Wojna o czas, czyli o rywalizacji w branży rozrywkowej
Jakiś czas temu CEO PlayStation przyznał, że dziś nie można już mówić wyłącznie o "wojnach konsolowych" i choć wypowiedź spotkała się z ofensywą, trudno się z nim w gruncie rzeczy nie zgodzić.
Jakiś czas temu duże zamieszanie wywołała wypowiedź szefa PlayStation, Jima Ryana. Wspomniał tam, że pojęcie „wojen konsolowych” nie ma już właściwie przełożenia na rzeczywistość, albowiem batalia nie toczy się teraz wyłącznie w hermetycznie zamkniętym środowisku, a na całym szerokim polu popkultury, w której skład wchodzi większa liczba elementów, niż tylko gry wideo.
Wypowiedź ta wzbudziła naprawdę sporo kontrowersji - znacznie więcej, niż mógłbym na początku przypuszczać. Lwia część komentarzy miała wydźwięk negatywny i ofensywny względem samego CEO, zarzucając mu odsuwanie się od tego, czym właściwie jest PlayStation - miejscem i platformą przeznaczoną dla graczy. Czytałem o rozwodnieniu, zapominaniu o swojej historii oraz opluwaniu gier wideo.
Ale właściwie czemu? Jest takie jedno powiedzenie, które uwielbiam, a którego bardzo często chyba nadużywam. Niestety w ostatnim czasie mam wrażenie, że trzeba to robić w wielu sytuacjach. Otóż kto się nie rozwija, ten stoi w miejscu, a kto stoi w miejscu, ten się w gruncie rzeczy cofa. Jest to prosta zależność i wydaje mi się, że Jim Ryan sam, nawet bez świty pomocników, zdaje sobie z tego doskonale sprawę.
Wojna o czas
W dzisiejszych czasach - czasach szerokiego i łatwego dostępu do wszelakich dzieł popkultury - uwaga nie jest kierowana wyłącznie w stronę gier wideo. Jasne, jeśli chodzi o zapaleńców, nie ma z tym problemu. Jednak nie o takich ludzi walczą w tym momencie największe brandy rozrywkowe. Wiecie, nie łapie się w sieć ryby, która już tam jest, bo byłoby to marnotrawstwo zasobów.
Osoby łaknące rozrywki nie muszą dziś wybierać pomiędzy graniem na PlayStation a graniem na Xboksie. Jest znacznie więcej rozpraszaczy. Choć z jednej strony konsole próbują nas przyciągnąć do siebie, to z tej drugiej wołają nas Netflix, HBO Go czy Disney Plus. A są jeszcze przecież media społecznościowe, które stanowią dziś pewien substytut rozrywki i znakomicie pożerają wolny czas.
Pozostając w sferze Sony - muszą się oni obecnie mierzyć ze sporą liczbą przeciwników. Dziś te wojny w branży rozrywkowej nie są pojedynkami bokserskimi, a bardziej wielkimi Royal Rumble niczym z WWE. Game Pass jest elementem takiego starcia, lepsze gry w PlayStation Plus także, a również ekspansja Disney Plus może być do tego zaliczona. To wszystko naprawdę nabiera rozpędu i śmiga niczym Shinkansen.
Nowe drogi
Inną formą walki jest próba zagarniania kolejnych terenów dla siebie. Przynajmniej raz w miesiącu czytamy o tym, że Netflix zamierza wchodzić coraz śmielej w branżę gier wideo. Amazon już jakiś czas temu wszedł na rynek ze swoją usługą Prime Gaming, a PlayStation Plus Video Pass początkowo zaskoczyło wszystkich, ale dziś jest traktowane jako coś normalnego. Widzicie pewien schemat działań?
Powiem nawet więcej - jestem na sto procent przekonany, że jest to dopiero początek. Będziemy świadkami kolejnych prób zagarniania odbiorców do siebie. Kiedyś myślano, że pieniądze są w pewnym sensie ograniczone. Jeśli ktoś wziął dla siebie większy kawałek tortu (więcej forsy), ktoś inny musiał dostać stosunkowo mniejszy. Dziś wiemy, że była to nieprawda. Analogia sprawdzi się jednak w kwestii czasu.
Każda doba trwa 24 godziny. Nie możemy jej wydłużyć, ani skrócić. Nie da się jej rozciągnąć i wygrzebać dodatkowych czterech godzin. Jeżeli w trakcie dnia wygospodarujemy 120 minut na popkulturę, a odcinek serialu zajmie nam połowę, na granie nie będzie więcej, niż godzina. To prosta kalkulacja. I właśnie dlatego nie ma możliwości, aby pojedynek o czas potencjalnych klientów ustał. Trzeba ciągle walczyć.
Czas to najważniejsza waluta
Między innymi z tego względu jesteśmy dziś świadkami, jak Microsoft czy Netflix ładują pieniądze w swoje usługi, ażeby wyciągać z nich jakieś namacalne tantiemy dopiero w perspektywie kilku/kilkunastu lat. Chodzi bowiem o to, aby uzależnić od siebie klienta. Potencjalny odbiorca, który zacznie zastanawiać się, jak chce spędzić wolne, na pierwszym miejscu ma mieć firmę X, Y lub Z.
Wracając jednak do branży gier - my, jako konsumenci, głównie na tym korzystamy. Nie ma sensu wzburzać się o to, że PlayStation przestaje być już tylko platformą do gier i idzie w masowych konsumentów. To dla nich jedyna opcja przeżycia, a my mimo wszystko zyskamy na takich ruchach. Nikt nam nic nie zabierze, a to, że w danej subskrypcji pojawi się kilka filmów albo jakiś komunikator głosowy… Co z tego?
Bawmy się więc dalej i cieszmy, że przyszło nam żyć w czasach tak łatwego dostępu do masy opcji na czerpanie frajdy. Trudno jest się dziś nudzić, a jedyne, na co możemy cierpieć, to prawdopodobnie nadmiar dóbr do sprawdzenia, który sprawia, że kupki wstydu powiększają się teraz o filmy, seriale i e-booki. Zawsze lepiej mieć jednak za dużo, niż nie mieć nic. Obserwujmy wojny, badajmy je i korzystajmy z ich owoców.
Przeczytaj również
Komentarze (34)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych