim w roli głównej. Tymczasem aktor odnalazł się w niej znakomicie, będąc z jednej strony zwyczajnym człowiekiem, z drugiej potrafił również pokazać wyraźne rozdarcie w postaci Wayne’a/Batmana, spowodowane zarówno jego trudną przeszłością, jak i własnym statusem. W tym sensie z pewnością przeszedł do historii filmowej popkultury.
Podobnie jak w przypadku Keatona, choć już nie tak energicznie, do czego z pewnością przyczynił się niespodziewany sukces filmów z nim w roli głównej, krytykowani byli kolejni odtwórcy wybrani do głównej roli w następnych obrazach. Współpracy z Valem Kilmerem, który podobno podpisał kontrakt nie znając scenariusza ani nawet nazwiska reżysera, szybko pożałował Joel Schumacher, który wielokrotnie ścierał się na planie ze swoją główną gwiazdą. Z kolei jego niespodziewany następca George Clooney zaledwie rok wcześniej zaliczył przełomową rolę w “Od zmierzchu do świtu” Roberto Rodrigueza, trudno było więc powiedzieć jak poradzi sobie w tak wielkiej, przede wszystkim pod względem komercyjnym, roli.
Nawet uznawany dziś przez wielu za najlepszego Batmana w historii Christian Bale, miał duże problemy z dostosowaniem się do tej roli. Tuż przed kręceniem pierwszej części trylogii Nolana aktor wystąpił w świetnym “Mechaniku” Brada Andersona, na potrzeby którego musiał niesamowicie schudnąć, a zatem można było mieć uzasadnione obawy, co do tego czy podoła tej roli fizycznie. Choć z kolei takich kłopotów w ogóle nie miał Ben Affleck, Internet przez chwilę zapłonął, gdy ogłoszono, że to właśnie on zostanie nowym Człowiekiem-Nietoperzem. Jak widać niemal przy wszystkich nazwiskach można było w swoim czasie stawiać duży znak zapytania, co tylko podkreśla z jak trudną rolą mamy do czynienia.
Batman czy Bruce Wayne?
Z oceną przydatności aktora do roli Batmana zawsze był pewien problem, który polega na tym, że mówimy o postaci, przez długi czas filmu paradującej w dość skomplikowanym kostiumie, zasłaniającym jej również twarz. W tym kontekście właśnie warto pochwalić najbardziej krytykowanego w ostatnim czasie Bena Afflecka, który do roli Batmana pasował idealnie pod względem fizycznym i w tym zakresie spisał się w niej bardzo dobrze, mimo kiepskich ocen samych filmów, zazwyczaj zresztą niewiązanych z jego rolą. Być może zatem należy osobno brać pod uwagę postać Człowieka – Nietoperza i Bruce’a Wayne’a, będącego zazwyczaj bohaterem nawet ważniejszym niż sam komiksowy heros. Często bowiem ujawnia on dwoistość charakteru obrońcy Gotham, a czasem zwyczajnie uczłowiecza Batmana.
I w tym kontekście znów warto docenić Afflecka, który w bardzo dobry sposób łączy kreacje pewnego siebie, ekscentrycznego miliardera i momentami zmęczonego życiem, bo przytłoczonego wagą problemów jakie na niego spadły, człowieka, który dodatkowo jest nieustannie konfrontowany z konsekwencjami własnych działań. Wypada żałować, że aktor miał wyjątkowego pecha do kiepskich, mających duże problemy filmów, bo w lepszych produkcjach jego gwiazda świeciłaby pewnie jeszcze mocniej. W tym sensie można go nazwać duchowym spadkobiercą Michaela Keatona, któremu również udało się znakomicie uczłowieczyć postać Wayne’a, pokazać że pod płaszczykiem wyrachowania i pozornego spokoju kryje się spory, ludzki dramat, związany rzecz jasna z tragiczną historią rodzinną, która jak wiemy była (i zapewne jeszcze będzie) pokazywana w różny sposób.
Być może będzie to teza kontrowersyjna, ale na tle dwóch wcześniej wymienionych odtwórców nieco gorzej wypada chyba najlepszy, bo niezwykle wszechstronny, aktor, jakim jest Christian Bale. Nie wydaje się to wina samego artysty, a raczej konsekwentnej wizji Christophera Nolana, w którego filmach Człowiek-Nietoperz jest najczęściej przyćmiewany przez swoich przeciwników. Osobiście mam pretensje tylko do jego roli w “Mroczny Rycerz powstaje”, w którym - w wyniku działań podjętych w poprzedniej części - Bruce Wayne odczuwa gorycz totalnej porażki, dodatkowo wzmocnioną działaniem Bane’a, upokarzającego go także fizycznie. Na ile jednak mocno rozczarowująca w tym filmie kreacja Batmana jest zawiniona przez średni, bo mocno przeładowany scenariusz, a na ile odpowiada za nią sam aktor, to już oczywiście pytanie otwarte.
Dwie części przygód Batmana, wyreżyserowane przez Joela Schumachera, zdają się z kolei potwierdzać, że twórcy wcale nie muszą zastanawiać się nad kreacją głównego bohatera, jeśli stawiają przede wszystkim na widowisko. Val Kilmer jest w roli Wayne’a niemal kompletnie nijaki, co świetnie widać zarówno w rozmowie z Edwardem Nygmą (jeszcze nie Zagadką), a także interakcjach z Dr. Chase Meridian. Z kolei oglądając po latach film “Batman i Robin” ciężko się oprzeć wrażeniu, że George Clooney zupełnie nie wczuł się w rolę, a większość swoich kwestii wypowiada beznamiętnie, trafiając nimi w próżnię. W obu przypadkach jednak postawiono na zupełnie inne akcenty, niejako powracając do wspomnianej na początku wizji serialu z Adamem Westem, tym razem jednak z zupełnie innym opakowaniu.
Czego się spodziewać po Pattinsonie?
Jak widzimy zatem granie Batmana nie jest wcale łatwe, a ocena danego aktora zależy w dużej mierze od tego jaką wizję zaproponują sami twórcy. Kluczowe bywają również, osławione przez mocno specyficznego komentatora piłkarskiego Tomasza Hajtę, “te detale”, by wspomnieć w tym miejscu tylko o kwestii głosu Batmana, odtwarzanego przez Christiana Bale’a. Jego zachrypnięty, basowy głos był bowiem w wyjątkowo złośliwy sposób krytykowany, porównywany do “10-latka udającego dorosłego” i niejednokrotnie ważył on na ostatecznie negatywnej ocenie jego kreacji. W przypadku, gdy ma się do czynienia z milionami fanów na całym świecie, nawet najdrobniejsza decyzja może wywołać oburzenie dziesiątek tysięcy miłośników, którzy następnie dadzą o tym znać w mediach społecznościowych.
Wracając jednak do podziału na aktorów, którzy odcisnęli na tej roli swoje piętno i na tych, którzy byli tylko dodatkiem do mniej lub bardziej atrakcyjnego tła, wydaje się, że nowy odtwórca Batmana będzie raczej należał do pierwszej grupy. W zawodowym portfolio Roberta Pattinsona nie brakuje co prawda ról ludzi kompletnie wycofanych, takich jak choćby bohatera “The Rover” Davida Michoda czy też wspomniane już “Cosmopolis” gdzie jego bohater jest niemal kompletnie beznamiętny, a przez to też zupełnie nijaki. Po drugiej stronie mamy jednak choćby znakomite “Good Time” czy “Lighthouse” gdzie widać, że mamy do czynienia z interesującym odtwórcą. Nie ulega wątpliwości, że twórcy nowego “Batmana” muszą zaproponować kompletnie nową wizję, jednocześnie przeciwstawiającą się tej Christophera Nolana, a także kuszącą czymś więcej niż tylko atrakcyjna, nowoczesna estetyka, a zatem bez dobrze napisanej postaci głównego bohatera z pewnością się nie obejdzie.
W którą stronę pójdzie nowy film? Osobiście uważam, że dwoma elementami, do których Reeves i spółka będą musieli się odnieść, są ostatnie odsłony komiksowego “Batmana”, w których sam Wayne traci swą wielką fortunę i musi odnaleźć się w życiu jako człowiek z ludu, a także wizja zaproponowana przez Todda Phillipsa w “Jokerze”. Nieczęsto zauważanym elementem tego filmu są zalążki swoistej reinterpretacji “origin story” Batmana, w której ojciec Bruce’a jest przedstawiany jednoznacznie jako bohater negatywny, ważny członek powszechnie pogardzanej elity, która z kolei gardzi ludźmi będącymi poniżej nich w drabince społecznej. Do tego dziedzictwa powinien się odnosić również sam Bruce, a Pattinson wydaje się doskonałym odtwórcą roli stosunkowo młodego człowieka, zdecydowanie zbyt pewnego siebie, z uwagi na swój społeczny status, który jednocześnie uczy się żyć w świecie, w którym przewodnikami dużej części społeczeństwa są ci, z którymi przyjdzie mu stoczyć walkę na śmierć i życie.
Przeczytaj również
Komentarze (42)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych