Kosmiczny mecz: Nowa era (2021) – recenzja filmu (Warner Bros.). Algorytm
Sequeloza to choroba, która niestety od dawna nawiedza Hollywood, prawie nie będące w stanie wyprodukować czegoś nowego, świeżego, oryginalnego. Wiadomo, niektóre kontynuacje są naprawdę udane i warte obejrzenia. Ale duża ich część nie ma w sobie nic ciekawego. Oto recenzja filmu Kosmiczny mecz: Nowa era (2021).
Głównym bohaterem filmu jest tym razem LeBron James, któremu bardzo zależy na tym, by jego młodszy syn również został koszykarzem. Dom woli jednak tworzyć gry komputerowe, przez co ta dwójka nie za bardzo się dogaduje. Pewnego dnia niejaki Al-G Rythm porywa LeBrona i Doma, przenosi ich do wirtualnej rzeczywistości. By odzyskać wolność i syna, James będzie musiał wygrać mecz koszykówki.
Kosmiczny mecz: Nowa era (2021) – recenzja filmu (Warner Bros.). Gra na nostalgii
Przyznam szczerze, że trochę trudno było mi sklecić tę krótką zajawkę fabuły, bowiem punkt wyjścia jest cokolwiek absurdalny i pokręcony i trochę za dużo miejsca zabrałoby dokładne tłumaczenie, o co chodzi. Przy czym akurat to samo w sobie nie jest zarzutem, wszak Kosmiczny mecz z 1996 roku nie miał jakiejś specjalnie sensownej fabuły.
Tym niemniej Kosmiczny mecz: Nowa era wyraźnie czerpie garściami ze swojego poprzednika, ale robi to w taki sposób, że zamiast poczuć nostalgię za hitem lat 90. czułem głównie irytację. Głównie dlatego, że to nie jest tak, że smaczki i odwołania zostały pomysłowo wplecione w fabułę. Cały scenariusz wygląda, jakby został napisany przez algorytm, co jest o tyle zabawne, że głównym przeciwnikiem jest tu właśnie chcący przejąć kontrolę nad światem program komputerowy, Al-G Rythm.
Niby ma to być więc przestroga przed tym, że jesteśmy bez przerwy inwigilowani przez różnego rodzaju oprogramowanie, co do którego nie wiemy, jak dokładnie działa, a jednocześnie zrobione jest to tak bardzo bez serca, że można się zastanawiać, czy za produkcję nie stały roboty. Twórcy bardzo starają się wywołać w widzu emocje, a te mamy czuć przede wszystkim w związku z wątkiem relacji ojciec-syn. LeBron James nie może pogodzić się z tym, że jego syn Dom chce czego innego niż on i dopiero z czasem nauczy się, że po pierwsze, musi mu pozwolić być sobą, po drugie, że liczy się nie tylko ciężka praca, ale czasem potrzebna jest też pewna dawka zabawy. A, no i rodzina jest najważniejsza i czasem trzeba się dla niej poświęcić.
Przesłania to słuszne, ale podane w taki sposób, że nie wiem, czy ktoś rzeczywiście się tym przejmie. Najmłodsi mogą być nieco przytłoczeni tym, ile tu się dzieje, nieco starsi dość szybko wyczują, jak bardzo to wszystko jest infantylne i zrobione, jak od sztancy.
Kosmiczny mecz: Nowa era (2021) – recenzja filmu (Warner Bros.). Dubbing i efekty specjalne
Kosmiczny mecz: Nowa era ma też sporo elementów mocno nierównych. Przykładowo: humor. Co jakiś czas, niestety dość rzadki, trafiają się całkiem udane żarty, czy sytuacje. Więcej jednak jest takich, które budzą politowanie. Grający samego siebie LeBron James jest w miarę w porządku, aczkolwiek jednak Michael Jordan budził większą sympatię. Najlepszą postacią jest według mnie Króliczka Lola. Tak, ta sama, o którą była taka awantura wywołana przez między innymi jednego z posłów Konfederacji, że wygląda inaczej i nie jest już tak seksowna, jak w filmie z 1996 roku (swoją drogą ciekawe jest to, że takie coś przeszkadza mu w filmie głównie dla dzieci, a jednocześnie krzyczy o tym, jak to różne środowiska chcą jakoby seksualizować te same dzieci). Lola jest bardzo sympatyczna, zawadiacka, ma sporo charakteru i waleczności, wydaje mi się też, że jest najlepiej zdubbingowana. Jeśli chodzi o ten element, to również jest jednak tak sobie, a z tego, co wiem, film będzie w polskich kinach tylko w takiej wersji.
Na sam koniec trzeba wspomnieć o efektach specjalnych, bo to głównie z nich składa się Kosmiczny mecz: Nowa era. Rzeczywiście są one na bardzo wysokim poziomie – jest kolorowo, spektakularnie, a ponieważ akcja w większości rozgrywa się w rzeczywistości wirtualnej, to prawa fizyki nie obowiązują i twórcy mogą sobie pozwolić w zasadzie na wszystko. Z czego skrzętnie korzystają. Tyle, że sam mecz koszykówki jest po prostu nudny i pozbawiony polotu, nie pomaga też, że nie ma żadnych reguł, a niektóre elementy, które zostały wcześniej wprowadzone, nagle zostają zmienione. Ostatecznie więc Kosmiczny mecz: Nowa era to spore rozczarowanie i chyba wręcz nieco naciągam ocenę końcową.
Atuty
- Świetne efekty specjalne;
- Generalnie słuszne przesłania…;
- Kilka niezłych żartów…;
- Króliczka Lola
Wady
- …Ale podane w marny sposób;
- …Więcej jednak słabych;
- Strasznie marny scenariusz, wyzuty zupełnie z emocji i fajnych pomysłów;
- Tak naprawdę jest to po prostu nudne
Kosmiczny mecz: Nowa era (2021) to film wyglądający, jakby został stworzony przez algorytm. A ten jeszcze nie do końca nauczył się imitować ludzkie emocje.
Przeczytaj również
Komentarze (72)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych