Jeden gniewny człowiek (2021) – recenzja filmu (Monolith). Król Jason
Są w kinie takie połączenia, na dźwięk których od razu moje wstępne oczekiwania są całkiem spore. Jednym z nich bez wątpienia jest „Guy Ritchie + film gangsterski”. Na całe szczęście nie wyszedłem z seansu rozczarowany, wręcz przeciwnie. Oto recenzja filmu Jeden gniewny człowiek (2021).
Bohater, którego prawie wszyscy nazywają literką H dołącza pewnego dnia do firmy zapewniającej ochronę konwojów przewożących z jednego miejsca Los Angeles do drugiego duże środki finansowe – zwykle kilka milionów dolarów. Jak łatwo się można domyślić, jest to doskonały cel dla różnego rodzaju grup przestępczych, chcących przejąć ładunek. Wkrótce okaże się jednak, że H nieprzypadkowo znalazł sobie nową pracę, bowiem ma swoje tajemnicze motywy.
Jeden gniewny człowiek (2021) – recenzja filmu (Monolith). Coraz mniej takich filmów
Guy Ritchie jest w naprawdę dobrej formie. Do dziś uważam, że jego Król Artur: Legenda miecza był co najmniej porządnym filmem rozrywkowym i szkoda, że nie dostał kontynuacji. Jeszcze przed pandemią można było obejrzeć przyzwoitego Aladyna oraz znacznie lepszych Dżentelmenów jego reżyserii. A teraz przyszedł czas na film Jeden gniewny człowiek.
Jest to w sumie film, którego zwiastuna najlepiej jest nie oglądać, bo – jak to niestety często bywa – zdradza odrobinę za dużo. Z drugiej strony nie jest to specjalnie skomplikowana produkcja, w tym sensie, że nie sili się na żaden wielki przekaz, politykowanie, nic z tych rzeczy. To prosta, sprawnie opowiedziana historia – taka, którą ostatnimi czasy coraz rzadziej można oglądać w kinie. Owszem, ma swoje problemy scenariuszowe, które być może wynikają z tego, że tekst powstał na bazie wcześniejszego pomysłu i został przerobiony (między innymi przez samego Ritchiego). I nawet nie chodzi o to, że sporo rzeczy da się przewidzieć, na to spokojnie można przymknąć oko, tym bardziej, że są i elementy, które potrafią zaskoczyć. Fabuła ma po prostu trochę problemów konstrukcyjnych, to znaczy z jednej strony dziur logicznych, z drugiej scen, które są w zasadzie trochę nie wiadomo po co, bo nie mają potem żadnej kontynuacji.
Nie zmienia to faktu, że Jeden gniewny człowiek to niesamowicie sprawnie zrealizowany film. Po pierwsze, dawno już nie zdarzyło mi się, że w trakcie seansu ani razu nie spojrzałem na zegarek – tempo jest tu znakomite, a przede wszystkim historia po prostu niesamowicie wciąga. Na tyle, że wspomniane przed chwilą mankamenty scenariusza zaczyna się zauważać dopiero po wyjściu z kina, kiedy człowiek zacznie chwilę dłużej analizować to, co właśnie obejrzał. Po drugie, są tu po prostu znakomite sceny akcji. Nakręcone na tyle bezbłędnie, że nawet kiedy oglądamy to samo wydarzenie z trzech różnych perspektyw, ani przez chwilę nie czujemy nudy, raczej rosnący podziw. Tym bardziej, że to film, w którym postacie strzelają się na serio, nie ma tu taryfy ulgowej, rzucanych mimochodem żartów, mrugania okiem. Ogląda się to po prostu świetnie.
Jeden gniewny człowiek (2021) – recenzja filmu (Monolith). Bardzo dobre postacie
Takie też są postacie, które są kolejnym bardzo dużym atutem filmu Jeden gniewny człowiek. W H wciela się Jason Statham, którego niekoniecznie uznaję za dobrego aktora, bo ma on raczej ograniczony zakres możliwości. Tym niemniej tutaj jest perfekcyjny – H to człowiek, który w zasadzie porozumiewa się częściej spojrzeniami i chmurnym obliczem niż zdaniami wielokrotnie złożonymi. Facet jest niesamowicie pewny siebie, a Statham daje mu niesamowitą charyzmę. No i ważne jest to, że w pełni rozumiemy jego motywacje. To ciekawe, że z tak w gruncie rzeczy mało rozbudowanych elementów udało się stworzyć tak pełnokrwistą postać, za którą idzie się, jak w dym.
Także drugi plan jest bardzo dobrze obsadzony. Holt McCallany (którego ostatnio można kojarzyć z Mindhuntera) jako Bullet też jest znakomity – umiejętnie łączący twardość, luz i pewną dozę wrażliwości. Całkiem interesującą rolę ma Josh Hartnett, któremu udało się dobrze odegrać podwójne oblicze Dave’a – to, jaki jest na zewnątrz i to, co naprawdę ma w sobie. A do tego jego bohater się w jakiś sposób zmienia, co też jest fajne. Generalnie pełno tu postaci napakowanych, niedostępnych mężczyzn z kwadratowymi szczękami. I każdą da się – czasami mniej, czasami bardziej, ale jednak – zapamiętać.
Jeden gniewny człowiek to zatem naprawdę udany film, zapewniający kawał dobrej rozrywki. Ma on też porządne zdjęcia (nie tylko w scenach akcji), a także – nie umiem znaleźć innego określenia – dość nietypową muzykę, która jednak tak bardzo wpadła mi w ucho, że wciąż co jakiś czas gra mi w myślach. To akurat podobnie, jak w przypadku wspomnianego wcześniej Króla Artura: Legendy miecza, aczkolwiek w jego przypadku mowa była o soundtracku roku. Wracając jednak do nowego dzieła Guya Ritchiego – jeśli lubicie tego reżysera, czym prędzej wybierzcie się do kina. Jeśli nie, to też warto spróbować.
Atuty
- Bardzo wciągająca historia;
- Dobra reżyseria i znakomicie zrealizowane sceny akcji;
- Świetnie wykreowani i porządnie zagrani bohaterowie;
- Zdjęcia i muzyka (zapada ona w pamięć)
Wady
- Trochę problemów scenariuszowych, które jednak w dużej części zauważa się dopiero po seansie, wcześniej człowiek nie może oderwać się od filmu
Jeden gniewny człowiek (2021) to kolejny dowód na to, że co jak co, ale kino gangsterskie to Guy Ritchie robić potrafi.
Przeczytaj również
Komentarze (32)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych